środa, 6 marca 2013

005. "Ulotna nadzieja"


It's Wanted Wednesday!
Witam Was z nowym rozdziałem.
Dzisiaj poznacie ukochaną sąsiadkę Jay'a, zostaniecie świadkami w sądzie, a także zobaczycie, jak upierdliwy może być Nath. Zaciekawieni?
Więc czytajcie! A swoje opinie zostawiajcie pod rozdziałem, proszę.
<Znów jestem chora, więc nie ma żadnych ciekawych uwag na początku.>
Ach, no i zachęcam do zaglądania w zakładkę "Zapowiedzi"!

Kiedy chłopcy układali panele na górze, dziewczyny zeszły na dół do kuchni. Eliane oparła się o szafkę kuchenną, podczas gdy Marthe penetrowała wnętrze lodówki.
- Co jemy? - spytała po chwili Mar.
- Wiesz, że jesteś świetną kucharką, prawda? - rzuciła Brunetka, uśmiechając się słodko.
Marthe kiwnęła głową twierdząco.
- Nikt nie umie robić takiej zapiekanki ziemniaczanej, jaką ty robisz - westchnęła Młodsza.
Marthe przygotowała mięso i warzywa, podczas gdy Ellie obierała ziemniaki i kroiła je na plasterki. Następnie wyłożyła nimi spód naczynia żaroodpornego. 
Rozsmarowała warstwę farszu, potem znów ziemniaki, znów farsz i znów ziemniaki. Na wierzch sypnęła kilka przypraw i wstawiła naczynie do piekarnika.
W tym samym momencie usłyszały rozdzierający krzyk Tom'a na górze.
- Myślisz, że stracił nogę, czy rękę? - spytała Eliane, niespokojnie zerkając na górę.
- Myślę, że to i to - mruknęła Marthe, idąc w stronę schodów.
Brunetka miała podążyć za nią, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Dała znać przyjaciółce, że otworzy.
Złapała za klamkę i uchyliła drzwi. W pełnej krasie ukazała jej się ta sama ruda dziewczyna, która wczoraj odwiedzała Jay'a. 
Z przykrością musiała stwierdzić, że przy sąsiadce wyglądała żałośnie. Ubrudzona farbą, z zakurzonymi butami i potarganymi włosami nie mogła nawet porównywać się do wysokiej kobiety z gładkimi włosami, leniwym uśmiechu i czyściutkimi ubraniami.
Ruda cofnęła się na krok i sprawdziła numer domu. Ellie rozejrzała się po okolicy, wyczekując na ruch tamtej.
- Dzień dobry - odezwała się w końcu sąsiadka.
- Cześć - odpowiedziała Ell. - Pewnie przyszłaś do Jay'a?
Powoli kiwnęła głową, mierząc Brunetkę wzrokiem.
- A ty, kim jesteś?
- Jego siostrą bliźniaczką, nie widać? - zażartowała Lia.
Mina przybyłej wyrażała teraz jedynie niedowierzanie. Dla równowagi, z góry dochodziły różne krzyki i odgłosy wiertarki.
- Poczekaj, zawołam go - oświadczyła Francuzka, zostawiając ją na progu.
Dobiegła do schodów i zwróciła twarz w górę.
- Jaay! - wrzasnęła na tyle głośno, by usłyszał ją i on, i dziewczyna z progu.
Wróciła do niej, uśmiechając się słodko. Jeju, jak podobała jej się ta zabawa!
- Jak ci na imię? Jay dużo opowiadał mi o tobie, ale zupełnie zapomniałam... - Eliane pstrykała palcami, usiłując sobie przypomnieć coś, co naprawdę nie miało nigdy miejsca.
- Clarisse - na uwagę o Jay'u trochę się rozpromieniła. - A co o mnie opowiadał? O tobie za to nic nie wspominał...
- Sama go spytaj - oznajmiła, widząc zbliżającego się Loczka.
Poczekała chwilę, chcąc zobaczyć reakcję James'a na gościa. Niemal natychmiast objął Ellie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Clarisse! Jak miło, że jesteś - zawołał, uśmiechając się sztucznie.
Lia położyła dłonie na jego, znajdujących się obecnie na jej prawym biodrze. Delikatnie szczypała go, żeby ją puścił.
- Jay, kim jest ta dziewczyna? - spytała Ruda z przesadną kokieterią.
- To moja dziewczyna, Eliane - skłamał z lekkością. - Nie przedstawiała ci się?
Gdyby nie ta cała sytuacja, Ellie musiałaby zbierać zęby z podłogi. Clarisse próbuje podrywać Jay'a, ale on jej nie lubi, i dlatego postanowił mianować Eliane jego dziewczyną. 
Cyrk.
- Powiedziała, że jest twoją siostrą bliźniaczką - stwierdziła, upewniając wszystkich o swojej głupocie.
- Li i te jej żarty - roześmiał się, a potem pocałował w głowę przytulaną dziewczynę.
Brunetka szybko zmyła szok z twarzy i uśmiechnęła się pogodnie.
- Nie będę wam już przeszkadzać - podjęła Ell. - Lepiej pójdę zobaczyć, jak tam idą prace w naszej nowej sypialni, Kochanie - ujęła policzek Jaybird'a w dwa palce i ścisnęła go trochę za mocno.
Na twarz Lisicy wstąpiły rumieńce, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.
- To ja już lepiej pójdę - wycedziła przez zęby i prawie biegiem zniknęła z naszej posesji.
Eliane uderzyła Jay'a z otwartej dłoni w ręce, dzięki czemu szybko ją puścił.
- Pierwszy i ostatni raz ci pomagam - szepnęła.
- Muszę się przed nią ratować! Jest jak jakaś harpia. Gdzie ja, tam i ona - tłumaczył. - Ostatnio nawet tutaj nocowała, bo w nocy była burza!
- A ty wspaniałomyślnie się zgodziłeś? - uniosła brew.
- Tak, bo - zaczął, myśląc nad odpowiedzią - bo niewiaście w potrzebie się nie odmawia!
Otworzyła szerzej oczy, po czym pokręciła głową. Bez słowa skierowała się na górę.
Na twarzy Jay'a zakwitł uśmiech. Ona musiała być zazdrosna.

