wtorek, 23 lipca 2013

015. "Zdrada"

Zaraz po otworzeniu oczu, jej wzrok zahaczył o bijące niezwykłym blaskiem niezapominajki, zajmujące miejsce na toaletce. Podniosła się, dla ostrożności obciągnęła koszulkę i po raz kolejny odczytała liścik. Musiała podziękować Loczkowi.
Przebrała się szybko w luźną bluzkę na ramiączka i szorty, bo pogoda za oknem wyglądała wyjątkowo zachęcająco. Ponadto, dzisiaj Ellie mogła zostać w domu, jako że District 3 cały dzień siedzieli w studio.
Zbiegła na dół raźnym truchtem, gdzie jednak nikogo nie zastała. Wydało jej się to nadzwyczaj dziwne, więc wzięła z lodówki kefir Jay'a, jak zazwyczaj, i poległa na kanapie. Cisza była tak zwyczajna, że aż przerażająca. Eliane odetchnęła z ulgą, gdy drzwi tarasowe wreszcie się otworzyły.
- Cześć Śpiochu! - zawołała uradowana Marthe. - Chciałam robić porządki w garażu, ale usłyszałam, że wstałaś.
- Jest ósma - stwierdziła nagle Ellie. - O której wróciłaś?
- Około pierwszej, a wstałam o siódmej - odpowiedziała z lekkością Marthe, uśmiechając się ciągle. - Zrobić ci śniadanie?
- Jeśli chcesz...
Blondynka z ochotą ruszyła w stronę kuchni, a Eliane pytała siebie w myślach, co miłość robi z człowiekiem. Chcąc, nie chcąc - musiała poprosić Marthe o opowiedzenie wczorajszego wieczoru.
- Więc jak było na randce? - odezwała się, zakręcając butelkę z połową płynu, jaki dotychczas tam się znajdował. Zawsze kefiry pili na spółkę z Jay'em, po połowie.
- Nie mówiłam ci, że byłam na randce - Marthe spojrzała na przyjaciółkę badawczym wzrokiem. Roześmiała się, widząc jej zawstydzoną minę. - I tak wiedziałam, że mu pomogłaś. I jestem ci bardzo wdzięczna! Kto inny by wiedział, jakie kwiaty lubię, i że na randkę chcę pójść na mecz?
- Dobra, opowiadaj! Nie musisz mi już dziękować - Ellie wyszczerzyła się, siadając na blacie.
Marthe przygotowywała śniadanie z pełnym uśmiechem na ustach i opowiadając o wczorajszej nocy. Szybko streściła swoje zaszokowanie na widok Max'a czekającego pod restauracją, a także to, jak świetnie bawili się razem na meczu. Potem wybrali się na krótki spacer po parku nocą, gdzie panowała cudowna atmosfera. Mogli ze sobą porozmawiać w cztery oczy, na co często brakowało im czasu. Marthe świetnie czuła się w towarzystwie George'a, a on również. Blondynka nie omieszkała jednak wspomnieć, że Max raz na jakiś czas dostawał wiadomości, lecz nie przyznawał, od kogo. Była jednak zupełnie zadowolona, a nawet doszło do kolejnego pocałunku i tym razem - nikt nie przepraszał, ani nie chciał niczego cofać. 
Skończyła głębokim westchnieniem, akurat kiedy Ellie skończyła swoją porcję śniadania. Brunetka podniosła na nią oczy, które według Marthe się "śmiały".
- Od samego początku czułam, że między wami coś będzie - powiedziała szczerze. - Ciągnęło was do siebie! No i nareszcie, udało się.
- Och tak, jestem szczęśliwa - przyznała Marthe z rozanielonym głosem. - Chociaż nie wiem, jak to teraz będzie wyglądać.
- Jak to? Normalnie - Ellie przewróciła oczami, kładąc talerz do zlewu. - A tak właściwie, to gdzie Jay?
- Pojechał gdzieś z samego rana - zakomunikowała Marthe, po czym podejrzliwie spojrzała na Młodszą. - Dużo czasu razem spędzacie.
- Jakoś tak wyszło - westchnęła Eliane. - Z tego wszystkiego, nie zdążyłam jeszcze porozmawiać z Nathan'em o Rose.
- Na pewno dobrze mu zrobiła ta chwila oddechu. Też jest całkiem impulsywny, tak jak ty - stwierdziła Marthe.
Nie zdążyła powiedzieć tego do końca, bo przerwał jej dzwonek telefonu. Wyjęła komórkę z kieszeni i zerknęła na wyświetlacz.
- Wybacz, to Max - oznajmiła, mrugając do Eliane.
- Pozdrów go ode mnie - zawołała, zanim Blondynka wyszła na taras.
Eliane wzruszyła ramionami i skierowała się do szafki 'herbacianej'. Musiała stanąć na palcach, by wszystko dojrzeć.
W tym czasie, Jay wszedł cicho do domu. Był niemal przekonany, że Ellie jeszcze śpi. Zdążył przeprowadzić już męską rozmowę z Nathan'em, z której wywnioskował jedynie to, iż Sykes bardzo dawno nie kupował żadnych kwiatów.
Przeszedł do kuchni i serce mocniej mu zabiło. Zauważył coś. Eliane grzebała w szafce na górze, przez co jej koszulka lekko się podwinęła. Zdążył zobaczyć zakończenie tatuażu, który natychmiast skojarzył z tamtą dziewczyna ze skrzydłami na plecach.
- Cześć - odezwał się nieswoim głosem.
Eliane drygnęła i wyrzuciła na siebie pudełko z herbatą, którym dostała w głowę. Chcąc, nie chcąc, James parsknął śmiechem.
- Przestraszyłeś mnie! Myślisz, że możesz tutaj wchodzić jak do siebie? - spytała z ironią, wrzucając miętową herbatę z powrotem do szafki.
- Ta hacjenda jest tak duża, że miałem nadzieję na zostanie niezauważonym - powiedział, i ponownie otwierał usta, chcąc spytać o tatuaż, lecz Ellie mu przerwała.
- Dziękuję za kwiaty i rzeczywiście, masz rację. Czepiam się szczegółów, po prostu taka jestem.
- Wow. Nie spodziewałem się po tobie takiego wyznania - oznajmił.
- Czyli wszystko okej? Muszę porozmawiać z Nathan'em.
- Chwila - zaczął rzeczowym tonem. - To od kogo w końcu dostałaś te drugie kwiaty?
Eliane dokładnie wiedziała, że przyznanie się do swojej własnej intrygi kwiatowej byłoby samobójstwem przed Jay'em. Myślała, choć czuła coraz bardziej świdrujące spojrzenie Loczka na sobie.
- Od Scott'a - palnęła, uciekając wzrokiem w bok.
