środa, 27 lutego 2013

004. "Świnka"


Jest środa, jest rozdział.
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, to naprawdę nadaje sens mojemu pisaniu.
Macie teraz przed sobą, muszę to przyznać, strasznie denny rozdział. Mam nadzieję, że jednak nie rzucicie komputerem/laptopem/telefonem o ścianę przeze mnie.
No nic, miłego czytania życzę, mimo wszystko!
I śmiało, komentujcie to 'coś'.

Na dół zwabiły ją świetne zapachy z kuchni. Jak się spodziewała, Marthe tworzyła wymyślne dekoracje na francuskich grzankach z wszystkiego, co tylko mogła znaleźć w lodówce.
- Pogrzankowało cię? - zapytała nieprzytomnie z salonu.
Kiedy weszła do kuchni, zmroziło ją od stóp do głów. Loczek był już przytomny, i co więcej, pomagał Marthe!
- Dzień dobry, Bałaganiaro - zawołał, jak gdyby nigdy nic.
Nadal milczała ze zdziwienia.
- Halo? Lia, żyjesz? - zaśmiała się Marthe.
Kiwnęła głową na 'tak', choć podświadomość mówiła jej, że i tak wygląda jak idiotka.
- Poszłabyś lepiej po Nath'a, a nie tak stoisz - mruknęła Blondynka, zbierając grzanki na talerz.
- Ja pójdę! - niemal natychmiast wyrwał się Jay, choć Marthe zatrzymała go ruchem ręki.
- Przydałoby się, żeby Eliane poprawiła swój wizerunek u Nathan'a - wyjaśniła.
Zanim się odwróciła, zobaczyła niezadowoloną minę James'a.
Z trudem przebrnęła przez schody, a potem powlokła się do ostatniego pokoju w korytarzu. 
Zapukała. Nie uzyskała odpowiedzi, więc weszła.
Pokój gościnny był przedostatnim pomieszczeniem, którego jeszcze nie odwiedziła. Do odkrycia zostały jej jeszcze drzwi na dole, zaraz za schodami.
Nathan spokojnie spał, wtulony w pościel. Jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała, zupełnie naga. Podchodząc coraz bliżej zobaczyła, że mimo wszystko, Sykes był umięśniony. 
No tak. Przecież wczoraj nie mogła się ruszyć pod wpływem jego siły.
- Nathan? - szepnęła, przysiadając na łóżku.
Zamruczał cicho, mocniej przytulając do siebie poduszkę. Przewróciła oczami i nie użalając się nad nim więcej, uszczypnęła go w rękę.
Natychmiast otworzył oczy.
- Eliane?
- Tak, tak mam na imię - rzuciła, ze zniecierpliwieniem. - Już jest śniadanie.
- Poczekasz na mnie? Zejdziemy razem.
- Skoro nie potrafisz sam...
Wstał, nosząc na sobie szare dresy. Były za duże, wczoraj pożyczone od Jay'a. Jeżeli można to nazwać pożyczeniem, oczywiście. Wszedł do pokoju Loczka i po prostu zabrał dresy z komody, jakby był u siebie. Założył na siebie też luźny, biały T-shirt.
Podniosła się, bo Nathan był gotowy do wyjścia. Poprawił dwoma ruchami swoją grzywkę i już prawie wychodzili, kiedy spytał:
- Eliane, jak mogę na ciebie mówić?
- Liczę na twoją kreatywność - bąknęła, przechodząc przez próg.
- Ane? - zaproponował, dorównując jej kroku.
Pomysł nie spodobał jej się prawie wcale, przynajmniej ze względu na różnorodność zdrobnień, jakich wszyscy używali. Ane było nowym pomysłem, ale z drugiej strony - wymagało zapamiętania.
- No dobrze, może się przyzwyczaję - odpowiedziała. - Ja za to będę mówić na ciebie... Sykes - starała się, by ton jej głosu wyrażał czystą stanowczość.
Zaśmiał się pod nosem, i zeszli ze schodów.
- Uparta, wredna, agresywna i stanowcza - mruknął pod nosem. - Jesteś zupełnie taka, jak myślałem.
- Egoistyczny, głupi, obleśny i arogancki - przedrzeźniła go. - To samo mogę powiedzieć o tobie.
- Coś długo wam to zajęło! - klasnął w ręce Jay, siadając przy stole. 
- Tak, chyba nie jesteś zazdrosny? - spytał Nathan, uśmiechając się zadziornie.
- Kiedy wpadną wasi koledzy, żeby nam pomóc? - zapytała dziarsko Marthe, przy okazji zmieniając temat.
- Za jakieś dwie godziny.
Nastała cisza, w czasie której Eliane wzięła tosta dla siebie i ugryzła go. W tym samym momencie jej wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Sykes'a, który uśmiechnął się kokieteryjnie.