Panele zostały równo ułożone. Czekało ich  już tylko wniesienie mebli, ale zanim to - musieli się pożywić.
Nie do końca wygodnym, ale najlepszym rozwiązaniem, było zjedzenie na sofie. Przy stole i wysepce nie wszyscy by się zmieścili.
Ellie usiadła obok Tom'a i Sivy. Bardzo cieszyła się z tego położenia, nie mając obok siebie ani Nathan'a, ani Jay'a.
- Ta zapiekanka jest wyśmienita - pochwalił Tom, jedząc dokładkę.
- To danie, które zawsze mi wychodzi - Marthe wzruszyła ramionami.
- Oprócz tego robi świetne ciasta, no i jednym z jej popisowych dań jest też makaron z łososiem - dodała Eliane.
- Czyli wpadamy tu na obiady, chłopcy - zaśmiał się Max, siedzący przy Marthe.
- Nie, nie. To Lia jest lepszą kucharką - powiedziała zawstydzona Marthe.
- Nie żartuj. Ja jestem najlepszy - wyprostował się Loczek.
- Dziewczyny, nie wpuszczajcie go do kuchni! - zawołał Tom.
- Kiedyś spalił naszą przy gotowaniu wody na herbatę - wyjaśnił Nathan, zanim Jay go kopnął.
Ellie wstała ze swoim pustym talerzem.
- Ktoś chce jeszcze dokładkę?
- Ja już jestem pełny - powiedział Irlandczyk, od którego zabrała talerz.
Postawiła naczynia na blacie i napełniała zlew ciepłą wodą, gdy pojawiła się obok Marthe.
- Chętnie pozmywam - ogłosiła, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Okej! - ucieszyła się Ell, bo zmywanie to naprawdę nie było coś, co ją pociągało.
- Kochani, bierzmy się do pracy - zarządził Tom, podnosząc się z miejsca.
Max natychmiast zacisnął dłonie na zagłówku łożka Marthe, szukając wzrokiem towarzysza do pomocy. Kierowała nim w tej chwili chęć pokazania dziewczynie, że jest mocnym i solidnym facetem. 
Nie do końca zadowoliło go to, że Tom zechciał mu pomóc. Max uważał, że zaloty przyjaciela względem nowych współlokatorek Jay'a są żałosne. Miał tylko nadzieję, że żadna mu nie ulegnie. 
Łóżko przeznaczone dla Eliane zarezerwował od razu Nathan. Uśmiechnął się kpiąco widząc, że Jay bierze się za lżejsze rzeczy. Z ulgą powitał Sivę, który uniósł koniec łóżka w górę. 
Szczęście Nath'a nie trwało jednak długo.
Eliane próbowała podnieść czarną, skórzaną pufę, ale ręce jej się ześlizgnęły i z hukiem upuściła mebel. Za plecami usłyszała cichy śmiech Jay'a.
- Miałeś chyba pomagać, prawda? A tylko się śmiejesz - powiedziała, ponownie usiłując podnieść siedzenie.
- To daj mi sobie pomóc!
Zabrał pufę od Ellie, która spojrzała na niego z wdzięcznością. Sama zaczęła zbierać lżejsze przedmioty.
- Tom, ty cioto! - krzyknął Max, kiedy Parker nie skręcił w odpowiednim momencie i uderzył bokiem łożka o barierkę przy schodach.
- Łóżko całe, barierka cała. O co ci chodzi? - zdenerwował się Tom.
- Luz, chłopcy - odezwał się Jay, przechodząc obok. - Możemy też tutaj zrobić remont.
- A wiesz, że przydałoby się tutaj trochę koloru? - wtrąciła Ell, idąc zaraz za nim.
- To co? Malowanie w przyszłym tygodniu? - wyszczerzył się James.
- Ja już nie przyjeżdżam, jak coś! - zawołał Siva z dołu.
- To kicha - podsumowała Lia. - Dwie Francuzki, czterech Brytyjczyków i żadnego Irlandczyka?
- Skazane na niepowodzenie - znikąd pojawiła się Marthe.
Na jej widok Max wyżej uniósł łóżko i bezproblemowo wcisnął się w niezbyt szeroką framugę. Tom'owi poszło to zdecydowanie bardziej opornie.
Jay zbiegł do ogrodu i zacierając ręce, spoglądał na kolejną rzecz do przeniesienia. 
Był zadowolony z dzisiejszego dnia. Wydawało mu się, że skutecznie uświadomił Młodemu, że w ich zakładzie to on miał przewagę. Co więcej, miał ogromne szanse, żeby wygrać!
Podniósł stolik nocny i poszedł do przodu, ogarniając wzrokiem tył, ostatni raz. W tym samym momencie na przeciw wybiegła Eliane, która po silnym zderzeniu z drewnem legła na betonowej posadzce.
James wiedział, że jego nadzieje wyparowały tak szybko, jak się pojawiły.

