Papież wybrany, więc mogę dodać rozdział.
Dzisiaj poznamy trzy nowe postacie, dowiemy się więcej o nowej pracy Eliane i uświadomimy sobie, jak działają plotki. Jednym słowem, to naprawdę nudny rozdział. Ale obiecuję, kolejne będą ciekawsze!
Więc ja idę udawać przed mamą, że jestem chora <bo trochę jestem>, a Wy komentujcie to, co niżej!
Trzymajcie się.
Pchnęła dość ciężkie drzwi i niemal wbiegła do środka. Obejrzała dokładnie pomieszczenie.
Na samym środku klubu znajdował się prostokątny bar o turkusowej ladzie. Z prawej strony rozciągał się parkiet, za to z lewej - wejście na salę w stylu lat 60, oraz kilka stolików.
Niedaleko baru troje ludzi sprzątało. Ktoś zamiatał, ktoś wycierał ladę, a jeszcze ktoś zawiązywał czarne worki na śmieci.
Eliane postanowiła podejść bliżej.
- Przepraszam - odezwała się nagle. - Jestem umówiona z menadżerem tego klubu, tylko że nie wiem, gdzie mogę go znaleźć.
Wysoki blondyn oparł się na szczotce, wlepiając w nią niebieskie oczy. Nie powiedział przy tym zupełnie nic.
Głos zabrała brunetka.
- Musisz przejść przez parkiet i znaleźć łazienki w tamtym korytarzu - wskazała palcem, co Ellie wydawało się nieco grubiańskie, ale nic nie powiedziała. - Trzecie drzwi to gabinet menadżera.
- Będziesz tu pracować? - spytała Blondynka, odrzucając worek na bok.
- Jeśli mi się uda - Elle uśmiechnęła się krótko.
- Jeśli ci się uda, to będziesz na zmianie z nami - zaśmiała się ta sama dziewczyna, po czym wyciągnęła w jej stronę rękę. - Jestem Kelsey.
Lia uścisnęła jej dłoń, przedstawiając się.
- Rose, ale nie śmiej się - zaczęła Brunetka, również wystawiając rękę. - Imię po babci.
- Scott - Blondyn się ruszył i podał rękę Eliane.
Nastąpiła trochę niezręczna cisza, w trakcie której Ellie przypomniała sobie o powodzie przyjścia tutaj. Wystarczyło, że wskazała za siebie, a reszta zrozumiała, że musiała iść.
Gdy pukała do drzwi, usłyszała za sobą męskie:
- Powodzenia!
Jay westchnął głęboko i spojrzał w kierunku wejścia do klubu. Przez kwadrans zupełnie nic się nie zmieniło.
Oparty o samochód przeglądał nowe wiadomości na twitter'ze. Co chwila musiał odgarniać loki z oczu, który ciągle opadały przez dmuchnięcia wiatru. Lekko zagryzał policzek czytając niekoniecznie miłe wiadomości ze strony antyfanek.
Usłyszał skrzypienie drzwi. Schował telefon do kieszeni i poprawił okulary słoneczne ukradzione ostatnio Tom'owi. Nie zdołał się obejrzeć, a Eliane już biegła w jego stronę.
- Jay!
Zarzuciła mu ręce na szyję, a Bird przytulił ją do siebie tak mocno, że przez chwilę jej nogi wisiały w powietrzu. Gdy tylko stopy Eliane spotkały się z podłożem, zmieszała się.
- Wybacz.
- Nic się nie stało - machnął ręką. - Rozumiem, że dostałaś tą pracę?
Ellie z przypływu emocji znów uścisnęła Jay'a. Zaraz zrozumiała, że przecież przed chwilą zganiła się za ten sam czyn i znów go puściła. Jay roześmiał się głośno.
- Musimy to uczcić! - klasnął w ręce. - Chyba, że zaczynasz już dzisiaj.
- Tak się składa, że jutro - oświadczyła niemal spokojnie.
- To wskakuj - tutaj otworzył drzwi od strony pasażera. - Kierunek: dom!
Zatrzymał się w połowie drogi. Syknął przeciągle i uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Coś się stało? - Ellie uniosła brew w górę.
- Zapomniałem kompletnie, że musimy jechać dziś na sesję - oznajmił James zbolałym głosem. - Ale o 17 będziemy z powrotem!
- Wystarczy, że odwieziesz mnie do domu i już będę szczęśliwa!