- Scott'a? - powtórzył James piskliwym głosem. - Tego barmana? Z jakiej racji?
- Polubiliśmy się, no i ja mu pomogłam w nauce na kolokwium. Studiuje zaocznie. Takie tam - skłamała gładko, na koniec wzdychając.
- Może nas sobie przedsta-...
- Nie ma mowy! - zawołała natychmiast. - Po pierwsze, już tam nie pracuję. Po drugie, masz zamiar być zazdrosny o każde kwiaty, które dostanę? - zapytała z przekorą.
- Ja zazdrosny! O matko, dobre sobie - roześmiał się Bird, po czym otarł nieistniejące łzy śmiechu. - Nie jestem o ciebie zazdrosny.
- Cudownie. Więc teraz dzwonię do Nath'a - oznajmiła dziarsko i skierowała się w stronę schodów.
Kiedy Jay wiedział, że jest już dostatecznie daleko, by go nie słyszeć, walnął pięścią w stół.
- Ta dziewczyna doprowadza mnie do szału - mruknął do siebie, odrywając dłoń od blatu.
Marthe z przestrachem zerkała w jego stronę, więc wyprostował się i uśmiechnął szeroko.
- Jak tam randka? - spytał spokojnie.
- Jaka randka?
- No wczorajsza, z Max'em.
- Nie mówiłam ci o żadnej randce, więc skąd wiesz? - Marthe spojrzała na Loczka spod byka. - Też mu pomagałeś?
- Nie żartuj! Nie znam się na takich sprawach - zaśmiał się James.
- Widać - szepnęła Marthe.
- Co?
- Nic. 
James wyjął z lodówki kefir, który uprzednio popijała Eliane.
- Czy Ellie ma jakiś tatuaż? - spytał, unosząc brew w górę.
- Kiedyś po pijaku zrobiła sobie gwiazdkę na karku - Marthe machnęła ręką, po czym rozwaliła się na kanapie. - Dużo rzeczy robiła po pijaku.
Blondynka zdała sobie sprawę, że powiedziała o zdanie za dużo, więc natychmiast się zatkała. Przed wyjazdem tutaj obiecały sobie nawzajem z Ellie, że to co było w Bayonne, zostanie w Bayonne. Ich przeszłość miała być nieznana.
- Na przykład co? - Jay coraz bardziej się wciągał.
- Nie sądzę, żebyś był osobą, która musi to wiedzieć - odpowiedziała oschle, zerkając na niego. - Nie pytaj jej o to, mnie też nie. Zapomnij o tym.
Potem wstała i poszła prosto do pokoju przyjaciółki.
James stał tam nadal z szeroko otwartą buzią. Po głowie krążyło mu tylko jedno pytanie, które raz gasło, by zaraz potem się nasilić. Zastanawiał się, o co w tym chodzi? Może zaprosił do swojego domu kryminalistkę albo morderczyni? Może Eliane ma dziecko w Bayonne? Chciał jedynie wiedzieć, czy kiedykolwiek uda mu się poznać tajemnice tej dziewczyny?
- Dobrze, że wpadłaś - oznajmiła Eliane, gdy tylko Marthe zamknęła drzwi za sobą. - Jest sprawa.
- Zapowiada się ciekawie, o co chodzi? - spytała Blondynka, siadając w fotelu.
- Rozmawiałam wczoraj z Hugo. Zadzwonił dosyć późno, ale nie chciałam już go zbywać na noc - zaczęła Ellie, biorąc swój telefon do rąk i zajmując miejsce na łóżku. - Oświadczył, że przyjeżdża jutro.
Marthe otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, po czym jej wargi uformowały się w trudny do zinterpretowania uśmiech. Zarzuciła włosami i założyła nogę na nogę.
- W czym problem?
- Pytasz o to z takim spokojem? - oburzyła się Ell. - Hugo to są same problemy! Może zacząć gadać o naszej przeszłości. Zwali nam się tutaj i zobaczy, że Jennifer to Jay! A wtedy i twoi rodzice się o tym dowiedzą - zakończyła, wyciągając palec w stronę Marthe.
- Tak, to rzeczywiście kłopot - zasępiła się Mar. - Nie mamy innego wyjścia, musi tu przyjechać. Ja porozmawiam o tym z Jay'em, a ty może wyjaśnij delikatnie Hugo, że nasza sytuacja jest... inna.
Po tych słowach Marthe wyszła z pokoju przyjaciółki, zostawiając ją samą. Eliane rozejrzała się leniwie, po czym wyjęła spod łóżka świeżą kolorową gazetę. Zaczęła wertować ją szybko, a gdy tylko dostrzegła podobiznę Kendall'a Schmidt'a, złapała za nożyczki i dokładnie wycięła skrawek, by zaraz przykleić go na tył obrazka powieszonego na ścianie. Dopiero wtedy wybrała numer Nathan'a na telefonie i położyła się na łóżku.
- Cześć - usłyszała.
- Cześć.
- Czemu dzwonisz? - spytał Nathan, stojąc przy dużym oknie w swoim mieszkaniu, z drugą ręką włożoną w kieszeń spodni.
- Chciałam... Ta sytuacja w klubie, kiedy rozmawialiśmy o Rose...
- Nadal cię to gryzie? Daj spokój - przysiadł na parapecie, twarzą do mieszkania. - Myślę, że i tak zdążyłaś mnie ocenić.
- Nawet ja mogę się pomylić, i pomyliłam się. Rose powiedziała, że ją skrzywdziłeś, więc logicznym było, że pomyślałam... wiesz co - oświadczyła Eliane, choć wcale nie musiała mu się tłumaczyć.
- No dobrze, rozumiem - westchnął. - Coś jeszcze?
Eliane aż sprawdziła, czy to z Nathan'em rozmawia. Dopiero co ubiegał o jej względy, a teraz odnosi się do niej w taki lekceważący sposób?
- Przeszkadzam ci? - zapytała.
- Trochę.
- Chciałam tylko to wyjaśnić. Nic więcej - odpowiedziała spokojnie, przeglądając się w lustrze. - Nie przeszkadzam. Cześć.
- Cześć.
Nathan rzucił telefon na parapet i uśmiechnął się do siebie, uśmiechem pogardliwym, ale też zwycięskim. Loczek był przekonany o swojej wygranie, ale jak skomentować to, że Eliane nadal interesowała się też relacjami z Nathan'em? To proste. Zależało jej na nim.
Snując te dziwne rozmyślania, Nathan nie zauważył bladej i drobnej dłoni masującej jego bark.
- Miałeś wyjść tylko na chwilę, a kawa prawie wystygła - poinformował go melodyjny, kobiecy głos.
- Chodźmy - oświadczył, obejmując Blondynkę w pasie i kierując się do salonu.

