Jest środa, jest rozdział.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, to naprawdę nadaje sens mojemu pisaniu.
Macie teraz przed sobą, muszę to przyznać, strasznie denny rozdział. Mam nadzieję, że jednak nie rzucicie komputerem/laptopem/telefonem o ścianę przeze mnie.
No nic, miłego czytania życzę, mimo wszystko!
I śmiało, komentujcie to 'coś'.
Na dół zwabiły ją świetne zapachy z kuchni. Jak się spodziewała, Marthe tworzyła wymyślne dekoracje na francuskich grzankach z wszystkiego, co tylko mogła znaleźć w lodówce.
- Pogrzankowało cię? - zapytała nieprzytomnie z salonu.
Kiedy weszła do kuchni, zmroziło ją od stóp do głów. Loczek był już przytomny, i co więcej, pomagał Marthe!
- Dzień dobry, Bałaganiaro - zawołał, jak gdyby nigdy nic.
Nadal milczała ze zdziwienia.
- Halo? Lia, żyjesz? - zaśmiała się Marthe.
Kiwnęła głową na 'tak', choć podświadomość mówiła jej, że i tak wygląda jak idiotka.
- Poszłabyś lepiej po Nath'a, a nie tak stoisz - mruknęła Blondynka, zbierając grzanki na talerz.
- Ja pójdę! - niemal natychmiast wyrwał się Jay, choć Marthe zatrzymała go ruchem ręki.
- Przydałoby się, żeby Eliane poprawiła swój wizerunek u Nathan'a - wyjaśniła.
Zanim się odwróciła, zobaczyła niezadowoloną minę James'a.
Z trudem przebrnęła przez schody, a potem powlokła się do ostatniego pokoju w korytarzu.
Zapukała. Nie uzyskała odpowiedzi, więc weszła.
Pokój gościnny był przedostatnim pomieszczeniem, którego jeszcze nie odwiedziła. Do odkrycia zostały jej jeszcze drzwi na dole, zaraz za schodami.
Nathan spokojnie spał, wtulony w pościel. Jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała, zupełnie naga. Podchodząc coraz bliżej zobaczyła, że mimo wszystko, Sykes był umięśniony.
No tak. Przecież wczoraj nie mogła się ruszyć pod wpływem jego siły.
- Nathan? - szepnęła, przysiadając na łóżku.
Zamruczał cicho, mocniej przytulając do siebie poduszkę. Przewróciła oczami i nie użalając się nad nim więcej, uszczypnęła go w rękę.
Natychmiast otworzył oczy.
- Eliane?
- Tak, tak mam na imię - rzuciła, ze zniecierpliwieniem. - Już jest śniadanie.
- Poczekasz na mnie? Zejdziemy razem.
- Skoro nie potrafisz sam...
Wstał, nosząc na sobie szare dresy. Były za duże, wczoraj pożyczone od Jay'a. Jeżeli można to nazwać pożyczeniem, oczywiście. Wszedł do pokoju Loczka i po prostu zabrał dresy z komody, jakby był u siebie. Założył na siebie też luźny, biały T-shirt.
Podniosła się, bo Nathan był gotowy do wyjścia. Poprawił dwoma ruchami swoją grzywkę i już prawie wychodzili, kiedy spytał:
- Eliane, jak mogę na ciebie mówić?
- Liczę na twoją kreatywność - bąknęła, przechodząc przez próg.
- Ane? - zaproponował, dorównując jej kroku.
Pomysł nie spodobał jej się prawie wcale, przynajmniej ze względu na różnorodność zdrobnień, jakich wszyscy używali. Ane było nowym pomysłem, ale z drugiej strony - wymagało zapamiętania.
- No dobrze, może się przyzwyczaję - odpowiedziała. - Ja za to będę mówić na ciebie... Sykes - starała się, by ton jej głosu wyrażał czystą stanowczość.
Zaśmiał się pod nosem, i zeszli ze schodów.
- Uparta, wredna, agresywna i stanowcza - mruknął pod nosem. - Jesteś zupełnie taka, jak myślałem.
- Egoistyczny, głupi, obleśny i arogancki - przedrzeźniła go. - To samo mogę powiedzieć o tobie.