Wsiedli do auta. Jay odpalił silnik i niedługo potem już pędzili jedną z dróg krajowych, wolnych od korków i kierowców-baranów.
Eliane spojrzała w lusterko i skrzywiła się. Makijaż przestał zakrywać raz, jej wielkiego guza i dwa, jej niemalże podbite oko.
- Mam nadzieję, że nikt tego nie zauważył - powiedziała bardziej do siebie, niż do Jay'a. - Inaczej wezmą mnie za jakąś agresywną babę.
- Całkiem słusznie. Po co ich oszukiwać? - spytał retorycznie Jay.
- Jeszcze słowo, a nie dostaniesz dziś obiadu - mruknęła.
- Agresywna i bezwzględna!
- Nawet nie przypomnę, kto mi to zrobił - z wyrzutem wskazała na widoczne ślady wczorajszego zderzenia z McGuiness'em.
- Złość piękności szkodzi, chyba się przekonałaś? - droczył się z nią Jay.
Eliane wyciągnęła swój telefon z kieszeni i prędko wysłała sms-a do Marthe o treści:
" Loczek nie dostaje dziś obiadu. Dwie porcje wystarczą. "
Gdy tylko wyszła z samochodu, Jay szybko odjechał. Eliane pokręciła głową myśląc sobie, że on kiedyś zapomni, gdzie mieszka.
- Marthe! Mam pracę - zawołała zaraz po zamknięciu drzwi.
Blondynka lekko wychyliła się z kuchni i uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Wiedziałam, że musisz ją dostać - stwierdziła, machając ręką. - Kiedy zaczynasz?
- Jutro, chociaż czeka mnie tydzień próbny - odpowiedziała Ellie, siadając przy stole.
Mar pokiwała lekko głową, wlewając do misek krem brokułowy. Przypomniało jej się o sms-ie, więc spytała:
- Co znów zrobił Jay?
- Znów?
- Ciągle się kłócicie - Marthe postawiła na stole talerze i podała łyżki.
- To tylko takie droczenie - oświadczyła Lia. - Nie to, co ty z Max'em.
Marthe mocniej zabiło serce, słysząc jego imię. Usiadła naprzeciw przyjaciółki i nawet nie skomentowała jej wcześniejszej wypowiedzi, zasłaniając się jedzeniem zupy.
- Ellie! Zapomniałabym - odezwała się po długotrwałej ciszy przerywanej jedynie małym siorbaniem. - Potrzebuję nowego telefonu. Ostatnio mój się zacina i nawet nie mogłam odpisać ci na sms-a!
- Nie ma mowy. Nie mamy pieniędzy - pokręciła głową Eliane.
- Przecież mamy!
- Na czynsz, który musimy zapłacić za tydzień. I tylko na czynsz - mruknęła Brunetka. - Dlatego złapałam szybko pracę, żeby chociaż trochę zarobić. Wiesz, że praca barmanki zupełnie mnie nie pociąga.
- Ale Ell - zaczęła Marthe - ja potrzebuję nowego telefonu!
- Nie możesz przeboleć jeszcze przez trochę? - jęknęła Eliane. - Albo znajdź pracę.
- Będziesz mi teraz wypominać, że nawet nie wzięłam się za szukanie? - Marthe ściągnęła brwi.
- A nie zaczęłaś?
- I co z tego! - Blondynka wyglądała na podburzoną. - Moi rodzice dali nam chociaż dużo pieniędzy, dzięki którym zrobiłyśmy sobie remont. A twoi rodzice, co dali?
Eliane odłożyła łyżkę na stół i wstała powoli. Spojrzała prosto w niebieskie oczy Marthe.
- Nikt, ale to nikt nie upoważnił cię do mówieniu o moich rodzicach - jej ton przybrał mocny i surowy ton. - Jeszcze nie zrozumiałaś?
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ruszyła w stronę schodów.
- Ell..!
- Nie jestem już głodna - odparła grobowym tonem i trzasnęła drzwiami od pokoju.
Leżały naprzeciw siebie, dzieliła je jedynie ściana i gęsta atmosfera. Marthe żałowała, że wyciągnęła coś tak okropnego jak argument o rodzicach na tę małą potyczkę z Eliane.
Ona dopiero co zdążyła dowiedzieć się od Hugo, że na obrzeżach Londynu nadal mieszka ich ciotka. Rozważała odwiedziny, ale jak ona się tam dostanie? Przecież zupełnie nie zna Londynu.
