Poprawiam się natychmiast.
Proszę bardzo, oto rozdział czternasty.
Potrzebuję komentarzyy.
Zajęła łazienkę jako pierwsza. Wzięła krótki prysznic, zgarnęła włosy w wysokiego kucyka i ubrała się w sukienkę letnią, której nie miała na sobie od wieków. Zbiegła na dół, gdzie czekało ją wielkie rozczarowanie.
"Kochani!
Musiałam wziąć dzisiaj dwie zmiany w restauracji... Zołzi... Dlatego nie zdążyłam zrobić śniadania. Poradzicie sobie, prawda? Wychodzę o 17.
PS. Błagam, nie spalcie kuchni!"
Jay wkroczył do kuchni z wielkim uśmiechem na twarzy, odziany jedynie w spodnie dresowe.
- Co dzisiaj serwuje na śniadanie nasza mistrz-... - zatrzymał się, widząc w pustej kuchni tylko Ellie. - Gdzie Marthe i śniadanie? - spytał rzeczowo.
- Marthe ze śniadaniem poszła do pracy, a nas zostawiła na pastwę... nas - mruknęła Eliane, podając Loczkowi kartkę.
Czytając ją, kręcił głową z niedowierzaniem. Gdy skończył, podarł kartkę na małe kawałeczki i wyrzucił ją do kosza.
- I co teraz, panie Poważny? - zapytała Ellie, wzdychając ciężko.
- Chyba umiesz gotować, nie? - zmarszczył nos.
- Umiem - powiedziała natychmiast. - Ale mam ochotę na jajecznicę. Najlepiej taką, jaką robi Max.
Zamyślony dotychczas Bird wyszczerzył się, co oznaczało, że ma plan. Eliane uniosła brwi do góry, choć nie doczekała się wyjaśnienia. Loczek wyjął z kieszeni dresów swój telefon i szybko zadzwonił.
- Maxio! Witaj, przyjacielu - zacmokał do słuchawki. - Może wpadłbyś do nas na śniadanie? Obgadalibyśmy szczegóły waszej dzisiejszej schadzki z Marthe, póki Eliane nie poszła do pracy... Tak? To świetnie. Widzimy się za kwadrans.
Rozłączył się i uśmiechnął szeroko, dumny z samego siebie.
- Tak, to rzeczywiście było genialne - pochwaliła go Eliane. - Powiedz mi tylko, jak wytłumaczysz, że Max sam będzie musiał zrobić to śniadanie?
- Od czego mam ciebie? - spytał z rozbawieniem. - Na pewno coś wymyślisz!
Piętnaście minut później, rozległo się pukanie do drzwi. Jay zniknął w łazience, więc zdenerwowana Ellie była zmuszona do zaproszenia gościa do środka.
- Cześć, Max - uśmiechnęła się na widok swojego ulubieńca z The Wanted.
- Witaj, Ellie! Ślicznie dziś wyglądasz - chłopak uścisnął ją na przywitanie i wszedł do środka.
- Dzięki, to wielki komplement po przespaniu jedynie sześciu godzin - odpowiedziała, zamykając za nim drzwi.
Max skierował się instynktownie do kuchni, po drodze wołając Jay'a. Zatrzymał się gwałtownie, zauważając brak śniadania.
- Mogłem się domyślić - jęknął.
- Permettez, Max - Ellie zmarszczyła nos.
- Nie przepraszaj mnie. Wystarczy, że dosypiesz mnóstwo soli do porcji Bird'a - roześmiał się.
Eliane ze zwycięskim uśmiechem ruszyła w stronę Max'a.
- Chciałabym, żebyś nauczył mnie, jak się robi tą cudowną jajecznicę - poprosiła.
- Mam ci zdradzić przepis mistrza? - spytał, marszcząc czoło. - To będzie kosztowało.
- Hej! Dopiero zaczęłam pracę i nie mam dużo funduszy - oświadczyła, udając zamyśloną. Machnęła jednak ręką i powiedziała: - Jay ci zapłaci. Przecież to on cię tutaj sprowadził!