- Coś długo wam to zajęło! - klasnął w ręce Jay, siadając przy stole.
- Tak, chyba nie jesteś zazdrosny? - spytał Nathan, uśmiechając się zadziornie.
- Kiedy wpadną wasi koledzy, żeby nam pomóc? - zapytała dziarsko Marthe, przy okazji zmieniając temat.
- Za jakieś dwie godziny.
Nastała cisza, w czasie której Eliane wzięła tosta dla siebie i ugryzła go. W tym samym momencie jej wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Sykes'a, który uśmiechnął się kokieteryjnie.
Natychmiast odstawiła tosta na talerz, przekonana o nadchodzących mdłościach.
- Li, nasz kaktus jednak przeżył - zagadał Jay, uderzając kolanem o jej nogę pod stołem.
- Uratowałeś go? Więc nazwijmy go James Junior - odparła spokojnie.
- Jay, od kiedy lubisz swoje pełne imię? - wtrącił Nath, przebiegle patrząc na Loczka.
- Od kiedy ktoś, czyli Li, nie stosuje go tylko w prześmiewczym celu - Curly zachował powagę.
Marthe posłała pytające spojrzenie przyjaciółce, ale Eliane też nie wiedziała, o co chodzi.
- Możemy porozmawiać?
- Chodźmy na górę.
Dwóch chłopaków wyszło z kuchni i skierowało się na górę. W zupełnej ciszy weszli do pokoju Jay'a.
- O czym chciałeś pogadać? - Młody delikatnie oparł się o komodę.
- Nath, nasz zakład nie ma doprowadzić do wojny między nami - Loczek uważnie obserwował przyjaciela.
Nathan parsknął lekkim śmiechem i stanął dokładnie przed Jay'em. Uwydatniło to różnicę wzrostu między nimi.
- Zabawmy się. Jesteśmy przyjaciółmi, mimo wszystko. Jeden zakład, jedna dziewczyna tego nie zmienią. A wiesz, że w miłości jest jak na wojnie. Wszystkie chwyty dozwolone - wygłosił młodszy, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.
Jay układał sobie wszystko w głowie, aż spojrzał w oczy Sykes'a.
- Nath, pamiętaj, że jesteś dla mnie jak brat. Oby to, co mówisz, było prawdą - powiedział cicho, przygarniając chłopaka do siebie.
Marthe zakręcała długi kosmyk blond włosów na palec.
- Chyba się nie denerwujesz przyjściem Max'a, co? - szturchnęła ją Ellie, szczerząc się z wyższością.
- Sama widziałaś, że to wczorajsze 'coś', nie było normalne - odpowiedziała poważnie. - Tak, jakby coś zaiskrzyło. Ale nie mogę się w nikim zakochać dwa tygodnie po niedoszłym ślubie - potrząsnęła głową, jakby odganiając złe myśli.
"Tak! Możesz się zakochać!" - krzyczało serce, ale rozum skutecznie je uciszał. "Nie bądź głupia - mówiło - Miłość jest dla idiotów. Już raz prawie wyszłaś za mąż, pamiętasz?".
Marthe ponownie potrząsnęła głową i wróciła na ziemię.
- Zabawne, że oni nic nie wiedzą o naszej przeszłości - mruknęła, podnosząc kubek z herbatą i upijając łyk.
- I nie muszą się dowiadywać. Przynajmniej na razie - skwitowała Eliane.
Nathan zbiegł na dół po schodach, a Jay zatrzymał się w pół drogi.
- Ellie, chyba twój telefon dzwoni!
Zerwała się z miejsca i prawie zabijając się na schodach, dobiegła do łóżka. Szybko odebrała i przyłożyła telefon do ucha.
- Słucham?
- Eliane Crosiux? - odezwał się gruby, męski głos. Nie zważała już nawet na przekręcenie swojego nazwiska. - Tutaj menadżer klubu "Oasis". Składałaś wczoraj swoje CV w odpowiedzi na nasze ogłoszenie. Wygląda całkiem imponująco. Chciałabyś pojawić się na rozmowie kwalifikacyjnej jutro?
Początkowo ją zatkało. Jakoś zbyt szybko jej to poszło...