Usłyszała jakieś śmiechy, w których rozpoznała Jay'a i Max'a. Postanowiła sprawdzić, co się dzieje.
Wyszła z pokoju. Przy balustradzie już stała Marthe.
- Co jest? - spytała Ellie, a w jej głosie było słychać urazę.
- Jeszcze nie wiem.
Brunetka zbiegła na dół i roześmiała się.
Jay i Max celowali jajkami w pająka na ścianie, wydając przy tym przeróżne odgłosy. Najczęściej nie trafiali, ale mieli chociaż ubaw. Eliane zabrała ze stolika książkę i uderzyła nią prosto w pająka.
- Nieźle - przyznał Jay.
- Dzięki.
- Widzę, że twój guz wygląda o wiele lepiej - powiedział Max, uśmiechając się perfidnie do Loczka.
- Nie widzisz, że dajesz jej powody do obrażenia się na mnie? - spytał oburzony Jay.
- Znowu? - jęknął George.
Eliane pokręciła głową i zabrała trzy jajka, które jakoś uchowały się przed spotkaniem ze ścianą. Włożyła je do lodówki, kiedy Max przysiadł na blacie. Obok niego, jak wierny pies, pojawił się Jay.
- Słyszałem, że dostałaś pracę? - zagaił Łysy.
- Jakoś mi się udało - westchnęła Ell.
- Barmanka to trochę dziwna praca - skrzywił się. - Nie zrozum mnie źle, ale jak dla mnie, to zasługujesz na coś lepszego.
- Złapałam byle co. Muszę trochę zarobić - wzruszyła ramionami.
- Ile masz zamiar tam pracować? - dołączył Jay.
Ellie wyjęła z lodówki małą butelkę z wodą gazowaną i oparła się o zamknięte już drzwiczki.
- Miesiąc, albo i mniej. W międzyczasie porozglądam się za czymś ciekawszym - odpowiedziała spokojnie.
Jay zerknął na Max'a. Wiedział, że obydwoje myśleli teraz o tym samym.
- Możemy ci pomóc! - zaoferował Max.
- Wiemy, kto ma pracę dla ciebie! - dodał James.
Eliane upiła łyk wody i spojrzała pobłażliwie na chłopaków. Oni wydawali się być tak zadowolonymi, że aż szkoda jej było odmówić.
- Mam już pracę. Niepotrzebna mi druga.
- Ale sama powiedziałaś, że nie pociąga cię bycie barmanką! - zauważył James.
- Bird, idioto. Nie może rzucić pracy, dopiero co ją przyjęli - Max uderzył Jay'a lekko w policzek.
- Ale za dwa tygodnie? - ponowił próbę Loczek.
- Jay! - Eliane trochę się zniecierpliwiła. - Nie mam pojęcia, co będzie za dwa tygodnie. A może wrócę do Francji?
Loczek wytrzeszczył oczy.
- Nie mówisz poważnie? - spytał Max.
- Poważnie.
- No niee - westchnął. - A nawet zdążyłem cię polubić!
Rozmowę przerwały głośne kroki dochodzące z góry. Marthe zbiegła na dół i pojawiła się w kuchni. Nie zerknęła ani na Ell, ani na Max'a. Tej pierwszej się wstydziła, za to z Max'em starała się ograniczać kontakty.
- Jay, gdzieś zgubiłam numer do taxi - powiedziała.
- Mogę cię podwieźć, gdziekolwiek zechcesz - Bird rozłożył ręce.
- Serio?
- Tak. Przy okazji odwiozę Max'a - kiwnął głową w stronę Łysego. - Chociaż boję się zostawić Li samą w domu...
- Znowu się mnie czepiasz?
- Spokojnie, ja poręczę - wtrącił się Max. - Jeśli mamy jechać, to szybko. Tom pewnie już spalił kuchnię, gotując chili con carne.
- Wezmę tylko rzeczy i jedziemy - oświadczyła Marthe i po chwili zniknęła na górze.
Zabrała z teczki wydrukowane jeszcze we Francji CV. Nie chciała mówić Ellie, że wybiera się na rozmowę kwalifikacyjną. Restauracja, do której się wybierała, była oblegana z każdej strony. Miała tylko nadzieję, że zechcą mieć prawdziwą Francuzkę w restauracji z francuskim jedzeniem.