Szybko się uwinęli, zdążyli nawet przed przyjściem Loczka. Jay pojawił się jednak w ostatniej chwili i zareagował, nim Max wysypał połowę soli z solniczki do jego porcji.
- Max! - krzyknął Loczek i odepchnął Łysego od swojej żółciutkiej jajecznicy. - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!
- Przyjaciele nie kłamią - wtrąciła Eliane.
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - żachnął się Bird. - Dzięki mnie, masz co jeść!
- Dlaczego zawsze, gdy słucham waszych kłótni, mam uczucie, że brzmicie jak małżeństwo? - spytał teoretycznie Max.
- Cicho! - syknęli Jay z Ellie.
Max uniósł ręce do góry, w geście poddania. Przez minutę panowała idealna cisza, podczas której spokojnie pałaszowali pyszną jajecznicę a'la George.
- Zapomniałbym - odezwał się wreszcie Loczek. - Rozmawialiśmy wczoraj z Eliane o tobie i Marthe. Niestety muszę przyznać, że Ellie ma sporą wiedzę na ten temat - dokończył.
- Biedny Loczuś. Mam nadzieję, że twoje ego nie ucierpiało na tym wyznaniu? - spytała Ellie z przesadną troską.
- Znowu mam to uczucie! - rzucił Max, po czym został zbombardowany groźnymi spojrzeniami od Jay'a i Eliane.
- Więc - zaczął Jay, chcąc zmienić temat - Marthe wychodzi dziś z pracy o 17.
- Uwielbia cię w białym podkoszulku i dobrze by było, gdybyś go założył - dodała Eliane. - Wcześniej przydałoby ci się zajrzeć jeszcze do kwieciarni.
- Bukiet jednokolorowy. I to nie mogą być róże - James uzupełnił wypowiedź Ellie z nieukrywaną dumą.
- Dziękuję wam za rady, są naprawdę pomocne - Max uśmiechnął się do nich. - Kto by pomyślał, że z twojego mieszkaniowego oszustwa wyniknie coś dobrego?
- Ma się to szczęście - powiedział Loczek, odgarniając włosy z czoła.
- Jeśli ty i Marthe jesteście sobie przeznaczeni, to i tak kiedyś byście się poznali - stwierdziła Eliane, wzruszając ramionami.
- Nie chodzi już tylko o nią - oświadczył Max. - Temu idiocie - wskazał głową na Jay'a - zawdzięczam też nową przyjaciółkę.
Położył dłoń na jej dłoni, a ona uśmiechnęła się na ten przyjacielski gest. Jay odchrząknął głośno, gdyż był odrobinę zazdrosny.
- A gdzie zabierzesz Marthe, Romeo? - spytał szybko.
- Myślę, że coś związanego ze sportem byłoby w sam raz - odezwała się Ellie.
- Też o tym myślałem i udało mi się nawet zarezerwować bilety na dzisiejszy mecz. Nie sprawdzałem nawet, kto gra - odpowiedział Max, szczęśliwy, że coś w końcu załatwił sam.
Eliane zerknęła na zegarek, który wskazywał wpół do dziewiątej. Zerwała się z miejsca.
- Zamówi mi ktoś taksówkę? Proszę - zwróciła się do chłopaków.
W tym samym czasie powiedzieli:
- Podwiozę cię.
- Możesz zabrać się ze mną.
Spojrzała na nich skonfundowana.
- Zastanówcie się, a ja pójdę się przebrać.
Stanęło jednak na tym, że Max podwiózł Eliane, bo miał po drodze do swojego mieszkania. Jay w tym samym czasie posprzątał po śniadaniu, a w jego głowie rodził się genialny plan.
- Dzień dobry?
- Och, cześć Eliane! - uprzejmie przywitał ją Kevin, którego zastała rozmawiającego z Jayne.
- Kev opowiadał mi właśnie, jak zajęłaś się Greg'iem - uśmiechnęła się do niej menadżerka.
- I jak pomogłaś mi dotargać go do mieszkania na trzecim piętrze - dodał ochroniarz, puszczając do niej oczko.
Uśmiechnęła się szeroko. Bardzo polubiła tego mężczyznę, a on jeszcze jej pomaga!