Natychmiast odstawiła tosta na talerz, przekonana o nadchodzących mdłościach.
- Li, nasz kaktus jednak przeżył - zagadał Jay, uderzając kolanem o jej nogę pod stołem.
- Uratowałeś go? Więc nazwijmy go James Junior - odparła spokojnie.
- Jay, od kiedy lubisz swoje pełne imię? - wtrącił Nath, przebiegle patrząc na Loczka.
- Od kiedy ktoś, czyli Li, nie stosuje go tylko w prześmiewczym celu - Curly zachował powagę.
Marthe posłała pytające spojrzenie przyjaciółce, ale Eliane też nie wiedziała, o co chodzi. 
- Możemy porozmawiać?
- Chodźmy na górę.
Dwóch chłopaków wyszło z kuchni i skierowało się na górę. W zupełnej ciszy weszli do pokoju Jay'a.
- O czym chciałeś pogadać? - Młody delikatnie oparł się o komodę.
- Nath, nasz zakład nie ma doprowadzić do wojny między nami - Loczek uważnie obserwował przyjaciela.
Nathan parsknął lekkim śmiechem i stanął dokładnie przed Jay'em. Uwydatniło to różnicę wzrostu między nimi.
- Zabawmy się. Jesteśmy przyjaciółmi, mimo wszystko. Jeden zakład, jedna dziewczyna tego nie zmienią. A wiesz, że w miłości jest jak na wojnie. Wszystkie chwyty dozwolone - wygłosił młodszy, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.
Jay układał sobie wszystko w głowie, aż spojrzał w oczy Sykes'a.
- Nath, pamiętaj, że jesteś dla mnie jak brat. Oby to, co mówisz, było prawdą - powiedział cicho, przygarniając chłopaka do siebie.
Marthe zakręcała długi kosmyk blond włosów na palec.
- Chyba się nie denerwujesz przyjściem Max'a, co? - szturchnęła ją Ellie, szczerząc się z wyższością.
- Sama widziałaś, że to wczorajsze 'coś', nie było normalne - odpowiedziała poważnie. - Tak, jakby coś zaiskrzyło. Ale nie mogę się w nikim zakochać dwa tygodnie po niedoszłym ślubie - potrząsnęła głową, jakby odganiając złe myśli.
"Tak! Możesz się zakochać!" - krzyczało serce, ale rozum skutecznie je uciszał. "Nie bądź głupia - mówiło - Miłość jest dla idiotów. Już raz prawie wyszłaś za mąż, pamiętasz?".
Marthe ponownie potrząsnęła głową i wróciła na ziemię.
- Zabawne, że oni nic nie wiedzą o naszej przeszłości - mruknęła, podnosząc kubek z herbatą i upijając łyk.
- I nie muszą się dowiadywać. Przynajmniej na razie - skwitowała Eliane.
Nathan zbiegł na dół po schodach, a Jay zatrzymał się w pół drogi.
- Ellie, chyba twój telefon dzwoni!
Zerwała się z miejsca i prawie zabijając się na schodach, dobiegła do łóżka. Szybko odebrała i przyłożyła telefon do ucha.
- Słucham?
- Eliane Crosiux? - odezwał się gruby, męski głos. Nie zważała już nawet na przekręcenie swojego nazwiska. - Tutaj menadżer klubu "Oasis". Składałaś wczoraj swoje CV w odpowiedzi na nasze ogłoszenie. Wygląda całkiem imponująco. Chciałabyś pojawić się na rozmowie kwalifikacyjnej jutro?
Początkowo ją zatkało. Jakoś zbyt szybko jej to poszło...
- Oczywiście, bardzo chętnie - odpowiedziała, gdy odnalazła język w buzi.
- Proszę przyjechać do naszego klubu o 13. Pozdrawiam, Rogers.
Sygnały oznaczały zakończenie rozmowy.

Jak tylko ogród wypełnił się zamówionymi meblami, a do domu przybyło trzech muszkieterów - wszyscy postanowili wziąć się do pracy.
Zabrali ze sobą szarą i bladoróżową farbę, folię, wałki, a także jasnobrązowe panele i ruszyli na górę. Max i Tom wynieśli z pokoju Marthe łóżko i komodę, które Jay kupował chyba w IKEI. Potem Siva, Eliane i Mar zwinęli biały dywan z podłogi, dzięki czemu pomieszczenie było zupełnie puste. 
Chłopcy wyglądali dzisiaj całkiem normalnie i chyba nawet ich fanki nie rozpoznałyby ich w takich strojach. Dresy, dżinsy, zwykłe podkoszulki... Ich sportowa wersja przypadała dziewczynom do gustu.
Za to Eliane miała na sobie zielone ogrodniczki z nogawkami zawiniętymi do połowy łydek, czarne conversy i biały t-shirt. Starała się, by jej ciuchy były jak najwygodniejsze.