Jay nucił sobie pod nosem jedną z najnowszych piosenek ich zespołu, kierując się z kuchni do ogrodu. Zatrzymał go dzwonek do drzwi, których co prawda nie miał zamiaru otwierać, lecz chciał sprawdzić, kto do nich zawitał. Zbiegająca na dół Eliane, prawdopodobnie usiłująca zachować ceną informację dotyczącą gościa dla siebie, zmobilizowała go do otwarcia drzwi.
Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał przed sobą wysokiego i umięśnionego blondyna z małym bukiecikiem czerwonych róż w dłoni.
- Kto i do kogo? - spytał Jay, mrużąc oczy złowrogo.
- Scott, do Eliane - odparł Blondyn, ukazując rząd białych zębów w uśmiechu.
Francuzka wyrosła za Jay'em, lecz przez jego wzrost nie mogła zobaczyć, co się dzieje. Postanowiła więc zwyczajnie w świecie go popchnąć i zająć jego miejsce.
- Cześć! Nawet punktualnie przyszedłeś - powiedziała dziarsko, widząc Scott'a.
- Naprawdę się cieszę, że zdecydowałaś mi się pomóc - oznajmił Scott, wręczając jej kwiaty.
- Tym razem kupiłeś jej róże? - wtrącił się Jay, nadal mrużąc oczy.
- Jay, dajże spokój - warknęła Eliane.
- Tym razem? - spytał zdezorientowany Scott.
Blondyn zerknął najpierw na stojącego na przodzie Loczka, który z niemałą satysfakcją spoglądał na zagubionego Scott'a. Eliane błagalnie patrzyła na eks kolegę z pracy.
- Za pierwszym razem też miały być róże - powiedział wreszcie Scott.
- To ci wyszły tulipany - burknął Jay, splatając ręce na klacie.
- Pewnie pomylili zamówienia...
- Czy to ważne? - zniecierpliwiła się Eliane. - Chodź do mnie do pokoju, znalazłam notatki ze studiów.
Wskazała koledze, gdzie jest jej pokój. Zanim zamknęła za sobą drzwi, posłała James'owi mało aprobujące spojrzenie.
- Przepraszam, Scott. To taka chora sytuacja - zaczęła, opierając się o drzwi. - Sama sobie kupiłam tamte tulipany i żeby nie wyjść na idiotkę, powiedziałam, że to ty. Wybacz.
Scott uśmiechnął się szeroko.
- Po co kupowałaś sobie kwiaty? - spytał z rozbawieniem.
- Bo chciałam udowodnić Jay'owi, że ja też się komuś mogę podobać - przyznała się, po czym szybko zmarszczyła nos.
- I ci się udało. Jest zazdrosny, jak cholera - oznajmił dziarsko Scott.
- Serio tak myślisz? - spytała z nadzieją Ellie.
- Pewnie, to widać.
- Ale może mógłbyś udawać... chłopaka zainteresowanego mną? - z trudem przeszło jej to przez gardło, więc zaraz utkwiła wzrok w podłodze. 
- Mam propozycję. Pouczymy się trochę, a potem zabiorę cię do klubu. Co ty na to? - zaproponował Blondyn, przechylając głowę na jedną stronę.
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.

Jednym ruchem ręki ułożył grzywkę w charakterystyczny sposób. Westchnął ciężko i oparł się o siedzenie, rozciągając się do granic, jakie dyktował mu jego czerwony, sportowy samochód. Obserwował okolicę leniwym wzrokiem, jednak Bayonne już nie miało w sobie istotnego elementu. Eliane wyjechała.
A razem z Eliane, wyjechała cała rozrywka tego biednego chłopaka. 
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Włożył jednego do ust, zapalając jego koniec. Zaciągnął się. Przez moment wszystko zniknęło i liczyła się tylko ta przyjemność drażniącego dymu w płucach.
Mulat pogładził palcami szufladkę, po czym gwałtownie ją otworzył. Poszperał tam przez chwilę, by ostatecznie wyjąć ze środka dwie fotografie.
Pierwsza z nich przedstawiała roześmianą Eliane, stojącą do pasa w wodzie i z zachodzącym słońcem w tle.
Druga była dla niego bardzo bolesna do oglądania. Widział na tym zdjęciu siebie. Szczęśliwego siebie, z Ellie u boku. 
Odwrócił fotografię, by obejrzeć nakreślony bardzo starannie przez Eliane podpis:
"Aaron i Eliane, w drugą rocznicę ich miłości".
Rocznic było jeszcze trzy. Potem do ich życia z hukiem wkroczył Hugo, rozbijając wszystko na miliony kawałeczków.
Aaron wyrzucił peta na ulicę, schował zdjęcia z powrotem do szufladki, po czym odpalił silnik i z piskiem opon ruszył przed siebie.

- Max! Brachu! Świetnie, że jesteś. Właśnie zaczynałem czuć się samotny - zawołał James, przyciągając do siebie przybyłego Max'a.
- Ee, Jay - zaczął Łysy, odpychając się od Loczka - przyszedłem do Marthe, nie do ciebie.
- Kurde! To są moje współlokatorki, czy wasze? - oburzył się Bird, zatrzaskując drzwi.
- A kto jest u Eliane? - spytał Max.
- Scott.
- Ten barman?
- Nie barman - prychnął Jay. - Student. To on jej te kwiaty wysłał!
- Czyli zagadka rozwiązana, ciesz się - zaśmiał się Max, klepiąc przyjaciela po ramieniu. - Znajdź nowe hobby. Zadzwoń do Tom'a. Cokolwiek, bylebyś coś ze sobą zrobił.
- To pójdę do...
- Klub odpada - uprzedził go Max i powiedział to z groźną miną, więc Jay postanowił się już nie kłócić.
- A czekaj, bo ty do Marthe... - zauważył wreszcie Jay. - MARTHE! - wydarł się - Do ciebie!
Po tym, Jay wyszedł z mieszkania. Max nie zdążył zastanowić się, czy to ze względu na to, że był samotny, czy nie chciał oglądać go z Marthe, ponieważ Blondynka stała już przed nim.
- Cześć.
- Witaj. Ślicznie wyglądasz z tymi warkoczykami - powiedział Max, bawiąc się jednym z nich.
- Powiedz mi lepiej, gdzie mnie zabierasz - uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na niego.
- Szczerze mówiąc, liczyłem, że zostaniemy tutaj i pooglądamy jakiś film - przyznał cicho, marszcząc nos.
- To też dobry pomysł, mam kilka fajnych, francuskich komedii na laptopie - oznajmiła raźno Marthe.
Ruszyli na górę i okryli się kocem. Szukali wygodnych pozycji do oglądania, lecz Max'owi przeszkodził telefon, który zaczął dzwonić.
- Kto to? - zapytała Marthe, ugniatająca sobie poduszkę.
Max zerknął na ekran telefonu, gdzie wyświetlony był teraz duży napis, głoszący imię "Michelle". Przełknął ślinę i odrzucił połączenie.
- Tom. Pewnie Kelsey go spławiła i musi siedzieć w mieszkaniu sam - skłamał szybko, układając się obok Marthe na pościeli.