Marthe siedziała na tylnym siedzeniu i przysłuchiwała się rozmowie chłopaków. Pozornie rozmawiali o niczym ważnym, ale Mar znalazła w tym coś, co ją niezwykle zafascynowało.
Kiedyś uważała, że to Tomax lub Jaythan są największymi bromancami w The Wanted, ale gdy poznała chłopaków w prawdziwym życiu - okazało się inaczej. Max i Jay wydawali się być najlepszymi przyjaciółmi.
- Marthe? - powtórzył Jay.
- Hmm? O co chodzi? - otrząsnęła się wreszcie.
- Pytaliśmy, czy podoba ci się w Londynie - powtórzył Max.
- Nie zdążyłam go zwiedzić, więc jeszcze nie wiem - odpowiedziała z zakłopotaniem. - Ale jeśli chodzi o mieszkanie, na razie nie jest aż tak źle.
- Marthe obawiała się, że jestem zboczeńcem - wyjaśnił Jay, znów patrząc przed siebie na drogę.
- I niewiele się pomyliła - zaśmiał się Max, co zaowocowało uderzeniem w tył głowy przez Loczka.
- A co Eliane mówiła? - wtrącił Jay.
Na twarz Max'a wślizgnął się jakiś dziwny uśmiech, więc Jay szybko upomniał przyjaciela wzrokiem.
- Początkowo była bardzo zła na tego kłamcę - tutaj Marthe wskazała głową w stronę Jay'a - ale teraz chyba się cieszy z pobytu w Londynie. Polubiła was. No, może nie Nathan'a...
Max wymienił zadowolone spojrzenia z Loczkiem, po czym odwrócił się do tyłu.
- Może zabierzemy was kiedyś na miasto? Przydałoby się, żebyście znały Londyn - powiedział.
- Przecież Li i tak chce wracać do Francji - oświadczył James, a po tonie jego głosu było słychać, że nie jest zbytnio zadowolony z tej decyzji.
- Lia chce wracać do Francji? - spytała zaszokowana Marthe.
- Kto jak kto, ale ty powinnaś chyba o tym wiedzieć... prawda? - Max zmarszczył nos.
- Właśnie powinnam - zasępiła się Marthe i opadła na siedzenie.
Przez dalszą część podróży nie włączała się w rozmowę. Wpatrywała się w okno i zastanawiała się nad słowami Max'a. A co, jeśli Eliane naprawdę planowała powrót do domu? I to w dodatku - bez niej?
Kilka minut później, Eliane była już sama w domu. Włączyła MTV bardzo głośno, a potem poleciała do kuchni. Ukradła Jay'owi piwo i chipsy, ale spodziewała się, że nawet nie pamiętał o ich istnieniu. Rozsiadła się na kanapie i oglądała, jak Justin Bieber świetnie tańczył.
I było by tak dalej, aż tu nagle...
- Idę! - krzyknęła Ellie, podnosząc się z miejsca.
Przyciszyła trochę telewizor i pobiegła w stronę drzwi. Spodziewała się tam Tom'a, albo co gorsza - Nathan'a, ale napewno nie Clarisse.
Ruda dziewczyna ponownie zmierzyła ją wzrokiem. Eliane z rozpaczą stwierdziła, że wygląda przy Lisicy jak worek kartofli przy modelce. Miała na sobie wyciągnięte spodnie dresowe, pożyczone od Jay'a i koszulkę z nadrukiem. Za to Clarisse ubrana była w śliczną sukienkę letnią w kwiaty.
- Claire! - zawołała Ell sztucznie.
- Clarisse - poprawiła ją sąsiadka.
- Jasne - odchrząknęła Francuzka. - Co cię sprowadza?
- Przyszłam do Jay'a - oznajmiła stanowczo Ruda i bez pardonu weszła do środka.
Mieszkanie było sprzątnięte, więc tutaj Eliane nie miała powodu do obaw. Jedynie puszka piwa i w połowie zjedzona paczka chipsów zostały na stoliku.
- Ja-ay! - krzyknęła Lisica i z nadzieją wypatrywała wszędzie Lokowatego.
Eliane oparła się o drzwi i obserwowała gasnący na twarzy Clarisse uśmiech. Nareszcie, Ruda przestała wołać.
- Chciałam ci powiedzieć, że Jay'a nie ma w domu - odezwała się.
- To nic. Zaczekam - oświadczyła twardo Lisica i usiadła na kanapie.
- Jest piątek, pewnie masz dużo spraw do zrobienia - zaczęła cicho Ellie. - Powiem Jay'owi, żeby wpadł do ciebie, jak tylko wróci.