Powoli uchyliła jedną powiekę, potem drugą. Obraz stawał się wyraźniejszy i po chwili mogła już rozpoznać wysoki sufit w salonie. Przekręciła głowę w bok, ale zawładnął nią tak ogromny ból, że szybko zaniechała jakimkolwiek czynnościom.
- Li? Słyszysz mnie?
Pochylało się nad nią sześć głów, a długie włosy Marthe łaskotały ją w twarz. 
Zamruczała cicho.
- Ile widzisz palców? - rzucił szybko Tom, machając ręką zaraz przed nosem Ell.
- Jakbyś przestał machać, to może bym policzyła - warknęła, delikatnie się podnosząc.
Kiedy napotkała oczy Jay'a, wycelowała w niego oskarżycielsko palcem.
Max zaśmiał się głupkowato.
- Ty.
- Ja - przyznał się Loczek, spuszczając wzrok.
- Ty!
- No on! - jęknął Siva.
- Zabiję go - oświadczyła z jadem w głosie, łapiąc za poduszkę i rzucając w James'a. Zrezygnowała, gdy ból w czaszce się nasilił. Opadła na kanapę. - Ale dopiero wtedy, gdy mi przejdzie.
- Chcesz złożyć zeznania? - Tom przeskoczył przez oparcie i usiadł blisko Eliane.
- Zeznania? - powtórzyła Marthe.
- Z prawniczego punktu widzenia, Eliane powinna wnieść do sądu o jawną napaść - kontynuował Parker.
Nathan parsknął śmiechem, widząc na twarzy Lokowatego ślad przerażenia. Eliane też to rozbawiło, ale starała się rozegrać sprawę na chłodno.
- Zależy, co mogę uzyskać w takiej sytuacji - uniosła brew w górę.
- Sprawa nie wygląda dobrze - Tom wstał i powoli przechadzał się po salonie, przez co Ellie musiała wykonywać dodatkowe ruchy głową sprawiające jej coraz większy ból. - Pozwolę sobie poprowadzić tą sprawę, jako że tylko ja jestem tu bezstronny - dodał szybko.
Na jednej części narożnika usiadł Max, Siva i Jay. Na drugiej Marthe, Nathan i Eliane. Miała to być metafora sądu.
- 21 lipca James McGuiness, znany również jako per 'Loczuś', zaatakował będącą tutaj Eliane Croisseux - Tom z trudem wypowiedział jej nazwisko. - Wszyscy obecni mogą dostrzec, jak ciężko poturbowana jest poszkodowana.
Eliane nie zdawała sobie sprawy z tego, że na jej czole odznacza się teraz ogromny zaczerwieniony guz. Ani z tego, że jej warga była rozcięta. 
- Dowodem zbrodni jest przedmiot oznaczony numerem jeden - tutaj Tom machnął ręką w stronę stolika nocnego, na którym widniała biała kartka z koślawą jedynką pisaną przez Sivę. - Oskarżony celowo zaatakował poszkodowaną tym oto przedmiotem.
- Moment! Miałeś być bezstronny! - zareagował Jay.
- Następnym razem oskarżony zostanie wyrzucony z sali rozpraw za takie postępowanie - natychmiast powiedział Parker. - I proszę się do mnie zwracać per 'wysoki sądzie' - dodał.
McGuiness prychnął i z powrotem usiadł, krzyżując ręce na piersi.
- Czy poszkodowana chce coś powiedzieć?
Ell znów poczuła na sobie wzrok wszystkich.
- Muszę wstawać, Wysoki Sądzie? - spytała na wstępie.
- Ze względu na obecny stan poszkodowanej, zezwalam na siedzenie - odpowiedział Tom, ciesząc się ze swojego tytułu.
- Chciałabym tylko powiedzieć, że oczekuję surowego i sprawiedliwego wyroku na oskarżonym - wypowiedziała to z satysfakcją.
Loczek zmrużył oczy, a Max poklepał go lekko po plecach. Po chwili wyszeptał do przyjaciela:
- Trafił swój na swego, co?
Jay zrozumiał aluzję, ale nie chciał zdradzić swojej małej słabości do Eliane. Musiał przyznać, że ta dziewczyna naprawdę robiła na nim wrażenie.
- A ja, mogę coś powiedzieć? - zaryzykował wreszcie. - ... Wysoki Sądzie?
Tom zamyślił się głęboko.