- Wchodź do środka!
- Nie, postoję tutaj.
Clarisse ostatecznie westchnęła głośno, widząc nieubłaganą minę Loczka. Oparła się ostentacyjnie o drzwi i spojrzała na Jay'a kokieteryjnym wzrokiem.
- Przyszedłeś, bo chcesz małego powrotu do przeszłości?
Bird zmarszczył czoło, lecz zaraz energicznie potrząsnął głową.
- Nie! No co ty. Przyszedłem porozmawiać - wyjaśnił.
- Brzmi interesująco. Słucham - Clarisse splotła ręce na piersiach, wyczekująco zerkając na James'a.
- Nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale ja nigdy nie dawałem ci nadziei na związek ze mną - powiedział poważnie Jay. - Chcę, żebyś odpuściła. Między nami nic nie było, ani nie będzie.
Lisica mocno się zdziwiła. Wyprostowała się i rzuciła spojrzenie w stronę domu Jay'a.
- To przez nią, tak? Eliane namieszała ci w głowie - odezwała się w końcu.
- To bez znaczenia.
- Nie, wręcz przeciwnie. Chcę, żebyś odpowiedział.
- Więc dobrze, odpowiem - wzruszył ramionami. - To o nią chodzi.
Clarisse przełknęła ślinę razem z goryczą porażki. Wskazała głową na ławkę przy ogrodzeniu, gdzie obydwoje się udali i usiedli.
- Co ty w niej widzisz? - zapytała ostro Clarisse. - Na początku przedstawiała się jako twoja siostra, potem jako dziewczyna... Jeden istny cyrk. Widziałam ją też z Nathan'em i jakimś blondynem. To zwykła wieśniaczka! 
- Nie mów tak o niej - wtrącił groźnie James.
- Ona nie potrafi się nawet dobrze ubrać...
W tym samym momencie, jak na zawołanie, z domu Jay'a wyszły dwie postacie. Blondyn szybko skierował się w stronę swojego mercedesa, uprzednio machając do Jay'a. Drugą postacią była Eliane w świetnej, czerwonej sukience i butach na obcasie i uniesionych włosach.
- Wychodzę ze Scott'em - poinformowała Jay'a ze spokojem, starając się nie ulegać złości spowodowanej widokiem współlokatora z Lisicą. 
- Kiedy wracasz?
- Pewnie późno.
Dopóki samochód Scott'a nie zniknął za rogiem, Jay wpatrywał się w niego zahipnotyzowany. Clarisse z ohydnym uśmieszkiem oglądała swoje paznokcie, póki James nie zwrócił na nią uwagi.
- Wracam do domu. Dzięki za rozmowę, choć nie zgadzam się z tobą - powiedział, podnosząc się.
- Ja ci jeszcze udowodnię, jaka jest ta twoja Ellie - oznajmiła twardo Clarisse, obserwując odchodzącego Loczka.

sobota, 6 lipca 2013

014. "Afera kwiatowa"

Wow. Minęły moje urodziny i imieniny, a tu nadal nie ma nowego rozdziału!
Poprawiam się natychmiast.
Proszę bardzo, oto rozdział czternasty.
Potrzebuję komentarzyy.