- Ależ on nie wpadnie! - warknęła Ruda i podniosła się natychmiast, stając twarzą w twarz z Ellie. - Już nigdy nie wpadnie, bo pojawiłaś się ty!
- Ja?
- Ty!
- Ale jaki to ma związek z waszą przyjaźnią? - Eliane zmarszczyła czoło.
Lisica prychnęła głośno i spojrzała na Francuzkę z nienawiścią.
- Przyjaźnią? Czyli tak to się teraz nazywa? - spytała z pogardą. - Ciekawe, czy ty też jesteś jego "przyjaciółką".
- Zaczniesz mówić normalnie, czy nadal będziesz stosować ten swój szyfr? - zdenerwowała się Eliane.
W tej chwili James stanął w drzwiach i zastygł w bezruchu. Widok tych dwóch lwic naprzeciwko siebie wcale nie wróżył dobrze, a jego kłamstwo o związku z Eliane jeszcze pogarszało sprawę.
- Cześć! - rzucił beztrosko. - Co jest?
Eliane zmrużyła oczy.
- Chodzi o to, że ta wariatka wparowała tu i chyba uważa, że ją kochasz, ale ty jej nie kochasz, więc co miałam zrobić? Przecież podobno jesteśmy parą! Jest o mnie zazdrosna i nie zdziwię się, jak będzie chciała się ze mną bić - wyrzuciła z siebie, jednak po francusku.
Jay wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami i mrugnął dopiero po paru sekundach.
- Nic nie zrozumiałem - oświadczył po chwili.
- I o to chodziło! - krzyknęła, znów po francusku i zabierając piwo, poszła do siebie.
- Clarisse?
- Co? - warknęła Ruda.
Jay znów został zaskoczony, bo nigdy nie widział, by Clarisse była na niego zła.
- O co chodziło? - ponowił pytanie.
- O to, że przychodzę sobie tutaj i czekam na ciebie, a ta twoja dziewczyna jest jakaś inna! Dokładnie, inna! Jay, zasługujesz na kogoś lepszego. Próbowała mnie stąd wyrzucić i dodatkowo nic nie powiedziałeś jej o tym, co nas łączyło! Zachowałeś się jak tchórz, panie McGuiness! Jeśli się opamiętasz, to moje mieszkanie stoi dla ciebie otworem - wytrajkotała, po czym wypadła z jego domu, trzaskając drzwiami.
Jay został sam. Gdyby nie cała zaistniała sytuacja, zapewne zacząłby się śmiać. Zdawał sobie jednak sprawę, że jak tylko zaczynało mu się układać, to zdarzyło się coś, co psuło jego plany.
Powlókł się na górę i zapukał do Ellie.
- Oui? - spytała, otwierając szeroko drzwi.
Uświadomiła sobie, że znów odezwała się po francusku, więc szybko się otrząsnęła.
- Słucham? - poprawiła się.
- Jesteś zła? - zmarszczył brwi i był trochę rozbawiony. Tym bardziej wkurzyło to Eliane.
- Wcale!
James zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
- Musisz ciągle się ze mną kłócić? - zapytał.
- Ja się ciągle z tobą kłócę? To ty wciąż dajesz mi powody! - broniła się.
- Skoro już wiemy, że obydwoje jesteśmy winni... Ubieraj się - uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Wydaje mi się, że nago nie chodzę - zauważyła wspaniałomyślnie, czym pogłębiła uśmiech Jay'a.
- Szkoda - westchnął cicho. - Zabieram cię gdzieś i jesteś dziewczyną, więc pewnie wolisz wyglądać jak najlepiej, prawda?
Eliane zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Podczas gdy on zastanawiał się, co takiego zrobił lub powiedział, ona wybierała ciuchy i przebierała się.
Loczek usiadł na podłodze, opierając się o drzwi. Nie spodziewał się, że Eliane szybko wyjdzie, więc dostał drzwiami w głowę.
- Jay!
- Li!
- No co? - spytali jednocześnie.
- Boli? - spytała Ellie, kucając przy poszkodowanym.
- Nie, łaskocze - zaśmiał się nerwowo, trzymając się za miejsce bólu.
- Szkoda, że jesteśmy już kwita. Tydzień twojego usługiwania mógł być bardzo ciekawym przeżyciem - zażartowała Eliane, oglądając głowę Jay'a.