- Dzisiaj nie będziesz miała tylu atrakcji - westchnęła Jayne. - Mam dla ciebie trochę typowo papierkowej roboty, ale to tylko na początek. No i, nie będzie dzisiaj chłopców. Mają wolne.
- Wczoraj spędziłam z nimi wystarczająco dużo czasu, więc raczej nie będę tęsknić - wzruszyła ramionami.
- Nadal nie rozumiem, czemu nie zadzwoniliście wcześniej? - Kevin pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Dan powiedział, że nie ma przy sobie telefonu, więc czekaliśmy, aż ktoś nas znajdzie - wyjaśniła Eliane.
- Porozmawiam sobie z nim... Ale na razie, chodźmy do gabinetu - oznajmiła Jayne.
Menadżerka miała ponoć sporo spraw do załatwienia na mieście, związanych z wyjazdem w trasę po UK. Zostawiła Ellie kartkę z listą rzeczy do zrobienia. Ku uciesze Eliane, znajdowały się na niej tylko cztery pozycje. Po wypełnieniu zadań, mogła zmyć się do domu. W razie pytań, Kevin służy pomocą.
Jayne wyszła, zostawiając po sobie jedynie słodką woń jej perfum. Ellie westchnęła ciężko i podeszła do szafy, w której miała ułożyć segregatory. Zajęło jej to jakieś pół godziny, bo trochę ich było.
Drugim zadaniem miało być wysyłanie odpowiedzi zwrotnych fankom. Listów było jednak mnóstwo i po godzinie Eliane musiała odejść od komputera. Skierowała się do kuchni, choć nie wiedziała, co może wziąć, a co nie.
Na szczęście, niebawem pojawił się tam też Kevin, który wszystko jej wyjaśnił. Spędzili parę minut na piciu kawy i konwersacji, przynajmniej dopóki nie zaczęły ich wzywać obowiązki.
Z westchnieniem wróciła do laptopa. Zerknęła na pozostałe dwa punkty listy:
1. Wysłać sprostowanie do gazety
2. Zamówić bukiet i wysłać go na poniższy adres
Na poczcie rzeczywiście został zapisany szkic, który dzięki Bogu okazał się sprostowaniem. Szybko wysłała e-mail i mogła wykreślić kolejny punkt.
Wróciła do wcześniejszego zajęcia.
Kopiuj. Wklej. Wyślij.
James wsadził wsuwkę do zamka i pokombinował chwilę, jednak nic się nie stało. Próbował już wszystkiego, prócz wyważenia drzwi. Jak mógł włamać się do pokoju Eliane?
Wybrał numer najlepszego przyjaciela.
- Max? Pomocy.
- Co się stało?
- Jak można się do kogoś włamać, skoro przez drzwi nie można? - spytał Loczek.
- Nie wiem czemu, ale czasem odnoszę takie wrażenie, że ty naprawdę jesteś głupi - usłyszał po drugiej stronie. - Może przez okno?
Bird uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Dzięki - mruknął.
- Ale czekaj! W zamian za to, masz pomóc mi wybrać bukiet - zastrzegł Max. - Nie znam się na tych sprawach.
- Jak mi się uda wejść przez okno, to ci pomogę!
Rozłączył się i szybko pobiegł na dół.
Wyjął z garażu wysoką drabinę. Wspiął się na daszek nad tarasem, po którym mógł spokojnie chodzić. Dopadł do okna Eliane, które okazało się być uchylone.
Jego ręka wślizgnęła się do środka. Otworzył jedno skrzydło na oścież i po chwili wskoczył do pokoju, wprost na łóżko.
Odetchnął głęboko. Na pierwszy rzut oka, nie było tu nic dziwnego. Postanowił jednak szukać.
Zaczął od szafek. Obejrzał album ze zdjęciami, szczególnie zaśmiewając się ze zdjęć małej Ellie przebranej za Atomówkę. Dostrzegł też pamiętnik. Chciał go przeczytać, ale czuł, że nie może. Postanowił zająć się tym później.