- Jest nas siedmioro, a mamy do pomalowania cztery ściany - oznajmił Tom rzeczowym tonem. - Biorę na siebie odpowiedzialność i jedną pomaluję sam, a wy się jakoś dobierzcie.
Zakasał rękawy i sięgnął po wałek. Umoczył go w szarej farbie i prawie maznął po ścianie, gdy Blanc krzyknęła:
- Stój! Na szaro jest tamta!
Zatrzymał wałek dwa centymetry przed ścianą, a potem posłał mordercze spojrzenie w stronę brechtających się chłopaków. 
Po pięciu minutach wyszło na to, że Ellie musiała malować ścianę z Jay'em. Obok nich pracował Tom, a z drugiej strony Nathan i Marthe. Siva i Max malowali równolegle do Loczka i Brunetki.
- Nath, jak tam twoje samopoczucie? - zaczął Tom, będąc na pograniczu śmiechu.
- Parker, jak tam twój nos? - zapytał Nathan z jadem głosie.
- Mój nos? Dobrze.
- To zamknij się, bo zaraz będzie złamany - warknął Młody.
Marthe pociągnęła wałkiem w dół, a z jej ust wydobyło się gwizdnięcie. Reszta zareagowała podobnie.
- Baby Nath wreszcie się czegoś uczy - skomentował Max ze śmiechem.
Sykes głośno westchnął i znów wrócił do malowania. Tylko Tom nadal rechotał, aż w końcu Siva ubrudził go różową farbą na twarzy.
- Ej! Co ja ci zrobiłem? - naburmuszył się, próbując zetrzeć farbę.
- Zakłócasz spokój!
- Okej, w takim razie już się nie odzywam - Tom zaczął malować o wiele szybciej niż wcześniej.
Po kilkunastu minutach, na ścianie Eliane został już tylko pas do pomalowania. Jay zajął się samą górą, za to ona ukucnęła i dokładnie malowała dół. Kiedy wstała, Loczek akurat też skończył i jego wałek zahaczył o jej nos, który stał się bladoróżowy.
- McGuiness! - warknęła, pocierając ręką nos.
- Jeszcze bardziej rozcierasz farbę po twarzy! - złapał ją za nadgarstek i odsłonił jej nos.
Parsknął śmiechem i spuścił głowę, ukrywając twarz za zasłoną loczków.
- Śmieszy cię to? - zapytała z oburzeniem.
- Tak, bo wyglądasz jak świnka - powiedział, po czym zaniósł się śmiechem.
Reszta też się roześmiała. Zmrużyła oczy jak Neytiri. Schyliła się i zamoczyła koniuszki palców w szarej farbie Tom'a, po czym rozsmarowała ją pod oczami Jay'a. Wyglądał, jakby szykował się na jakąś wojnę.
- O nie, Croisseux! - śmiesznie zabrzmiało, gdy wypowiedział jej nazwisko z angielskim akcentem.
Oplótł ją rękami w talii, lekko unosząc nad ziemię i powiedział:
- Max, czyń honory!
Po chwili George już rozsmarowywał na jej twarzy różową farbę, a Ellie mocno zaciskała oczy. W tym czasie kopała nogami we wszystkie strony i Jay musiał podnieść ją wyżej, żeby nie przewróciła żadnego wiadra z farbą.
- Dorzućmy trochę szarej! - zaśmiał się Tom.
Uszczypnęła Jay'a w rękę, a gdy tylko ją puścił, wszyscy mocno się śmiali. Z trudem otworzyła oczy. Złapała Jay'a za koszulkę i posyłając mu miażdżące spojrzenie, wytarła w nią swoją twarz.
Chłopcy zawyli, a Marthe zaczęła bić brawo. Jay wyszczerzył się i uniósł ręce do góry, poddając się.
- A teraz kończysz ścianę sam - powiedziała, odsuwając się od jego upaćkanej koszulki. - Muszę pójść do łazienki, rozumiesz.
Kiwnął głową i walczył z nadchodzącą salwą śmiechu. Kopnęła go w kostkę i wyszła z pokoju, czując jego wzrok na sobie.

Malując kolejny pokój, obyło się bez podobnych scen. Tym razem malowała z Sivą, przy okazji ucinając sobie z nim pogawędkę. Był najbardziej rozgarnięty z nich wszystkich, dlatego też lubiła go najbardziej.
- Nie mogę pracować bez muzyki - westchnął Nathan, upuszczając wałek na ziemię.
- Jay, włącz coś - polecił Max.
Loczek wybiegł z pokoju nadal w wojennych barwach. Po chwili w całym domu zabrzmiała melodia "Everything About You" zespołu One Direction. Na twarz Nathan'a wślizgnął się trudny do zinterpretowania uśmieszek.