- Oczywiście, bardzo chętnie - odpowiedziała, gdy odnalazła język w buzi.
- Proszę przyjechać do naszego klubu o 13. Pozdrawiam, Rogers.
Sygnały oznaczały zakończenie rozmowy.
Jak tylko ogród wypełnił się zamówionymi meblami, a do domu przybyło trzech muszkieterów - wszyscy postanowili wziąć się do pracy.
Zabrali ze sobą szarą i bladoróżową farbę, folię, wałki, a także jasnobrązowe panele i ruszyli na górę. Max i Tom wynieśli z pokoju Marthe łóżko i komodę, które Jay kupował chyba w IKEI. Potem Siva, Eliane i Mar zwinęli biały dywan z podłogi, dzięki czemu pomieszczenie było zupełnie puste.
Chłopcy wyglądali dzisiaj całkiem normalnie i chyba nawet ich fanki nie rozpoznałyby ich w takich strojach. Dresy, dżinsy, zwykłe podkoszulki... Ich sportowa wersja przypadała dziewczynom do gustu.
Za to Eliane miała na sobie zielone ogrodniczki z nogawkami zawiniętymi do połowy łydek, czarne conversy i biały t-shirt. Starała się, by jej ciuchy były jak najwygodniejsze.
- Jest nas siedmioro, a mamy do pomalowania cztery ściany - oznajmił Tom rzeczowym tonem. - Biorę na siebie odpowiedzialność i jedną pomaluję sam, a wy się jakoś dobierzcie.
Zakasał rękawy i sięgnął po wałek. Umoczył go w szarej farbie i prawie maznął po ścianie, gdy Blanc krzyknęła:
- Stój! Na szaro jest tamta!
Zatrzymał wałek dwa centymetry przed ścianą, a potem posłał mordercze spojrzenie w stronę brechtających się chłopaków.
Po pięciu minutach wyszło na to, że Ellie musiała malować ścianę z Jay'em. Obok nich pracował Tom, a z drugiej strony Nathan i Marthe. Siva i Max malowali równolegle do Loczka i Brunetki.
- Nath, jak tam twoje samopoczucie? - zaczął Tom, będąc na pograniczu śmiechu.
- Parker, jak tam twój nos? - zapytał Nathan z jadem głosie.
- Mój nos? Dobrze.
- To zamknij się, bo zaraz będzie złamany - warknął Młody.
Marthe pociągnęła wałkiem w dół, a z jej ust wydobyło się gwizdnięcie. Reszta zareagowała podobnie.
- Baby Nath wreszcie się czegoś uczy - skomentował Max ze śmiechem.
Sykes głośno westchnął i znów wrócił do malowania. Tylko Tom nadal rechotał, aż w końcu Siva ubrudził go różową farbą na twarzy.
- Ej! Co ja ci zrobiłem? - naburmuszył się, próbując zetrzeć farbę.
- Zakłócasz spokój!
- Okej, w takim razie już się nie odzywam - Tom zaczął malować o wiele szybciej niż wcześniej.
Po kilkunastu minutach, na ścianie Eliane został już tylko pas do pomalowania. Jay zajął się samą górą, za to ona ukucnęła i dokładnie malowała dół. Kiedy wstała, Loczek akurat też skończył i jego wałek zahaczył o jej nos, który stał się bladoróżowy.
- McGuiness! - warknęła, pocierając ręką nos.
- Jeszcze bardziej rozcierasz farbę po twarzy! - złapał ją za nadgarstek i odsłonił jej nos.
Parsknął śmiechem i spuścił głowę, ukrywając twarz za zasłoną loczków.
- Śmieszy cię to? - zapytała z oburzeniem.
- Tak, bo wyglądasz jak świnka - powiedział, po czym zaniósł się śmiechem.
Reszta też się roześmiała. Zmrużyła oczy jak Neytiri. Schyliła się i zamoczyła koniuszki palców w szarej farbie Tom'a, po czym rozsmarowała ją pod oczami Jay'a. Wyglądał, jakby szykował się na jakąś wojnę.
- O nie, Croisseux! - śmiesznie zabrzmiało, gdy wypowiedział jej nazwisko z angielskim akcentem.