Nie pamiętała, jakim sposobem znalazła się w łóżku. Mogła jedynie podejrzewać, że Loczek zaniósł ją do pokoju, bo zasnęła w trakcie rozmowy. 
Zajęła łazienkę jako pierwsza. Wzięła krótki prysznic, zgarnęła włosy w wysokiego kucyka i ubrała się w sukienkę letnią, której nie miała na sobie od wieków. Zbiegła na dół, gdzie czekało ją wielkie rozczarowanie.
"Kochani!
Musiałam wziąć dzisiaj dwie zmiany w restauracji... Zołzi... Dlatego nie zdążyłam zrobić śniadania. Poradzicie sobie, prawda? Wychodzę o 17. 
PS. Błagam, nie spalcie kuchni!"
Jay wkroczył do kuchni z wielkim uśmiechem na twarzy, odziany jedynie w spodnie dresowe.
- Co dzisiaj serwuje na śniadanie nasza mistrz-... - zatrzymał się, widząc w pustej kuchni tylko Ellie. - Gdzie Marthe i śniadanie? - spytał rzeczowo.
- Marthe ze śniadaniem poszła do pracy, a nas zostawiła na pastwę... nas - mruknęła Eliane, podając Loczkowi kartkę.
Czytając ją, kręcił głową z niedowierzaniem. Gdy skończył, podarł kartkę na małe kawałeczki i wyrzucił ją do kosza.
- I co teraz, panie Poważny? - zapytała Ellie, wzdychając ciężko.
- Chyba umiesz gotować, nie? - zmarszczył nos.
- Umiem - powiedziała natychmiast. - Ale mam ochotę na jajecznicę. Najlepiej taką, jaką robi Max.
Zamyślony dotychczas Bird wyszczerzył się, co oznaczało, że ma plan. Eliane uniosła brwi do góry, choć nie doczekała się wyjaśnienia. Loczek wyjął z kieszeni dresów swój telefon i szybko zadzwonił.
- Maxio! Witaj, przyjacielu - zacmokał do słuchawki. - Może wpadłbyś do nas na śniadanie? Obgadalibyśmy szczegóły waszej dzisiejszej schadzki z Marthe, póki Eliane nie poszła do pracy... Tak? To świetnie. Widzimy się za kwadrans.
Rozłączył się i uśmiechnął szeroko, dumny z samego siebie.
- Tak, to rzeczywiście było genialne - pochwaliła go Eliane. - Powiedz mi tylko, jak wytłumaczysz, że Max sam będzie musiał zrobić to śniadanie?
- Od czego mam ciebie? - spytał z rozbawieniem. - Na pewno coś wymyślisz!
Piętnaście minut później, rozległo się pukanie do drzwi. Jay zniknął w łazience, więc zdenerwowana Ellie była zmuszona do zaproszenia gościa do środka.
- Cześć, Max - uśmiechnęła się na widok swojego ulubieńca z The Wanted.
- Witaj, Ellie! Ślicznie dziś wyglądasz - chłopak uścisnął ją na przywitanie i wszedł do środka. 
- Dzięki, to wielki komplement po przespaniu jedynie sześciu godzin - odpowiedziała, zamykając za nim drzwi.
Max skierował się instynktownie do kuchni, po drodze wołając Jay'a. Zatrzymał się gwałtownie, zauważając brak śniadania.
- Mogłem się domyślić - jęknął.
- Permettez, Max - Ellie zmarszczyła nos.
- Nie przepraszaj mnie. Wystarczy, że dosypiesz mnóstwo soli do porcji Bird'a - roześmiał się.
Eliane ze zwycięskim uśmiechem ruszyła w stronę Max'a.
- Chciałabym, żebyś nauczył mnie, jak się robi tą cudowną jajecznicę - poprosiła.
- Mam ci zdradzić przepis mistrza? - spytał, marszcząc czoło. - To będzie kosztowało.
- Hej! Dopiero zaczęłam pracę i nie mam dużo funduszy - oświadczyła, udając zamyśloną. Machnęła jednak ręką i powiedziała: - Jay ci zapłaci. Przecież to on cię tutaj sprowadził!
Szybko się uwinęli, zdążyli nawet przed przyjściem Loczka. Jay pojawił się jednak w ostatniej chwili i zareagował, nim Max wysypał połowę soli z solniczki do jego porcji.
- Max! - krzyknął Loczek i odepchnął Łysego od swojej żółciutkiej jajecznicy. - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!
- Przyjaciele nie kłamią - wtrąciła Eliane.
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - żachnął się Bird. - Dzięki mnie, masz co jeść!
- Dlaczego zawsze, gdy słucham waszych kłótni, mam uczucie, że brzmicie jak małżeństwo? - spytał teoretycznie Max.
- Cicho! - syknęli Jay z Ellie.
Max uniósł ręce do góry, w geście poddania. Przez minutę panowała idealna cisza, podczas której spokojnie pałaszowali pyszną jajecznicę a'la George.
- Zapomniałbym - odezwał się wreszcie Loczek. - Rozmawialiśmy wczoraj z Eliane o tobie i Marthe. Niestety muszę przyznać, że Ellie ma sporą wiedzę na ten temat - dokończył.
- Biedny Loczuś. Mam nadzieję, że twoje ego nie ucierpiało na tym wyznaniu? - spytała Ellie z przesadną troską.
- Znowu mam to uczucie! - rzucił Max, po czym został zbombardowany groźnymi spojrzeniami od Jay'a i Eliane.
- Więc - zaczął Jay, chcąc zmienić temat - Marthe wychodzi dziś z pracy o 17.
- Uwielbia cię w białym podkoszulku i dobrze by było, gdybyś go założył - dodała Eliane. - Wcześniej przydałoby ci się zajrzeć jeszcze do kwieciarni.
- Bukiet jednokolorowy. I to nie mogą być róże - James uzupełnił wypowiedź Ellie z nieukrywaną dumą.
- Dziękuję wam za rady, są naprawdę pomocne - Max uśmiechnął się do nich. - Kto by pomyślał, że z twojego mieszkaniowego oszustwa wyniknie coś dobrego?
- Ma się to szczęście - powiedział Loczek, odgarniając włosy z czoła.
- Jeśli ty i Marthe jesteście sobie przeznaczeni, to i tak kiedyś byście się poznali - stwierdziła Eliane, wzruszając ramionami.
- Nie chodzi już tylko o nią - oświadczył Max. - Temu idiocie - wskazał głową na Jay'a - zawdzięczam też nową przyjaciółkę.
Położył dłoń na jej dłoni, a ona uśmiechnęła się na ten przyjacielski gest. Jay odchrząknął głośno, gdyż był odrobinę zazdrosny.
- A gdzie zabierzesz Marthe, Romeo? - spytał szybko. 
- Myślę, że coś związanego ze sportem byłoby w sam raz - odezwała się Ellie.
- Też o tym myślałem i udało mi się nawet zarezerwować bilety na dzisiejszy mecz. Nie sprawdzałem nawet, kto gra - odpowiedział Max, szczęśliwy, że coś w końcu załatwił sam.
Eliane zerknęła na zegarek, który wskazywał wpół do dziewiątej. Zerwała się z miejsca.
- Zamówi mi ktoś taksówkę? Proszę - zwróciła się do chłopaków.
W tym samym czasie powiedzieli:
- Podwiozę cię.
- Możesz zabrać się ze mną.
Spojrzała na nich skonfundowana.
- Zastanówcie się, a ja pójdę się przebrać.
Stanęło jednak na tym, że Max podwiózł Eliane, bo miał po drodze do swojego mieszkania. Jay w tym samym czasie posprzątał po śniadaniu, a w jego głowie rodził się genialny plan.

- Dzień dobry?
- Och, cześć Eliane! - uprzejmie przywitał ją Kevin, którego zastała rozmawiającego z Jayne.
- Kev opowiadał mi właśnie, jak zajęłaś się Greg'iem - uśmiechnęła się do niej menadżerka.
- I jak pomogłaś mi dotargać go do mieszkania na trzecim piętrze - dodał ochroniarz, puszczając do niej oczko.
Uśmiechnęła się szeroko. Bardzo polubiła tego mężczyznę, a on jeszcze jej pomaga!
- Dzisiaj nie będziesz miała tylu atrakcji - westchnęła Jayne. - Mam dla ciebie trochę typowo papierkowej roboty, ale to tylko na początek. No i, nie będzie dzisiaj chłopców. Mają wolne.
- Wczoraj spędziłam z nimi wystarczająco dużo czasu, więc raczej nie będę tęsknić - wzruszyła ramionami.
- Nadal nie rozumiem, czemu nie zadzwoniliście wcześniej? - Kevin pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Dan powiedział, że nie ma przy sobie telefonu, więc czekaliśmy, aż ktoś nas znajdzie - wyjaśniła Eliane.
- Porozmawiam sobie z nim... Ale na razie, chodźmy do gabinetu - oznajmiła Jayne.
Menadżerka miała ponoć sporo spraw do załatwienia na mieście, związanych z wyjazdem w trasę po UK. Zostawiła Ellie kartkę z listą rzeczy do zrobienia. Ku uciesze Eliane, znajdowały się na niej tylko cztery pozycje. Po wypełnieniu zadań, mogła zmyć się do domu. W razie pytań, Kevin służy pomocą.
Jayne wyszła, zostawiając po sobie jedynie słodką woń jej perfum. Ellie westchnęła ciężko i podeszła do szafy, w której miała ułożyć segregatory. Zajęło jej to jakieś pół godziny, bo trochę ich było.
Drugim zadaniem miało być wysyłanie odpowiedzi zwrotnych fankom. Listów było jednak mnóstwo i po godzinie Eliane musiała odejść od komputera. Skierowała się do kuchni, choć nie wiedziała, co może wziąć, a co nie.
Na szczęście, niebawem pojawił się tam też Kevin, który wszystko jej wyjaśnił. Spędzili parę minut na piciu kawy i konwersacji, przynajmniej dopóki nie zaczęły ich wzywać obowiązki.
Z westchnieniem wróciła do laptopa. Zerknęła na pozostałe dwa punkty listy:
1. Wysłać sprostowanie do gazety
2. Zamówić bukiet i wysłać go na poniższy adres
Na poczcie rzeczywiście został zapisany szkic, który dzięki Bogu okazał się sprostowaniem. Szybko wysłała e-mail i mogła wykreślić kolejny punkt.
Wróciła do wcześniejszego zajęcia.
Kopiuj. Wklej. Wyślij.