- Jaybird i to jego wyczucie czasu - skomentował Tom, kręcąc głową.
- Sory, takie radio! - do pokoju wrócił Jay. - Li, jak tam twoja twarz?
Puściła pytanie mimo uszu, chociaż teraz mogła naprawdę się zemścić. Malowała jedną ścianę na grafitowy i podejrzewała, że Loczkowi byłoby w nim do twarzy.
- Na twoim miejscu bym nie ryzykowała - zaśmiała się Mar, pracując zaraz obok Max'a.
Uśmiechnęła się na tą uwagę.
- Ane, moja propozycja jest nadal aktualna - Sykes chyba skończył i pojawił się obok niej.
Propozycja Sykes'a, propozycja Sykes'a... Szukała w pamięci, ale nic jej się nie kojarzyło. Marthe głośno roześmiała się z żartu Max'a.
- O co chodzi? - Eliane zmarszczyła nos, pociągając wałkiem w dół.
W tle zaczęli grać "Satellite", i po reakcjach domyśliła się, że była to ich piosenka. 
Jay podszedł do Sivy mu pomóc, bo podobno tylko on nie skończył swojej ściany. Tak naprawdę podsłuchiwał.
- Obiecałem, że pomogę ci w znalezieniu pracy - Nathan zagryzł wargę, patrząc na nią wyczekująco.
- To miłe z twojej strony, Sykes, ale chyba już sobie poradziłam - odpowiedziała, ciesząc się z takiego obrotu sprawy.
- Znalazłaś pracę? - wtrącił się Jay.
Marthe odwróciła się, powodując jeszcze większy bałagan na głowie. Podeszła i powtórzyła pytanie Jay'a.
- Niby tak. Jutro wybieram się na rozmowę kwalifikacyjną - Ellie wzruszyła ramionami. - Prawdopodobnie zostanę barmanką.
Tom klasnął w ręce i zaśmiał się.
- Czyli twój klub będzie moim nowym ulubionym!
- Jeśli mnie przyjmą - zaznaczyła, unosząc brwi.
- Mogę cię jutro zawieźć, jeśli chcesz - zaoferował Jay.
- Rozumiem, że to w ramach przeprosin za tamtą farbę? - spytała kokieteryjnie.
Seev ostatni raz pociągnął pędzlem i ściana była gotowa.
- Sama zaczęłaś! 
- To przecież ty mnie pierwszy ubrudziłeś! - wycelowała w niego palcem oskarżycielsko.
- Ale ty mi oddałaś! - bronił się.
- Więc musiałeś jeszcze poprawić? - splotła ręce pod biustem, chwilowo odwracając uwagę Jay'a od sprzeczki.
- Akurat musiałem. Chyba się za to nie gniewasz? - uśmiechnął się pobłażliwie, jak do małego dziecka.
- Właśnie, że się gniewam - ciągnęła tą grę.
- No i co ja ci zrobiłem? - spytał, wznosząc oczy do nieba.
- Hmm - zamyśliła się sztucznie. - Już wiem! Ubrudziłeś mnie farbą!
- Ale mi oddałaś! - zauważył wspaniałomyślnie. - Byliśmy kwita! 
- Właśnie, byliśmy - zaakcentowała ostatnie słowo. - Potem musiałeś jeszcze raz mnie zaatakować!
Max chrząknął znacząco. Spojrzeli na niego i okazało się, że już nikogo nie ma w pokoju. Zniknęły też sprzęty do malowania.
- Długo po ślubie? - spytał George, po czym obdarzył ich ciepłym uśmiechem i wyszedł.
Podążyli za nim wzrokiem.
- Po ślubie? - spytała bezgłośnie.
- Nie rób sobie nadziei, nie oświadczę ci się - wyszczerzył się zwycięsko.
- I tak bym nie przyjęła twoich oświadczyn - oznajmiła, wychodząc z pokoju.

czwartek, 21 lutego 2013

003. "Bitwa na poduszki"


Rozdział powinien zostać dodany wczoraj, ale złapała mnie angina, więc... ciężko. Grunt, że w ogóle jest, prawda?
Z racji tego, że zaraz idę leżeć, nie będę pisać tutaj żadnej mowy, tylko jedną rzecz.
Naprawdę zależy mi na komentarzach oraz obserwatorach, więc jeżeli macie odrobinkę czasu, możecie poświęcić tą chwilę na napisanie komentarza. 
No, trzymajcie się, dzieci! 

Mieszkanie wypełnił zaraz głośny śmiech co najmniej piątki osób, w czym wyraźnie wyróżniał się rechot i śmiech Jay'a.
- Wchodźcie, zaraz dam wam piwo - powiadomił ich Jay, choć jego kroki zaraz ucichły. - Czujecie to?