- Jakby to powiedzieć... nie - wyszczerzył się.
- Uważam, że Jay wymaga własnego obrońcy.
Wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli na stojącego wówczas Nathan'a. Tamten puścił tylko oczko do Lokowatego i stanął obok Tom'a.
- Od początku wiadomo, że Jay jest nieśmiały w stosunku do kobiet - zaczął, układając ręce w wieżyczkę i przechadzając się wzdłuż stolika. - To raczej oczywiste, że łapał się byle jakiego sposobu, żeby zainteresować sobą poszkodowaną. Inna teza głosi, że to był najzwyczajniejszy wypadek. James McGuiness jest tylko zwykłym człowiekiem! - zagrał to dramatycznie, aż kilka osób wypuściło z siebie ciche parsknięcia. - Powiedzcie, ile razy wywracał się? Ile razy potrącał różne przedmioty? Teraz PRZYPADKIEM zaatakował tę dziewczynę. Czy to oznacza, że ma za to siedzieć w pierdlu - tutaj Tom chrząknął - w więzieniu, przepraszam, do końca życia? NIE! Więzieniu mówimy stanowcze NIE! 
Jay spłonął rumieńcem, podczas gdy reszta swobodnie się śmiała. Wstał i zabierając zwinięty program telewizyjny leżący na stoliku, strzelił Toma w głowę krzycząc:
- Obalenie sądu!
Nathan odciągnął James'a, dukając:
- Proszę mu wybaczyć to zachowanie, Wysoki Sądzie...
- Koniec tego - zagrzmiał Tom, prostując się. - Ogłaszam wyrok.
Marthe zerknęła na przyjaciółkę, nieporadnie przykładającą sobie lód do czoła. Poklepała ją krótko po kolanie.
- Oskarżony Jay McGuiness zmuszony jest do wykonania kary tygodnia usługiwania poszkodowanej, Eliane... Cro... - odchrząknął - Eliane! No! Koniec sądu.
- Że co? - spytał bezgłośnie Loczek.
- To, co słyszałeś - rzucił obojętnie Siva.
Nathan zacisnął dłoń w pięść. James'owi zbyt łatwo szło. Tak, jakby nagle wszyscy sprzeciwili się wygranej Nathan'a i faworyzowali Lokowatego.
Wstał, nie wiedząc, po co. Spojrzał w kierunku zmęczonej Ellie. Improwizował.
- Robota jest już skończona, a Eliane chyba musi trochę odpocząć. Zaniosę ją.
- Może ja powinienem to zrobić? - Jay szybko się wyprostował.
Patrzyli sobie krótko w oczy, przy czym usta Nath'a wygięły się w kpiącym uśmieszku. Eliane wyczuła gęstą atmosferę i szybko podniosła się z miejsca.
- Sama pójdę - odezwała się.
Marthe zerknęła na Max'a. Oczekiwała jakiegokolwiek wyjaśnienia tej dziwnej sytuacji. Cała radosna atmosfera wydawała się być już bardzo daleko, a teraz nadeszła chwila walki dwóch gladiatorów.
- Z praktycznego punktu widzenia, Jay musi jej usługiwać - powiedział Siva, pomagając przyjacielowi.
- Jeśli to taki problem, to sam ją zaniosę - zdenerwował się Tom. - Sama nie pójdzie.
Nathan objął ją i uniósł, mimo że Eliane krzyczała w myślach, by tego nie robił. Po chwili byli już w jej umeblowanym i wyremontowanym pokoju, który dopiero teraz mogła obejrzeć w całej okazałości.
Nath podrzucił ją lekko, a gdy jęknęła, grymas zadowolenia pojawił się na jego twarzy.
- Specjalnie to robisz, prawda? Chcesz mnie zdenerwować - odezwała się, gdy położył ją na łóżku.
- Nigdy nie chciałem ciebie podburzyć - skłamał, uśmiechając się zalotnie.
Eliane znała go dopiero od dwóch dni, ale zdążyła już znienawidzić ten obleśny uśmiech. Wydawało jej się, że znała każdy podejrzany ruch Nathan'a i to coraz bardziej ją dobijało.
- Łóżko stoi zbyt daleko - stwierdziła, podsuwając się w stronę poduszek.
- Zaraz przysunę.
Popchnął łóżko w stronę ściany, lecz zaraz po tym - niby przypadkowo - ręce mu się ześlizgnęły i upadł na Ellie.