James wsadził wsuwkę do zamka i pokombinował chwilę, jednak nic się nie stało. Próbował już wszystkiego, prócz wyważenia drzwi. Jak mógł włamać się do pokoju Eliane?
Wybrał numer najlepszego przyjaciela.
- Max? Pomocy.
- Co się stało? 
- Jak można się do kogoś włamać, skoro przez drzwi nie można? - spytał Loczek.
- Nie wiem czemu, ale czasem odnoszę takie wrażenie, że ty naprawdę jesteś głupi - usłyszał po drugiej stronie. - Może przez okno?
Bird uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Dzięki - mruknął.
- Ale czekaj! W zamian za to, masz pomóc mi wybrać bukiet - zastrzegł Max. - Nie znam się na tych sprawach.
- Jak mi się uda wejść przez okno, to ci pomogę!
Rozłączył się i szybko pobiegł na dół.
Wyjął z garażu wysoką drabinę. Wspiął się na daszek nad tarasem, po którym mógł spokojnie chodzić. Dopadł do okna Eliane, które okazało się być uchylone.
Jego ręka wślizgnęła się do środka. Otworzył jedno skrzydło na oścież i po chwili wskoczył do pokoju, wprost na łóżko.
Odetchnął głęboko. Na pierwszy rzut oka, nie było tu nic dziwnego. Postanowił jednak szukać.
Zaczął od szafek. Obejrzał album ze zdjęciami, szczególnie zaśmiewając się ze zdjęć małej Ellie przebranej za Atomówkę. Dostrzegł też pamiętnik. Chciał go przeczytać, ale czuł, że nie może. Postanowił zająć się tym później.
Zajrzał pod łóżko. Wyciągnął spod niego masę czasopism z powycinanymi w środku zdjęciami. Czyje to były zdjęcia? Tego nie wiedział. Jednak bardzo szybko miał się dowiedzieć.
Wrócił się do pamiętnika. Przejrzał kilka kartek i znalazł fragment o śmierci matki Eliane i o zaginionym ojcu. Zrobiło mu się smutno i głupio zarazem. Co on wyprawia? Przegląda jej osobiste rzeczy tylko dlatego, że ona mu tego zabroniła. 
Odłożył wszystko na swoje miejsce i szarpnął za klamkę, by wyjść. Przypomniał sobie wtedy, że przecież wchodził oknem, więc zawrócił.
Ze ściany spadł obrazek przedstawiający upadłego anioła, który od początku Jay'owi się podobał. Chciał go powiesić z powrotem, lecz kiedy zobaczył tył... Wybuchnął szczerym śmiechem.
Cała tylna część obrazka pokryta była wycinanymi z gazet zdjęciami Kendall'a z Big Time Rush. Czy to możliwe, żeby 20-latka kochała gwiazdora, którego pewnie nigdy nie pozna? Rozśmieszyło go to tak bardzo, że musiał ocierać łzy śmiechu.
Chciał wyjść. Naprawdę chciał, ale dostrzegł aparat, leżący na jakimś opasłym zeszycie. Przeglądał zdjęcia, w większości przedstawiające tą samą modelkę. Stała jedynie tyłem z widocznym na plecach tatuażem - skrzydłami. Następnie przejrzał zeszyt i ze zdziwieniem stwierdził, że Eliane pisała piosenki. 
Wzbogacony o kilka nowych ciekawostek i zamyślony przez dziewczynę z tatuażem, zszedł drabiną na dół.