- Pachnie jak jedzenie - odezwał się jeden z nich, i z powrotem wybuchnęli śmiechem.
Głowa Loczka wychyliła się zza lodówki, i kiedy zobaczył dziewczęta, uśmiechnął się. Zrobił to szerzej, gdy dostrzegł przygotowany prowiant. 
- Jestem szczęściarzem - oznajmił nagle. - Widziałem, że kupiłyście kilka kwiatów?
- Wybacz, u mnie musi być coś zielonego - odparła Marthe, rozpromieniając się.
- A wasze pokoje?
- Czekają z remontem do jutra - odpowiedziała Eliane.
Na Jay'a wskoczył inny chłopak. Brunet z grzywką podniesioną w górę i zarostem.
- Postanowiłem, że ci pomogę - miał ochrypły głos i ciężki do odgadnięcia akcent.
Marthe dyskretnie złapała przyjaciółkę za rękę, walcząc z chwilową niedyspozycją.
Chłopak zeskoczył z Loczka i wtedy chyba zobaczył dwie obserwatorki całego zajścia. 
- Witam przepiękne panie - ukłonił się brunet. - Mam na imię Tom. Tom Parker.
Kącik ust Marthe lekko zadrżał. Zdarzało się tak zawsze, kiedy ktoś nie przypadał jej do gustu, lub ją denerwował.
- Eliane. Eliane Croisseux - przedrzeźniła go lekko, na co zarechotał. - A to jest...
- Marthe Blanc - bąknęła Blondynka.
Tom bezczelnie rozbierał je wzrokiem, a jego mina była wyraźnie rozpromieniona. To właśnie taki typ faceta - macho, oceniający kobiety tylko i wyłącznie po wyglądzie. Co więcej, wcale się tego nie wstydził. Uważał, że gdyby wszyscy byli tacy, jak on, na świecie zapanowałaby równowaga, a wszyscy ludzie byliby piękni.
Eliane zdecydowanie nie spodobała się ta sytuacja. Powstrzymała się od kopnięcia nowo poznanego w piszczel.
- Ja chyba pójdę na górę, mam...
- Poczekaj, przedstawię was - przerwał jej Jay. - Ale najpierw wezmę piwo.
Otworzył lodówkę, a jego oczy rozszerzyły się. Przełknął głośno ślinę i spojrzał na Brunetkę.
- Nie gniewaj się - zaczęła Ell. - Musiałyśmy uzupełnić lodówkę. Piwo jest tu - dodała, sięgając po lodówkę turystyczną.
James zabrał ją i otworzył, wyjmując siedem idealnie schłodzonych puszek z piwem. Podał część Parker'owi i razem poszli do reszty.
- Jay, posprzątałeś w końcu? - zaśmiał się jeden z nich. - Od pół roku sprawdzam, czy papierek po moim batonie nadal leży za kanapą, a jego nie ma!
- To Max - zakomunikowała cicho Marthe, uświadamiając przy tym Ellie.
- To skrzaty - zażartował kolejny.
- Niezłe te skrzaty - odezwał się Tom.
Przewróciła oczami i spytała Mar szeptem:
- Właściwie to czemu tu stoimy jak głupie?
- Bo zaraz będzie mecz! - odpowiedziała.
Eliane westchnęła głośno i ze zniecierpliwieniem wyszła z kuchni. Odruchowo się zatrzymała, kiedy pięć par oczu spoczęło na jej osobie.
Nie należała do osób lubujących się w publicznych przedstawieniach. Nie lubiła też, kiedy pięciu naprawdę przystojnych mężczyzn jej się przyglądało.
- To jest właśnie jeden z tych skrzatów? - spytał wysoki Mulat.
Jay uśmiechnął się do niej, a potem odwrócił głowę w stronę chłopaków.
Był dumny ze swojego przekrętu z ogłoszeniem. Nawet jeśli za to musiałby pójść do spowiedzi.
- Oto jedna z moich nowych współlokatorek - sprostował Loczek.
- Jestem Nathan - natychmiast odezwał się młody chłopak z fullcap'em na głowie.
- Max - powiedział kolejny o zalotnym uśmiechu.
- A ja Siva - przedstawił się ostatni.
Zanim zdążyła powiedzieć, jak ma na imię, zza lodówki wyszła też jej przyjaciółka.
- Ja jestem Marthe - odezwała się, przystając obok.
- Mam nadzieję, że obejrzycie z nami mecz? - spytał James.
- Ja napewno! W końcu gra Manchester City - oznajmiła Mar z podekscytowaniem.
Łysy chłopak prawie natychmiast skierował swój wzrok na Marthe.
- Jakbym słyszał Max'a - zaśmiał się Parker.
- Może przyjdę później, muszę coś załatwić - oświadczyła Ell, praktycznie kierując się już w stronę schodów.