- Co to miało być, czopie? - spytał Max, gdy Marthe wyszła do łazienki.
- Nie mogę tak łatwo oddać zwycięstwa Młodemu - wyjaśnił Jay.
- Znasz zasady. Nikt nie może się domyślić! - upomniał Tom, szturchając go.
- Idiotyczne te wasze zabawy, ale - zaczął Seev - jeśli już nie chcesz oddawać mu zwycięstwa, to idź sprawdź, czy przypadkiem już nie wygrał.
Jay nie myślał zbyt długo. Zerwał się z miejsca i ruszył na górę.

- Teraz jest dobrze?
- Prawie.
Nathan wpatrywał się w twarz Eliane bez skrępowania. Za to ona dziękowała Bogu za śniadą cerę i brak rumieńców.
- Czemu zawsze musimy się znajdować w takich sytuacjach? - spytała.
- Jakich? - zmarszczył czoło.
- Dwuznacznych.
Parsknął lekkim śmiechem. Eliane skupiła wzrok na jego oczach.
- Nie lubię cię i nie polubię, jeżeli będziesz zachowywał się jak palant. Więc jakbyś mógł, to zejdź ze mnie w trybie natychmiastowym - powiedziała.
- Bo co? Zastosujesz swoje uderzenie z kolana? - zadrwił.
- Skoro tego chcesz...
- Nie!
Drzwi się otworzyły. Eliane początkowo nie zauważyła, że Nathan je zamknął. Uświadomiła sobie, że upadek też nie był bezcelowy.
- Przeszkadzam? - Jay nie był zadowolony. Wręcz tryskała z niego niechęć, niczym sok ze ściśniętej pomarańczy.
- Nie.
- Tak.
- On nie chce ze mnie zejść - naskarżyła.
- Po co przyszedłeś, Bird? - spytał Nathan, nie zważając na to, że Ellie miała trudności z oddychaniem.
Właśnie. Po co przyszedłeś? - zadał sobie pytanie Jay. Zazdrość nie wchodziła w grę. 
- Wiedziałem, że Li nie będzie zachwycona twoim towarzystwem, więc postanowiłem cię stąd przepędzić.
Ellie odetchnęła z ulgą nie tylko za sprawą słów Jay'a, ale też przez uwolnienie się od Nath'a.
Sykes szepnął coś do Lokowatego, lecz nie było jej dane tego usłyszeć. Zahaczył ramieniem o Loczka. Ten drugi westchnął głęboko.
- Odpocznij - nakazał jej, jednocześnie stanowczym i delikatnym głosem. - I jeszcze raz przepraszam za tą szafkę.
Cofnął się i prawie zamykał drzwi, gdy Ellie wypowiedziała jego imię. Jego czupryna znów pojawiła się w pokoju.
- Wyjaśnisz mi, o co chodzi z tobą i z Nathan'em? - zapytała.
Jay uniósł kącik ust w górę.
- Kiedyś napewno się dowiesz.