Oplótł ją rękami w talii, lekko unosząc nad ziemię i powiedział:
- Max, czyń honory!
Po chwili George już rozsmarowywał na jej twarzy różową farbę, a Ellie mocno zaciskała oczy. W tym czasie kopała nogami we wszystkie strony i Jay musiał podnieść ją wyżej, żeby nie przewróciła żadnego wiadra z farbą.
- Dorzućmy trochę szarej! - zaśmiał się Tom.
Uszczypnęła Jay'a w rękę, a gdy tylko ją puścił, wszyscy mocno się śmiali. Z trudem otworzyła oczy. Złapała Jay'a za koszulkę i posyłając mu miażdżące spojrzenie, wytarła w nią swoją twarz.
Chłopcy zawyli, a Marthe zaczęła bić brawo. Jay wyszczerzył się i uniósł ręce do góry, poddając się.
- A teraz kończysz ścianę sam - powiedziała, odsuwając się od jego upaćkanej koszulki. - Muszę pójść do łazienki, rozumiesz.
Kiwnął głową i walczył z nadchodzącą salwą śmiechu. Kopnęła go w kostkę i wyszła z pokoju, czując jego wzrok na sobie.
Malując kolejny pokój, obyło się bez podobnych scen. Tym razem malowała z Sivą, przy okazji ucinając sobie z nim pogawędkę. Był najbardziej rozgarnięty z nich wszystkich, dlatego też lubiła go najbardziej.
- Nie mogę pracować bez muzyki - westchnął Nathan, upuszczając wałek na ziemię.
- Jay, włącz coś - polecił Max.
Loczek wybiegł z pokoju nadal w wojennych barwach. Po chwili w całym domu zabrzmiała melodia "Everything About You" zespołu One Direction. Na twarz Nathan'a wślizgnął się trudny do zinterpretowania uśmieszek.
- Jaybird i to jego wyczucie czasu - skomentował Tom, kręcąc głową.
- Sory, takie radio! - do pokoju wrócił Jay. - Li, jak tam twoja twarz?
Puściła pytanie mimo uszu, chociaż teraz mogła naprawdę się zemścić. Malowała jedną ścianę na grafitowy i podejrzewała, że Loczkowi byłoby w nim do twarzy.
- Na twoim miejscu bym nie ryzykowała - zaśmiała się Mar, pracując zaraz obok Max'a.
Uśmiechnęła się na tą uwagę.
- Ane, moja propozycja jest nadal aktualna - Sykes chyba skończył i pojawił się obok niej.
Propozycja Sykes'a, propozycja Sykes'a... Szukała w pamięci, ale nic jej się nie kojarzyło. Marthe głośno roześmiała się z żartu Max'a.
- O co chodzi? - Eliane zmarszczyła nos, pociągając wałkiem w dół.
W tle zaczęli grać "Satellite", i po reakcjach domyśliła się, że była to ich piosenka.
Jay podszedł do Sivy mu pomóc, bo podobno tylko on nie skończył swojej ściany. Tak naprawdę podsłuchiwał.
- Obiecałem, że pomogę ci w znalezieniu pracy - Nathan zagryzł wargę, patrząc na nią wyczekująco.
- To miłe z twojej strony, Sykes, ale chyba już sobie poradziłam - odpowiedziała, ciesząc się z takiego obrotu sprawy.
- Znalazłaś pracę? - wtrącił się Jay.
Marthe odwróciła się, powodując jeszcze większy bałagan na głowie. Podeszła i powtórzyła pytanie Jay'a.
- Niby tak. Jutro wybieram się na rozmowę kwalifikacyjną - Ellie wzruszyła ramionami. - Prawdopodobnie zostanę barmanką.
Tom klasnął w ręce i zaśmiał się.
- Czyli twój klub będzie moim nowym ulubionym!
- Jeśli mnie przyjmą - zaznaczyła, unosząc brwi.
- Mogę cię jutro zawieźć, jeśli chcesz - zaoferował Jay.
- Rozumiem, że to w ramach przeprosin za tamtą farbę? - spytała kokieteryjnie.
Seev ostatni raz pociągnął pędzlem i ściana była gotowa.
- Sama zaczęłaś!