Ellie wybrała kosz z czerwonymi różami, lecz zatrzymała się w połowie drogi do sprzedawczyni. Naszła ją genialna myśl.
Zgarnęła jeszcze jeden kosz, tym razem z tulipanami. Róże poprosiła dostarczyć na adres napisany przez Jayne, a tulipany na swój.
Odwróciła się z szerokim uśmiechem, wyobrażając sobie minę Loczka, gdy zobaczy, że dostała kwiaty od sekretnego adoratora.
Była tak zamyślona, że nie zauważyła dwóch mężczyzn w kolejnej alejce.
- Może te? Będą dobre - mówił Max, za każdym razem. - Ładna barwa. Niebieski to kolor... to kolor... to kolor czego?
- Wolności? Nie wiem - Jay wzruszył ramionami. - Tylko nie kupuj żółtych, bo oznaczają zdradę.
Loczek podniósł ładny bukiecik z fioletowych kwiatów i był zadowolony. Max klasnął w ręce.
- Te są idealne! Dzięki, Stary - poklepał Jay'a po plecach.
- O nie. Ja biorę te kwiaty dla Li - oświadczył Loczek dziarsko.
- Dla... Ellie? - Max zmrużył oczy, przyglądając się dziewczynie naprzeciwko.
Eliane natychmiast zmyła głupi uśmieszek z twarzy, a Jay wcisnął Max'owi kwiaty w ręce.
- Dobry wybór - stwierdziła, wskazując na bukiet.
- Podobają ci się? - zapytał Max, oglądając je. - Jay nie był co do nich przekonany.
- Mamy podobny gust z Marthe, a skoro mi się podobają, to jej też - powiedziała Ellie. - Uwielbia fioletowy kolor. Ja wolę niebieski.
Jay mimowolnie zatrzymał wzrok na niebieskich kwiatuszkach, które przed chwilą pokazywał mu Max. 
- Co tutaj robisz? - spytał Łysy wreszcie.
- Jayne kazała mi zamówić dla kogoś bukiet - wzruszyła ramionami.
- Skończyłaś już pracę?
- Właściwie to tak - przytaknęła.
- To świetnie! Może zabierzesz się z nami? - zaproponował Max, niemal wyrzucając na podłogę trzymany bukiet.
- Li nie może z nami jechać - oznajmił stanowczo Jay i wymownie spojrzał na przyjaciela.
- Ale dlaczego? Skoro jest tutaj z nami i... - Loczek kopnął Max'a w kostkę, a temu drugiemu rozjaśniło się w głowie. - Racja. Mieliśmy z Jay'em jechać jeszcze po... po ogórki.
- Ogórki? - powtórzyła zaszokowana Ellie.
- Właśnie, ogórki? - Jay zmarszczył czoło.
- Tom chciał trochę popichcić i znalazł przepis na ogórki z chilli... Mówiłem ci przecież! - Max spojrzał z wyrzutem na Loczka.
- Dziwnie się zachowujecie - stwierdziła Ellie, zdejmując okulary przeciwsłoneczne z włosów i zakładając je na nos. - I tak muszę wrócić jeszcze do wytwórni i zabrać swoje rzeczy.
Jay odetchnął z ulgą, co tym bardziej wzmożyło podejrzenia Eliane.
- Wy coś kombinujecie.
- Oczywiście, że nie - zaparł się Loczek. - Nie chcemy tylko, żeby paparazzi zastali nas razem - dodał, łapiąc się ostatniego koła ratunkowego.
- Illustrement! Mogłeś od razu powiedzieć, że się mnie wstydzicie - mruknęła Ellie, po czym odwróciła się i wyszła z kwieciarni.
Max i Jay długo wpatrywali się w szklane drzwi, oczekując że jednak wróci. Nie stało się tak, dlatego Max uderzył Loczka w tył głowy.
- Idioto! Teraz to już musisz jej kupić te kwiatki - warknął Łysy na przyjaciela.
- To moja wina, że ona zawsze musi wyłapać z moich wypowiedzi coś, czego nie miałem na myśli? - spytał głośnym szeptem.
- Jakbyś nie znał kobiet - jęknął Max. - To Francuzka! U niej wszystko działa ze spotęgowaną siłą.
- To by wyjaśniało, dlaczego mi się tak podoba - Jay pokiwał głową ze zrozumieniem.
Max westchnął jedynie i zabrał ze sobą bukiet z fioletowych kwiatów, podczas gdy Jay sięgał po tamten z niezapominajek. Jeden zabrał kwiaty ze sobą, drugi wysłał je pocztą kwiatową do swojego domu, bez liściku.

Marthe ostatni raz przeczesała palcami swoje blond włosy, przeglądając się w lustrze. Wyszła z łazienki dla pracowników i przemierzyła całą kuchnię, żegnając się z nocną zmianą pracowników.
Wyszła na zewnątrz i owiał ją ciepły letni wiatr. Zaczęła kierować się w stronę przystanku, lecz zauważyła sylwetkę zbliżającą się w jej kierunku. Zauważyła Max'a.
- Max? - spytała. - Co ty tutaj...
Z cienia wyłonił się bukiet, kupiony specjalnie dla niej. Potem dostrzegła ulubiony podkoszulek Max'a. Przez kilka sekund wpatrywała się w jego perfekcyjność, po czym wyszeptała:
- Jezusie Najsłodszy...
- Coś się stało? - zapytał z lekka przerażony George.
- Nie. Po prostu daj mi na siebie popatrzeć - powiedziała, nim zdążyła ugryźć się w język.
Uwielbiała, gdy lekko spuszczał głowę, by parsknąć śmiechem. Potem zagryzał wargi i z powrotem podnosił swój wzrok na nią. Dziwiła się samej sobie, że znała każdy szczegół dotyczący jego i jego zachowań.
- To dla ciebie - oświadczył miękko, wyciągając przed siebie bukiet. - Jeśli zgodzisz się pojechać ze mną, będziesz mnie oglądać cały wieczór - oznajmił spokojnie.
- Czy ty mnie właśnie zapraszasz na randkę? - zmarszczyła czoło, odbierając kwiaty i uśmiechając się szeroko.
- Określiłbym to raczej jako spotkanie przeprosinowe, ale randka też nieźle brzmi - odpowiedział, wzdychając ciężko. - Ostatnio zachowywałem się jak głupek. Przepraszam, Marthe - odezwał się szczerze.
- Było, minęło. Zapomnijmy o tym - stwierdziła, po czym nachylila się w stronę kwiatów i powąchała je.
- To jak? Mam cię zawieźć do domu, czy zaryzykujesz? - spytał, przechylając głowę na jedną stronę.
Kiedyś była bardzo ostrożna, a pojęcia 'zabawa' towarzyszyło jedynie Eliane. Teraz wszystko ulegało zmianom. Marthe przestała być zbyt przezorna i opiekuńcza. Zaczęła cieszyć się życiem.
- To gdzie mnie zabierasz? - spytała z rosnącym na twarzy uśmiechem.

Ellie potrząsała ze znudzeniem suszarką, traktując ciepłym powietrzem ostatnie pasma włosów. Zajmowała łazienkę już od dobrej godziny, ale przestała obawiać się zniecierpliwienia Loczka - zdążył się przyzwyczaić. 
Usłyszała krótkie pukanie do drzwi. Wyłączyła suszarkę i odłożyła ją na półkę, po czym uchyliła drzwi i wyjrzała na korytarz.
- Co jest?
- Kurier do ciebie - oświadczył Jay, wkładając na siebie T-shirt.
Brunetka wyszła z łazienki i skierowała się na dół. Zaraz za nią schodził James, który był bardzo ciekawy reakcji dziewczyny na bukiet, który dla niej zamówił.
- Eliane Croisseux? - spytał koślawo kurier, wyczytując nazwisko z kartki. - Kwiaty dla pani.
Z szerokim uśmiechem przyjęła różowe tulipany, a James był mocno zaszokowany. Przecież zamawiał dla niej niezapominajki! Eliane za to, była bardzo rozbawiona reakcją Loczka na kwiaty od sekretnego adoratora.
- I jeszcze jedne - odezwał się nagle kurier.
Uśmiech zszedł z twarzy Ellie bardzo szybko. Poprosiła o potrzymanie tulipanów Jay'a, a potem odebrała niezapominajki, które bardzo jej się spodobały.
- Od kogo to? - zapytała, potrząsając nieznacznie bukietem.
- Nie mam zapisanego nazwiska - zamyślił się kurier imieniem Chuck. - Może jest liścik?
- Zaraz poszukam - westchnęła Eliane. - Mam coś podpisać?