7 komentarzy:

  1. Cudo, cudo, cudo!:)
    Nie moge wyjsc z podziwu do tego jak piszesz. Twoje opowiadanie jest zabawne, ale sa w nim elementy dajace do myslenia, co bardzo mi odpowiada. Jak juz zauwazylam to zaklad dotyczy Lii. Nath narzuca sie jej, ale ona nie jest glupia, co latwo zauwazyc. Jakby normalnie czytala mu w myslach xd
    Cos sie tu kroi...
    Ale bardziej zdaje mi sie, ze z Jaybirdem:)
    Rozprawa sadowa byla totalnie odjechana. Tom w roli sedziego zajebi***:D
    Juz nie moge doczekac sie nexta, no i interesuje mnie czy rozwiniesz bardziej watek Marthe, bo widze, ze Max ma na nia oko;p

    stereo-soldier.blogspot.com

    Pozdrawiam:***

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział,chciałabym tak pisać,tym czasem,nie dorastam Ci do pięt;) Życzę weny,ja chce już nn;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Odcinek mistrzowski! Chyba mój ulubiony! Cieszę się, że znalazłam czas dzisiaj, by go przeczytać, bo poprawił mi humor. Tyle się działo, że pewnie połowę z kwestii pominę... Akcja z Clarisse i samozwańcze mianowanie się chłopakiem Li sprawiło, że znacząco poruszałam brwiami. Podobnie jak "ogłuszenie" (może to złe określenie) poszkodowanej, które doprowadziło to rozprawy sądowej. Jak Tom nie straci rąk i nóg, to zostanie sędzią doskonałym.

    "-A ja, mogę coś powiedzieć? - zaryzykował wreszcie. - ... Wysoki Sądzie?
    Tom zamyślił się głęboko.
    - Jakby to powiedzieć... nie - wyszczerzył się." - tutaj to ja już wyłam ze śmiechu. Poczuł kopa, jakiego daje władza, haha. No i mieć takiego niewolnika jak Jay to ja bym się nie obraziła.

    Uff, tyle emocji, a zapowiedzi nie ułatwiają sprawy. Naprawdę to opowiadanie jest wspaniałe. No i jeszcze malowanie bez Irlandczyka się nie może udać, to było świetne. Uwielbiam Sivę :) W ogóle świetnie kreujesz wszystkie postacie, jestem pod wrażeniem.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. naprawdę świetnie piszesz :)
    można czytać i czytać, a jak już o czytaniu mowa to-NieMogeSięDoczekaćNatępnegoRozdziału!!!!!!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ^
    ^
    |
    że niby mówię to na jednym tchu z bardzo szybkim tempem :P

    OdpowiedzUsuń
  6. No I coraz bardziej mnie interesuje co bedzie dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  7. To opowiadanie jest cudowne! Zabawne, ale też jest w nim coś tajemniczego.
    Uwielbiam parę - Eliane i Jay! Jak to się nazywa? Jaliane? Eliay?
    Och, albo Maxthe!
    No nic, czekam na dalej!

    OdpowiedzUsuń