- Czekaj! Nie powiedziałaś, jak masz na imię - zawołał za nią Nathan.
Przystanęła na schodach i spojrzała w dół.
- Eliane - poinformowała wszystkich, a potem wspięła się na górę.

Przeszukiwała internetową tablicę ogłoszeń. Interesowała ją jakakolwiek praca, byleby porządna. Wysłała swoje CV, które trzymała na laptopie 'w razie czego', do trzech pracodawców. 
- Zostanie barmanką, opiekunką lub wyprowadzaczką psów. Oto, co ci pozostało, Li - mruknęła do siebie, zamykając laptopa.
Spojrzała w lustro. Przeczesała ręką ciemne włosy, doprowadzając je do ładu. Poprawiła sweter, który znów spadł jej z ramienia i uprzednio chowając swój telefon do kieszeni spodni, wyszła z pokoju.
Oparła się o barierkę i obserwowała sytuację na dole. Max i Marthe siedzieli blisko telewizora, z oczami wlepionymi w ekran. Zaraz za nimi Tom i Nathan, również śledząc losy rozgrywki. Za to Jay i Siva rozmawiali o własnych sprawach, leniwie spoglądając na grę.
Zeszła po schodach najciszej jak umiała. Obok James'a było wolne miejsce, więc przeskoczyła przez oparcie kanapy i usiadła obok.
Jay mimowolnie uśmiechnął się, czując słodki zapach jej perfum.
- Jaki wynik? - spytała od razu.
Jay obrócił głowę w jej stronę.
- 1:1 - odpowiedział. - Tia nie ugryzła cię rano? Nie przepada za kobietami - uśmiechnął się, bawiąc się swoimi loczkami.
- Jeżeli to był jakiś test, to widocznie nie uznała mnie za kobietę - zażartowała, na co on się roześmiał.
- Po prostu nie jest o ciebie jeszcze zazdrosna - stwierdził z rozbawieniem.
Jeszcze?
- Jaka bramka?! - natychmiast krzyknął Max.
- To był spalony, matole! - zawołała Marthe, machając rękami w stronę postaci sędzi, wyświetlającej się na ekranie.
- Zawsze chciałem poznać dziewczynę, która wie, co to spalony - oświadczył Chłopak, patrząc na Blondynkę z podziwem.
- Max, ożeń się z nią - zarechotał Tom z kanapy.
Marthe przygryzła delikatnie dolną wargę i szybko odwróciła wzrok do ekranu. A tak zdarzało się tylko i wyłącznie wtedy, gdy była onieśmielona.
A ona nigdy nie była onieśmielona!
- To ty robiłaś te szaszłyki? Są przepyszne - usłyszała Eliane.
Na oparciu przysiadł Nathan. Coś jej się w nim nie podobało, jeszcze sama nie wiedziała, co.
- Tak? To może powinnam zacząć szukać pracy w gastronomii - odparła, nie zważając zbytnio na słowa.
- Szukasz pracy?
- Chyba to przed chwilą powiedziałam - bąknęła.
- Mogę pomóc ci coś załatwić - zaproponował, natarczywie patrząc w jej oczy.
Nie spuszczała wzroku z jego oczu. Zdążyła zauważyć, że miał bardzo ładne. Nawet jeśli w przyciemnionym świetle nie mogła określić, jakiego są koloru.
- Mówiłam, że spalony! - zapiszczała Marthe, skacząc z radości.
- No niee, co to ma być za gra - marudził Tom, rozsiadając się z naburmuszoną miną.
Blanc wpadła w ramiona Max'owi, który uniósł ją lekko nad ziemię. Gdy tylko postawiła nogi na ziemi, zmieszali się. 
- Przyniosę chipsy - wymamrotała, sięgając po prawie pustą miskę.
Młodsza szybko się podniosła i pobiegła za nią, zasuwając za sobą parawan, by odizolować się od tamtej piątki.
- Marthe - zaczęła, opierając się o szafkę. - Co to było?
Blondynka nasypywała chipsy do miski. Pochyliła głowę do przodu tak, że fala blond włosów zasłoniła jej twarz.
- Nic, po prostu - burknęła - wiesz, że zbyt angażuję się w mecze. Ogólnie to jakoś nie przepadam za tym chłopakiem, to przez te emocje - dokończyła. - Chociaż trzeba przyznać, że jest cholernie seksowny - dodała ciszej.
- Wiedziałam. Czułam to.
- Co czułaś?
- Czułam, że wszystko jeszcze bardziej się skomplikuje.
Marthe zmrużyła oczy i z impetem rozsunęła parawan. Narobiła przy tym hałasu, a oczy wszystkich znów spoczęły na Ellie. Wzruszyła ramionami i skierowała się do salonu, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę - zapowiedział Jay, podnosząc się szybko.