Zajrzał pod łóżko. Wyciągnął spod niego masę czasopism z powycinanymi w środku zdjęciami. Czyje to były zdjęcia? Tego nie wiedział. Jednak bardzo szybko miał się dowiedzieć.
Wrócił się do pamiętnika. Przejrzał kilka kartek i znalazł fragment o śmierci matki Eliane i o zaginionym ojcu. Zrobiło mu się smutno i głupio zarazem. Co on wyprawia? Przegląda jej osobiste rzeczy tylko dlatego, że ona mu tego zabroniła.
Odłożył wszystko na swoje miejsce i szarpnął za klamkę, by wyjść. Przypomniał sobie wtedy, że przecież wchodził oknem, więc zawrócił.
Ze ściany spadł obrazek przedstawiający upadłego anioła, który od początku Jay'owi się podobał. Chciał go powiesić z powrotem, lecz kiedy zobaczył tył... Wybuchnął szczerym śmiechem.
Cała tylna część obrazka pokryta była wycinanymi z gazet zdjęciami Kendall'a z Big Time Rush. Czy to możliwe, żeby 20-latka kochała gwiazdora, którego pewnie nigdy nie pozna? Rozśmieszyło go to tak bardzo, że musiał ocierać łzy śmiechu.
Chciał wyjść. Naprawdę chciał, ale dostrzegł aparat, leżący na jakimś opasłym zeszycie. Przeglądał zdjęcia, w większości przedstawiające tą samą modelkę. Stała jedynie tyłem z widocznym na plecach tatuażem - skrzydłami. Następnie przejrzał zeszyt i ze zdziwieniem stwierdził, że Eliane pisała piosenki.
Wzbogacony o kilka nowych ciekawostek i zamyślony przez dziewczynę z tatuażem, zszedł drabiną na dół.
Ellie wybrała kosz z czerwonymi różami, lecz zatrzymała się w połowie drogi do sprzedawczyni. Naszła ją genialna myśl.
Zgarnęła jeszcze jeden kosz, tym razem z tulipanami. Róże poprosiła dostarczyć na adres napisany przez Jayne, a tulipany na swój.
Odwróciła się z szerokim uśmiechem, wyobrażając sobie minę Loczka, gdy zobaczy, że dostała kwiaty od sekretnego adoratora.
Była tak zamyślona, że nie zauważyła dwóch mężczyzn w kolejnej alejce.
- Może te? Będą dobre - mówił Max, za każdym razem. - Ładna barwa. Niebieski to kolor... to kolor... to kolor czego?
- Wolności? Nie wiem - Jay wzruszył ramionami. - Tylko nie kupuj żółtych, bo oznaczają zdradę.
Loczek podniósł ładny bukiecik z fioletowych kwiatów i był zadowolony. Max klasnął w ręce.
- Te są idealne! Dzięki, Stary - poklepał Jay'a po plecach.
- O nie. Ja biorę te kwiaty dla Li - oświadczył Loczek dziarsko.
- Dla... Ellie? - Max zmrużył oczy, przyglądając się dziewczynie naprzeciwko.
Eliane natychmiast zmyła głupi uśmieszek z twarzy, a Jay wcisnął Max'owi kwiaty w ręce.
- Dobry wybór - stwierdziła, wskazując na bukiet.
- Podobają ci się? - zapytał Max, oglądając je. - Jay nie był co do nich przekonany.
- Mamy podobny gust z Marthe, a skoro mi się podobają, to jej też - powiedziała Ellie. - Uwielbia fioletowy kolor. Ja wolę niebieski.
Jay mimowolnie zatrzymał wzrok na niebieskich kwiatuszkach, które przed chwilą pokazywał mu Max.
- Co tutaj robisz? - spytał Łysy wreszcie.
- Jayne kazała mi zamówić dla kogoś bukiet - wzruszyła ramionami.
- Skończyłaś już pracę?
- Właściwie to tak - przytaknęła.
- To świetnie! Może zabierzesz się z nami? - zaproponował Max, niemal wyrzucając na podłogę trzymany bukiet.
- Li nie może z nami jechać - oznajmił stanowczo Jay i wymownie spojrzał na przyjaciela.