- To przecież ty mnie pierwszy ubrudziłeś! - wycelowała w niego palcem oskarżycielsko.
- Ale ty mi oddałaś! - bronił się.
- Więc musiałeś jeszcze poprawić? - splotła ręce pod biustem, chwilowo odwracając uwagę Jay'a od sprzeczki.
- Akurat musiałem. Chyba się za to nie gniewasz? - uśmiechnął się pobłażliwie, jak do małego dziecka.
- Właśnie, że się gniewam - ciągnęła tą grę.
- No i co ja ci zrobiłem? - spytał, wznosząc oczy do nieba.
- Hmm - zamyśliła się sztucznie. - Już wiem! Ubrudziłeś mnie farbą!
- Ale mi oddałaś! - zauważył wspaniałomyślnie. - Byliśmy kwita!
- Właśnie, byliśmy - zaakcentowała ostatnie słowo. - Potem musiałeś jeszcze raz mnie zaatakować!
Max chrząknął znacząco. Spojrzeli na niego i okazało się, że już nikogo nie ma w pokoju. Zniknęły też sprzęty do malowania.
- Długo po ślubie? - spytał George, po czym obdarzył ich ciepłym uśmiechem i wyszedł.
Podążyli za nim wzrokiem.
- Po ślubie? - spytała bezgłośnie.
- Nie rób sobie nadziei, nie oświadczę ci się - wyszczerzył się zwycięsko.
- I tak bym nie przyjęła twoich oświadczyn - oznajmiła, wychodząc z pokoju.
Zajebisty, jak zawsze ;d
OdpowiedzUsuńJay vs. Nath ? Hmmmm...ciekawe .
czekam na następny ;d
zapraszam do mnie :
http://missyoutw.blogspot.com/
Karolina jak zwykle skromna;* Roździał the best.! Czekam z niecierpliwością na następny.Weny:)
OdpowiedzUsuńUuuu wojna braci?
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej kokieterii! Tak szczerze :D
Miałam nadzieję, że będą malować pokoje w parach, eh... no nic!
Przesadziłaś z tą samokrytyką. Rozdział świetny! :)
A co z pracą Marthe?
Wybacz, denny ten komentarz.
Opierdziel na fb, jak coś!
Bye bye bye... ;)
"- Nath, jak tam twoje samopoczucie? - zaczął Tom, będąc na pograniczu śmiechu.
OdpowiedzUsuń- Parker, jak tam twój nos? - zapytał Nathan z jadem głosie.
- Mój nos? Dobrze.
- To zamknij się, bo zaraz będzie złamany - warknął Młody." - uwielbiam te ich droczenie się!
W ogóle chciałam dodać, bo nie wiem, czy o tym wspominałam, że narracja w 3 osobie wychodzi ci znakomicie.
A co do rozdziału jeszcze... urocze wspólne malowanie i brudzenie się farbą, haha. Zakład... będzie ciekawie. Praca Lii i rozmowa Marthe i Natha (ta, w której wymieniają epitety) - mistrzostwo.
Czekam na ciąg dalszy tu i w OS :D
Hahahaha;D
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest takkie cudowne, ze usmiech nie chce mi zejsc z twarzy ilekroc czytam rozdzialy. Masz wspaniala wyobraznie. Zazdraszcze:)
Nathan i Jay cos uknuli i zdaje mi sie, ze ma to zwiazek z Li. Mam tylko nadzieje, ze ten ich zaklad nikogo nie skrzywdzi w miedzyczasie. Marthe ciagnie do Maxa... albo odwotnie...albo jednoczesnie... w sumie jest to obustronne xd
Tak wogole to uwielbiam dialogi pomiedzy Tomem a Nathem, a Siva malujacy mu na twarzy, bo zakloca cisze... swietne;)
Jak na razie moj mozg sie wylacza, bo zaczyna sie weekend, wiec koncze komentarz, ale czekam na nn:)
Pozdrawiam cieplutko!:*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział w całości świetny, aż miło się czyta :)
OdpowiedzUsuńJali ---> dla mnie spoko :)
Nie mogę się doczekać następnego :D
Hahahaha :D To jest cudowne! Ja chce kolejny ! <3
OdpowiedzUsuń