Specjalnie zwolniła tempo. Uśmiech zszedł z twarzy McGuinessa, gdy zobaczył przed sobą rudą dziewczynę. Była wysoka i ładna, jakby wycięta z okładki magazynu modowego.
- Clarisse - mruknął Jay, zbierając w sobie siły.
- Przyszłam, bo nie dokończyliśmy wczoraj naszej rozmowy - uśmiechnęła się słodko, zakręcając włosy na palec.
Eliane usiadła na miejscu Jay'a, po lewej stronie mając Sivę.
- Słyszałem, że jesteście z Francji. Skąd dokładniej? - podjął, odwracając się do niej.
- Z Bayonne, na wybrzeżu - odpowiedziała. - Ale ty też nie jesteś Brytyjczykiem, prawda? Twój akcent jest dziwny.
- Mój jest dziwny? Ciesz się, że nie słyszysz swojego - oburzył się lekko. - Ale masz rację, jestem z Irlandii.
- Żeby podbudować swoją pozycję mogę powiedzieć, że jesteś za to bardzo wysoki - wypowiedziała, a on od razu dumnie się wyszczerzył. - Pewnie nie sięgam ci nawet ramienia!
- Sprawdźmy!
Kaneswaran szybko wstał, więc ona za nim. Wyprostowali się. Poprowadziła rękę od czubka swojej głowy do jego żuchwy.
- Nie jest z tobą aż tak źle - poklepał ją po ramieniu.
Odwróciła się w stronę telewizora. Tym razem między Max'em i Marthe siedział Tom, często zagadujący do blondynki.
- Kim jest ruda dziewczyna, która właśnie przyszła? - spytała Ell Sivę.
- Clarisse, wasza nowa sąsiadka - odezwał się, patrząc na opartego o drzwi Jay'a. - Jak sama widzisz, Curly nie bardzo za nią przepada.
- Nie! Nie! Manchester City nie mógł zdobyć tego gola! - wydarł się Nathan.
- Bramka! Nareszcie! - podekscytowała się Marthe.
Parker zabrał poduszkę z kanapy i rzucił nią w Max'a. Zaczęli okładać się poduszkami, kiedy to nie wkroczył Jay i nie wziął kolejnej, krzycząc:
- Bitwa na poduszki!
Zareagowała natychmiast. Zgarnęła jedną, brązową i przeskoczyła przez kanapę, chowając się za jej oparciem. Poczekała chwilę, a wtedy obok niej zmaterializował się Jay.
- Bądź moim sojusznikiem, błagam - szepnął.
- To będzie najgorsza decyzja w twoim życiu - odpowiedziała, powoli się wychylając.
Sykes był idealnym celem, wyłożył się jak na talerzu. Zamachnęła się i z całej siły w niego rzuciła. Lekko zachwiał się na nogach.
Dostrzegła szybującą w jej stronę poduszkę od Max'a. Złapała ją i uderzyła nią Marthe w plecy. Potem postanowiła zmienić pozycję. Pobiegła do leżącej za schodami poduszki i trafiła nią w Tom'a. 
- Nie ma chowania się za schodami! - zawołał Parker, biegnąc w jej stronę.
Natychmiast wzięła nogi za pas, ale nie miała 'amunicji'. Jak wybawca pojawił się Jay, który podał jej jedną z poduszek. Podłożyła ją prosto pod nogi Tom'a, który wyłożył się na podłodze.
- Kto poduszką wojuje, od poduszki zginie - powiedziała tryumfalnie, zabierając od niego tamte dwie.
Salon wyglądał jak pole bitwy. Jay i Siva okładali się poduszkami. Max uciekał przed Nathan'em, a Marthe chowała się przed nimi wszystkimi. Tom nadal leżał na podłodze, a Eliane wycelowała jednym z 'naboi' idealnie w głowę Irlandczyka. 
- Dzięki! - odkrzyknął Jay.
Zobaczyła Nathan'a, który szedł na nią. Wyciągnęła palec w jego stronę.
- Ani mi się waż! - ostrzegła go.
Było już za późno. Rzucił się na nią i zaliczyli bliskie spotkanie z podłogą i... Parker'em. Głowa Dziewczyny trafiła akurat na jego plecy. Gorsze było to, że na niej leżał Nathan.
- Możesz ze mnie zejść? Nie masz nawet poduszki - warknęła.
Szatyn tylko szerzej się uśmiechnął, bezczelnie się w nią wpatrując. Nachylił się do niej i poczuła jego oddech na policzku.
- Lubię takie agresywne dziewczyny - szepnął.
- Ach, tak? - zapytała, udając rozbawioną. - Zobaczymy, co powiesz teraz.
Uderzyła go kolanem w krocze. Natychmiast się zgiął, a z jego twarzy zniknął uśmiech. Sprawę zakończył James, który uderzył Nath'a poduszką. Młody poległ obok, a salon wypełnił rechot Tom'a.