- Ale dlaczego? Skoro jest tutaj z nami i... - Loczek kopnął Max'a w kostkę, a temu drugiemu rozjaśniło się w głowie. - Racja. Mieliśmy z Jay'em jechać jeszcze po... po ogórki.
- Ogórki? - powtórzyła zaszokowana Ellie.
- Właśnie, ogórki? - Jay zmarszczył czoło.
- Tom chciał trochę popichcić i znalazł przepis na ogórki z chilli... Mówiłem ci przecież! - Max spojrzał z wyrzutem na Loczka.
- Dziwnie się zachowujecie - stwierdziła Ellie, zdejmując okulary przeciwsłoneczne z włosów i zakładając je na nos. - I tak muszę wrócić jeszcze do wytwórni i zabrać swoje rzeczy.
Jay odetchnął z ulgą, co tym bardziej wzmożyło podejrzenia Eliane.
- Wy coś kombinujecie.
- Oczywiście, że nie - zaparł się Loczek. - Nie chcemy tylko, żeby paparazzi zastali nas razem - dodał, łapiąc się ostatniego koła ratunkowego.
- Illustrement! Mogłeś od razu powiedzieć, że się mnie wstydzicie - mruknęła Ellie, po czym odwróciła się i wyszła z kwieciarni.
Max i Jay długo wpatrywali się w szklane drzwi, oczekując że jednak wróci. Nie stało się tak, dlatego Max uderzył Loczka w tył głowy.
- Idioto! Teraz to już musisz jej kupić te kwiatki - warknął Łysy na przyjaciela.
- To moja wina, że ona zawsze musi wyłapać z moich wypowiedzi coś, czego nie miałem na myśli? - spytał głośnym szeptem.
- Jakbyś nie znał kobiet - jęknął Max. - To Francuzka! U niej wszystko działa ze spotęgowaną siłą.
- To by wyjaśniało, dlaczego mi się tak podoba - Jay pokiwał głową ze zrozumieniem.
Max westchnął jedynie i zabrał ze sobą bukiet z fioletowych kwiatów, podczas gdy Jay sięgał po tamten z niezapominajek. Jeden zabrał kwiaty ze sobą, drugi wysłał je pocztą kwiatową do swojego domu, bez liściku.
Marthe ostatni raz przeczesała palcami swoje blond włosy, przeglądając się w lustrze. Wyszła z łazienki dla pracowników i przemierzyła całą kuchnię, żegnając się z nocną zmianą pracowników.
Wyszła na zewnątrz i owiał ją ciepły letni wiatr. Zaczęła kierować się w stronę przystanku, lecz zauważyła sylwetkę zbliżającą się w jej kierunku. Zauważyła Max'a.
- Max? - spytała. - Co ty tutaj...
Z cienia wyłonił się bukiet, kupiony specjalnie dla niej. Potem dostrzegła ulubiony podkoszulek Max'a. Przez kilka sekund wpatrywała się w jego perfekcyjność, po czym wyszeptała:
- Jezusie Najsłodszy...
- Coś się stało? - zapytał z lekka przerażony George.
- Nie. Po prostu daj mi na siebie popatrzeć - powiedziała, nim zdążyła ugryźć się w język.
Uwielbiała, gdy lekko spuszczał głowę, by parsknąć śmiechem. Potem zagryzał wargi i z powrotem podnosił swój wzrok na nią. Dziwiła się samej sobie, że znała każdy szczegół dotyczący jego i jego zachowań.
- To dla ciebie - oświadczył miękko, wyciągając przed siebie bukiet. - Jeśli zgodzisz się pojechać ze mną, będziesz mnie oglądać cały wieczór - oznajmił spokojnie.
- Czy ty mnie właśnie zapraszasz na randkę? - zmarszczyła czoło, odbierając kwiaty i uśmiechając się szeroko.
- Określiłbym to raczej jako spotkanie przeprosinowe, ale randka też nieźle brzmi - odpowiedział, wzdychając ciężko. - Ostatnio zachowywałem się jak głupek. Przepraszam, Marthe - odezwał się szczerze.