Ten z kolei zapatrzył się na jej usta. Wiedział, że gdyby pocałował ją teraz, zakład nie zostałby uznany. Jednak nie mógł nic poradzić na to, że miał ogromną ochotę to zrobić.
- Wiem - szybko powiedziała Ell, wyrywając Jay'a z zamyślenia. - Spytam Tom'a, czy jego kara jest aktualna po tym wypadku. Co ty na to?
- Ee... yy... Pewnie - odpowiedział, wstając szybko.
Zamknęli mieszkanie i wsiedli do samochodu Jay'a. Eliane nawet nie miała pojęcia, gdzie się wybierają.
Chyba będę pierwszą osobą, która skomentuje ten rozdział i wiesz co? Jestem mega happy;D
OdpowiedzUsuńMimo, iż ślęczę nad zadaniami z rozrzeszonej matematyki, a mam ich jeszcze z 40 do zrobienia, nie mogę powstrzymać się od napisania koma;D
Jejciu naprawdę się porobiło;o
Kłótnia dziewczyn nie należała do zbyt przyjemnych, jak każda inna z resztą. Mam tylko nadzieję, że Li nie wróci do Francji:)
Rozdział wspaniały, zawsze jak czytam twoje opowiadanie to na mojej twrzy przez cały czas gości uśmiech;)
Pozdrawiam cieplutko;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak TY to robisz, że te rozdziały są takie świetne, to ja tego nie pojmuje, ale fakt faktem fajnie się je czyta. Trzeba przyznać, że masz ogromny talent. A poza tym, Jay i Li muszą być razem!!! To się tak fajnie czyta, jak opisujesz ich sprzeczki i rzeczy które robią razem :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, (może trochę szybciej niż w następną środę?).
Twoja fanka
xoxo MM
Co tu dużo pisać,rozdział świetny,dziekuje za to,że piszesz i zabijasz tym nude:) Happy Wanted Wednesday! Weny życze:*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział , a ty gadasz, że nudny???
OdpowiedzUsuńJest super mega ciakawy i nie mogę doczekać się następnego...
WEEEEEEny :)
- lora ♥***☼
Boskie <3
OdpowiedzUsuńJak ja się śmiałam :D
Boli? Nie łaskocze XD
Jezus dziewczyno jaki ty masz talent :P
Pisz szybko kolejny :*
Rozdział wcale nie jest nudny? A dlaczego? Bo twoje nigdy nie są nudne? Tak, to też. Ale przede wszystkim za sprawą wybuchowego duo Li & Jay. Uwielbiam tę... "prawie parkę". Już chciałam pisać, że coś się kroi ze Scottem, ale potem to droczenie się Loczka i Li... Cudo! Uwielbiam takie parki, szkoda, że Jay jej nie pocałował. I ona nie może wyjechać do Francji. Rozumiem, że się pokłóciły (Marthe przesadziła wspominając o rodzicach Li), ale mam nadzieję, że sobie wszystko wyjaśnią.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy i pozdrawiam :*
PS. Nie ma to jak rzucać w pająka na ścianie jajkami :P
Ciekawe dokąd Jay zabierze Li. ;D
OdpowiedzUsuń"Lekko zagryzał policzek czytając niekoniecznie miłe wiadomości ze strony antyfanek." - przykre, ale niestety często prawdziwe. ;/
Przy okazji napiszę, że... Kocham ten "sąd" w poprzednim. ♥
Mam nadzieję, że Marthe i Eliane się pogodzą, i Li nie wróci jeszcze do Francji. ;D
Jej, chyba nie lubię tej Clarisse...
Ale rozdział oczywiście wielbię.
Jest Max - jest moc! ;3
O mój Boże, ten rozdział jest jak dotąd najlepszy z tej historii! Nie mogłam się oderwać i w pewnych momentach moje oczy wyglądały jak... spodki? Nawet nie wiem, czy tak nie mówi czy nie MNIEJSZA!
OdpowiedzUsuńPiona siostro! Bo rozdział jest na prawdę, na prawdę dobry! Jeszcze tylko został mi do przeczytania twój epilog, i... trzy inne blogi, ale co tam, na pewno dam rade przed północą, RAZ SIĘ ŻYJE.
Wiesz czemu napisałam to dużymi literami? A bo wiesz A bo takA tAm sytaucjA, no i co poradzić, A tak tam sobie mArudzę.
no nic!
Bajoo! :)