- Nie wierzę, że udało Ci się załatwić bilety na mecz Manchester'u City! - zawołała uradowana Marthe, zajmując swoje miejsce.
- Sam też o tym nie wiedziałem! I też jestem zaskoczony - zaśmiał się Max, siadając obok niej.
Przez parę minut Marthe nic nie mówiła. Była zupełnie oczarowana stadionem. Rozglądała się z lubością po trybunach, żeby potem utkwić swój wzrok w zielonej murawie i biegających po niej zawodnikach.
- I jak ci się podoba? - spytał Max, obserwując jej minę.
- Brillant! Pierwszy raz jestem na meczu w UK - odpowiedziała z nieudawaną ekscytacją.
- Poczekaj tutaj, pójdę po coś do picia - powiadomił ją Łysy.
Wstał i przeszedł przez cały rząd. Zatrzymał się po drodze i napisał sms-a:
" Dziękuję za rady! Jak na razie, wszystko jest dobrze. "
I wysłał to do Eliane i Jay'a. 
Przez chwilę myślał o tym, czy nie mógłby pomóc Loczkowi z Ellie, ale wtedy napotkał człowieka sprzedającego napoje. Kupił dwie cole i wrócił do Marthe.
- To komu kibicujesz? - zapytał z rozbawieniem.
- Mam nadzieję, że nie pytasz poważnie - oświadczyła Marthe, patrząc na niego uważnie.
- Sprawdzałem tylko twoją czujność - zaśmiał się, po czym pociągnął łyk coli ze słomki.
Niebawem rozpoczął się mecz. Dali się ponieść emocjom. Wykrzykiwali hasło ulubionego klubu i głośno komentowali najróżniejsze decyzje sędziów. Tłusty mężczyzna, siedzący zaraz obok nich, wdał się z nimi w dyskusję, bo kibicował drużynie przeciwnej. Po wypiciu coli przerzucili się na piwo, co jeszcze bardziej ch rozluźniło. Zachowywali się przy sobie tak, jakby znali się od wieków.
Do końca zostało już tylko parę minut, a na tablicy wynik jednoznacznie wskazywał na remis. Marthe zacisnęła palce na krzesełku naprzeciwko, a Max zagryzał policzek z nerwów.
Piłkarz z Manchester'u City wysunął się z piłką do bramki przeciwników. Wykiwał obronę i strzelił pięknego gola w róg bramki.
Okrzyk radości przewijał się przez trybuny. Max i Marthe też krzyczeli, by potem uścisnąć się z tej całej euforii.
Marthe przypomniała sobie wieczór, kiedy poznała Max'a. Było tak samo. Oglądali razem mecz, a przy świętowaniu zwycięstwa zdarzyło im się przytulić. Tak jak teraz, czuła bliskość Max'a i jego zapach. Nie chciała w to uwierzyć, ale już wtedy zaczynała coś do niego czuć.
- No nie! Musimy uczcić coś takiego! - oświadczył Max stanowczo.
- Co proponujesz? 
- Cokolwiek - wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. - Wymyślimy po drodze!
Złapał ją za rękę i razem przebrnęli przez tłum rozentuzjazmowanych kibiców.

Upiła łyk herbaty miętowej, a potem odstawiła kubek na stolik. James oparł dno swojego o kolano.
- Nadal twierdzisz, że nie wiesz, od kogo są te kwiaty? - spytał, udając obojętność.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Ellie.
Ich mały stolik do kawy zdobiły teraz dwa spore wazony z różowymi i niebieskimi kwiatami. Od pewnego czasu nie robili nic innego, tylko siedzieli w ciszy i patrzyli na nie.
- Chyba jeden zostanie tutaj - stwierdziła nagle. - Przyda się tu trochę świeżego koloru.
- To który zabierasz? Proponuję niezapominajki - wtrącił Loczek, kątem oka spoglądając na minę Eliane.
- Właśnie miałam zamiar je wziąć - oznajmiła, podnosząc się.
Sięgnęła już po wazon, kiedy poczuła wibracje w kieszonce. Wyjęła telefon, co zrobił też Loczek. Uśmiechnęła się do ekranu, widząc podziękowania ze strony Max'a.
- Udało nam się to swatanie - oświadczyła, obdarzając Bird'a ciepłym uśmiechem.
- Też muszę ci podziękować. Chciałem, żeby Max znalazł sobie kogoś po rozstaniu z Michelle - powiedział Jay, chowając telefon z powrotem do kieszeni.
- To był twój pomysł. Ja dopowiedziałam tylko parę szczegółów - wzruszyła ramionami. Zdała sobie sprawę z tego, że właśnie komplementowała Loczka.
- Pierwszy raz usłyszałem coś miłego o sobie od ciebie - uśmiechnął się łobuziarsko.
- Więc zapamiętaj to, bo drugi raz się na to nie zdobędę - poinformowała go Ellie, podnosząc wazon i przyciskając go do piersi. - Dobranoc, Loczku!
- Dobranoc, Li.
Będąc już w pokoju, wzięła się za poszukiwanie liściku. Wstydziła się zrobić to przy Jay'u, bo zapewne by ją wyśmiał. Traciła już nadzieję, że cokolwiek znajdzie, kiedy zauważyła fragment niebieskiej karteczki.
"Następnym razem, zanim wynajdziesz w tym, co mówię, coś nie odpowiedniego, pamiętaj - ja jestem tylko facetem! B."
Otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Bird wysłał jej kwiaty. Bird, który jest teraz za ścianą. 
Wyleciała szybko z pokoju, ale wszędzie światła były już zgaszone, prócz małej lampki w salonie czekającej na Marthe. "Jutro mu podziękuję" - postanowiła, chowając się w swoim pokoju.
- Przeszkadzam ci? - spytał Loczek, opierając się o parapet.
- Jestem na spacerze z Marthe, ale mów - oznajmił Max, a na potwierdzenie w słuchawce zaszumiał wiatr.
- Dostała kwiaty. Niezapominajki i tulipany - zakomunikował Jay.
- Od kogo? Myślisz, że to mógł być...
- Nathan, przecież to oczywiste - odparł James, wzdychając ciężko. - Już miałem nadzieję, że się odczepił.
- Pogadamy jutro, okej? Muszę spadać.
- Jasne... Tylko niech Marthe wróci do domu przed pierwszą, na litość boską! - powiedział to śmiesznym głosem, powodując śmiech Max'a.
Rozłączył się i rzucił telefon na komodę. Wsunął się pod kołdrę i spojrzał wprost na terrarium i Neytiri w środku.

- Gdybyś tylko potrafiła mówić... - szepnął, po czym przewrócił się na drugi bok i zamknął oczy.