- Było, minęło. Zapomnijmy o tym - stwierdziła, po czym nachylila się w stronę kwiatów i powąchała je.
- To jak? Mam cię zawieźć do domu, czy zaryzykujesz? - spytał, przechylając głowę na jedną stronę.
Kiedyś była bardzo ostrożna, a pojęcia 'zabawa' towarzyszyło jedynie Eliane. Teraz wszystko ulegało zmianom. Marthe przestała być zbyt przezorna i opiekuńcza. Zaczęła cieszyć się życiem.
- To gdzie mnie zabierasz? - spytała z rosnącym na twarzy uśmiechem.
Ellie potrząsała ze znudzeniem suszarką, traktując ciepłym powietrzem ostatnie pasma włosów. Zajmowała łazienkę już od dobrej godziny, ale przestała obawiać się zniecierpliwienia Loczka - zdążył się przyzwyczaić.
Usłyszała krótkie pukanie do drzwi. Wyłączyła suszarkę i odłożyła ją na półkę, po czym uchyliła drzwi i wyjrzała na korytarz.
- Co jest?
- Kurier do ciebie - oświadczył Jay, wkładając na siebie T-shirt.
Brunetka wyszła z łazienki i skierowała się na dół. Zaraz za nią schodził James, który był bardzo ciekawy reakcji dziewczyny na bukiet, który dla niej zamówił.
- Eliane Croisseux? - spytał koślawo kurier, wyczytując nazwisko z kartki. - Kwiaty dla pani.
Z szerokim uśmiechem przyjęła różowe tulipany, a James był mocno zaszokowany. Przecież zamawiał dla niej niezapominajki! Eliane za to, była bardzo rozbawiona reakcją Loczka na kwiaty od sekretnego adoratora.
- I jeszcze jedne - odezwał się nagle kurier.
Uśmiech zszedł z twarzy Ellie bardzo szybko. Poprosiła o potrzymanie tulipanów Jay'a, a potem odebrała niezapominajki, które bardzo jej się spodobały.
- Od kogo to? - zapytała, potrząsając nieznacznie bukietem.
- Nie mam zapisanego nazwiska - zamyślił się kurier imieniem Chuck. - Może jest liścik?
- Zaraz poszukam - westchnęła Eliane. - Mam coś podpisać?
- Nie wierzę, że udało Ci się załatwić bilety na mecz Manchester'u City! - zawołała uradowana Marthe, zajmując swoje miejsce.
- Sam też o tym nie wiedziałem! I też jestem zaskoczony - zaśmiał się Max, siadając obok niej.
Przez parę minut Marthe nic nie mówiła. Była zupełnie oczarowana stadionem. Rozglądała się z lubością po trybunach, żeby potem utkwić swój wzrok w zielonej murawie i biegających po niej zawodnikach.
- I jak ci się podoba? - spytał Max, obserwując jej minę.
- Brillant! Pierwszy raz jestem na meczu w UK - odpowiedziała z nieudawaną ekscytacją.
- Poczekaj tutaj, pójdę po coś do picia - powiadomił ją Łysy.
Wstał i przeszedł przez cały rząd. Zatrzymał się po drodze i napisał sms-a:
" Dziękuję za rady! Jak na razie, wszystko jest dobrze. "
I wysłał to do Eliane i Jay'a.
Przez chwilę myślał o tym, czy nie mógłby pomóc Loczkowi z Ellie, ale wtedy napotkał człowieka sprzedającego napoje. Kupił dwie cole i wrócił do Marthe.
- To komu kibicujesz? - zapytał z rozbawieniem.
- Mam nadzieję, że nie pytasz poważnie - oświadczyła Marthe, patrząc na niego uważnie.
- Sprawdzałem tylko twoją czujność - zaśmiał się, po czym pociągnął łyk coli ze słomki.
Niebawem rozpoczął się mecz. Dali się ponieść emocjom. Wykrzykiwali hasło ulubionego klubu i głośno komentowali najróżniejsze decyzje sędziów. Tłusty mężczyzna, siedzący zaraz obok nich, wdał się z nimi w dyskusję, bo kibicował drużynie przeciwnej. Po wypiciu coli przerzucili się na piwo, co jeszcze bardziej ch rozluźniło. Zachowywali się przy sobie tak, jakby znali się od wieków.
Do końca zostało już tylko parę minut, a na tablicy wynik jednoznacznie wskazywał na remis. Marthe zacisnęła palce na krzesełku naprzeciwko, a Max zagryzał policzek z nerwów.
Piłkarz z Manchester'u City wysunął się z piłką do bramki przeciwników. Wykiwał obronę i strzelił pięknego gola w róg bramki.
Okrzyk radości przewijał się przez trybuny. Max i Marthe też krzyczeli, by potem uścisnąć się z tej całej euforii.
Marthe przypomniała sobie wieczór, kiedy poznała Max'a. Było tak samo. Oglądali razem mecz, a przy świętowaniu zwycięstwa zdarzyło im się przytulić. Tak jak teraz, czuła bliskość Max'a i jego zapach. Nie chciała w to uwierzyć, ale już wtedy zaczynała coś do niego czuć.
- No nie! Musimy uczcić coś takiego! - oświadczył Max stanowczo.
- Co proponujesz?
- Cokolwiek - wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. - Wymyślimy po drodze!
Złapał ją za rękę i razem przebrnęli przez tłum rozentuzjazmowanych kibiców.
Upiła łyk herbaty miętowej, a potem odstawiła kubek na stolik. James oparł dno swojego o kolano.
- Nadal twierdzisz, że nie wiesz, od kogo są te kwiaty? - spytał, udając obojętność.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Ellie.
Ich mały stolik do kawy zdobiły teraz dwa spore wazony z różowymi i niebieskimi kwiatami. Od pewnego czasu nie robili nic innego, tylko siedzieli w ciszy i patrzyli na nie.
- Chyba jeden zostanie tutaj - stwierdziła nagle. - Przyda się tu trochę świeżego koloru.
- To który zabierasz? Proponuję niezapominajki - wtrącił Loczek, kątem oka spoglądając na minę Eliane.
- Właśnie miałam zamiar je wziąć - oznajmiła, podnosząc się.
Sięgnęła już po wazon, kiedy poczuła wibracje w kieszonce. Wyjęła telefon, co zrobił też Loczek. Uśmiechnęła się do ekranu, widząc podziękowania ze strony Max'a.
- Udało nam się to swatanie - oświadczyła, obdarzając Bird'a ciepłym uśmiechem.
- Też muszę ci podziękować. Chciałem, żeby Max znalazł sobie kogoś po rozstaniu z Michelle - powiedział Jay, chowając telefon z powrotem do kieszeni.
- To był twój pomysł. Ja dopowiedziałam tylko parę szczegółów - wzruszyła ramionami. Zdała sobie sprawę z tego, że właśnie komplementowała Loczka.
- Pierwszy raz usłyszałem coś miłego o sobie od ciebie - uśmiechnął się łobuziarsko.
- Więc zapamiętaj to, bo drugi raz się na to nie zdobędę - poinformowała go Ellie, podnosząc wazon i przyciskając go do piersi. - Dobranoc, Loczku!
- Dobranoc, Li.
Będąc już w pokoju, wzięła się za poszukiwanie liściku. Wstydziła się zrobić to przy Jay'u, bo zapewne by ją wyśmiał. Traciła już nadzieję, że cokolwiek znajdzie, kiedy zauważyła fragment niebieskiej karteczki.
"Następnym razem, zanim wynajdziesz w tym, co mówię, coś nie odpowiedniego, pamiętaj - ja jestem tylko facetem! B."
Otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Bird wysłał jej kwiaty. Bird, który jest teraz za ścianą.
Wyleciała szybko z pokoju, ale wszędzie światła były już zgaszone, prócz małej lampki w salonie czekającej na Marthe. "Jutro mu podziękuję" - postanowiła, chowając się w swoim pokoju.
- Przeszkadzam ci? - spytał Loczek, opierając się o parapet.
- Jestem na spacerze z Marthe, ale mów - oznajmił Max, a na potwierdzenie w słuchawce zaszumiał wiatr.
- Dostała kwiaty. Niezapominajki i tulipany - zakomunikował Jay.
- Od kogo? Myślisz, że to mógł być...
- Nathan, przecież to oczywiste - odparł James, wzdychając ciężko. - Już miałem nadzieję, że się odczepił.
- Pogadamy jutro, okej? Muszę spadać.
- Jasne... Tylko niech Marthe wróci do domu przed pierwszą, na litość boską! - powiedział to śmiesznym głosem, powodując śmiech Max'a.
Rozłączył się i rzucił telefon na komodę. Wsunął się pod kołdrę i spojrzał wprost na terrarium i Neytiri w środku.
- Gdybyś tylko potrafiła mówić... - szepnął, po czym przewrócił się na drugi bok i zamknął oczy.
Mój drogi Boże, nie pamiętam, kiedy ostatnim razem miałam takie silne uczucia dotyczące czytaniu! Nie mogłam się oderwać, o Jezu, mam ochotę opisać co się ze mną działo, ale brak mi słów!
OdpowiedzUsuńA serce zabiło mi szybciej, kiedy Marthe spotkała Maxa po pracy, Jezu, ta konwersacja sprawiła, że... no mówiłam, że brak mi słów!
Po prostu bardzo przypominało mi to rozmowę mnie i bardzo bliskiej mi osoby, przez co nie mogłam oderwać oczu - od początku, aż do końca.
Chciałabym, żebyś miała siłę i wenę, żebyś pisała jak na skrzydłach z radością. Bo my kochamy to, co piszesz, ale ważne jest jeszcze to, żebyś ty kochała to, co tworzysz :)
Trzymaj się, Pokorko! :)
Świetne!
OdpowiedzUsuń#Jay #to #było #meeega #słodkie! <3
Fajny podstęp, ale teraz loczek myśli, że tulipany były od Natha :'c
Kurcze.
Marthe i Mx są tacy uroczy. Kocham kiedy są razem :D
weny i czekam na kolejny :d
świetny rozdział, czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńNo i co ja mam tutaj napisać? Ostatnio się wypalam, ale postaram się naskrobać coś sensownego, chociaż w moim przypadku to raczej trudne;D
OdpowiedzUsuńRozdział chyba jeden z moich ulubionych jak do tej pory, co nie znaczy, że reszta nie jest fajna. Jakoś ten strasznie przypadł mi do gustu. Może dlatego, że w końcu zaczęło się coś dziać z Marthe i Maxem. Znaczy pomiędzy nimi;p
Kocham spiski, a ten w wykonaniu Loczka, Maxa i Li był świetny. Ale i tak nic nie przebije kwiatów dla Li od Jaya. Każda dziewczyna chciałaby, żeby ktoś podarował jej kwiatki:)
Nom, ale pomysł Mr. George też był niezły. Kurczę, ja też chcę iść na randkę i do w dodatku na mecz...
Marzenia xd
Twój blog jest taki cudowny<3
Pozdrawiam:*
Ha, jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńKażesz baaardzo długo czekać, ale przynajmniej rozdziały są dość długie, by mnie zadowolić (choć i tak mam niedosyt).
Kolejny uroczy i zabawny rozdział za mną. Duet konspiratorski Max i Jay są świetni. Cieszę się, że w Twoim opku odgrywają ważne role. Nie ma to jak podstępem zaprosić kogoś na śniadanie, by je zrobił.
Max i Marthe i ich spotkanie przeprosinowe... Wzdycham, och, ach, cud, miód i orzeszki. Wreszcie trochę o nich.
Ale nie zapominajmy o Ptaszku i Li, moich ulubieńcach.
Świetnie, świetnie, doskonale! Uśmiech nie schodzi z mojej twarzy :)
Cudo, cudo, cudo^^ Uwielbiam twojego bloga i to jak piszesz, zakochałam się:D WENY i czekam na następny;*
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć... I mówię poważnie, nie dlatego, że nie chce mi się pisać komentarza... Nie wiem co powiedzieć... Kocham Cię po prostu za to, że jesteś taka fantastyczna.♥ Do następnego.♥
OdpowiedzUsuń