Jay wyciągnął w jej stronę rękę. Złapała ją, a Loczek pomógł jej wstać.
- Nic ci nie jest? Przepraszam za niego - powiedział.
- To ja przepraszam, ale po prostu... nie mogłam się opanować - zmarszczyła nos.
Zdecydowanie jej ulżyło, gdy Jay się roześmiał. Już się przestraszyła, że przez zwijającego się z bólu Nathan'a, Jay będzie na nią zły.
- Dziewczyno, od tej pory jesteś moją idolką - zaśmiał się Tom.

- Jeszcze boli? - spytała, lekko przygryzając wargę.
Chłopak otworzył oczy, choć na jego twarzy został ślad wcześniejszego bólu.
- Nie - odpowiedział mocno zachrypniętym głosem.
Wielkiej siły wymagało od niej, żeby się nie roześmiać. Zresztą, nie tylko od niej. Widziała, jak ciało Max'a raz po raz drgało pod wpływem salw śmiechu.
- Jeszcze raz cię przepraszam, to nie było kontrolowane - dodała, potem mocno zaciskając szczękę.
- Nic się nie stało, przecież się do ciebie przywalił - bronił jej Tom.
- Muszę do łazienki - oświadczył Nathan, po czym próbował się podnieść. Z jękiem opadł z powrotem na kanapę.
Tym razem Max nie wytrzymał i parsknął śmiechem, a Marthe zakrywała twarz rękami. Młody zgromił George'a spojrzeniem.
- Ciekawe, czy tobie byłoby do śmiechu w takiej sytuacji - warknął, po czym wstał i lekko kuśtykając, dotarł do łazienki.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, wszyscy wybuchnęli szczerym śmiechem. Wiadome było, że Nath to usłyszał.
- Niech ktoś opowie to jeszcze raz! - poprosił Seev przez łzy śmiechu.
Jay otwierał już usta, kiedy drzwi łazienki otworzyły się raptownie. Nastała cisza. Eliane dyskretnie otarła łzy spowodowane śmiechem, a Jay trącił ją ramieniem.
- Chciałbym iść spać - oświadczył Nathan.
- Możesz zostać dziś u nas, gościnny jest wolny - powiedział James, przy czym Brunetka kopnęła go w kostkę.
- Świetnie, więc dobranoc - pomachał im, zaczynając iść po schodach.
Z każdym krokiem wydawał inny jęk, więc Tom był już czerwony ze śmiechu.
- Zgodziłam się na mieszkanie z tobą, a będę musiała spać pod jednym dachem z nim? - oburzyła się Ellie.
- Eliane, zamknij się w pokoju. Nathan może będzie chciał się zemścić - zażartował Siva.
Oczy rozszerzyły jej się do wielkości pięciozłotówek, co jeszcze bardziej rozśmieszyło resztę.
- Wpadniecie jutro? - zmienił temat Jay. - Mamy małe robótki w domu. Malowanie, przestawianie i takie tam.
- Kto jak kto, ale ja na pewno wam się przydam - zapowiedział Tom, eksponując swoje mięśnie.
- I tak musimy odebrać tą sierotę - westchnął Max, wskazując głową na górę, gdzie był Nathan.
Wstali, szykując się do wyjścia. Eliane złapała kilka poduszek i rzuciła je na kanapy, byleby nie walały się po pokoju. 
- Ellie! 
Parker rozłożył ręce i szedł w jej kierunku. Zanim zdążyła się zorientować, już ją do siebie tulił.
- Dziękuję za powód do wyśmiewania Baby Nath'a - zaśmiał się cicho.
Po chwili przyłączyli się Siva i Max, a ona zawołała gdzieś w środku:
- Musicie ciągle kogoś przytulać?!
Usłyszała śmiech Jay'a, który potem ich przegonił. Wyprostowała się i obserwowała, jak urządzili grupowy uścisk Marthe. Przynajmniej ona zareagowała lepiej, niż ja - pomyślała.
- Cześć!
- Dobranoc!
- Pa!
Pomachali im, a oni wyszli, oczywiście uprzednio łaskotając Jay'a. Ten z ulgą zamknął drzwi.
- Miłego sprzątania, idę spać - Marthe uniosła ręce do góry i pobiegła do pokoju.
Wymienili z Jay'em zmęczone spojrzenia. 
- Ja sprzątam, ty zmywasz - zakomunikował.
Zebrała półmiski po jedzeniu i zabrała je do kuchni. Loczek w tym czasie układał poduszki, szukał pilota pod kanapą i sprzątał okruszki.
Dwie minuty później, kiedy wstawiła naczynia do suszarki, Jay też zakończył pracę.
Idąc w jego stronę, dostała poduszką w twarz. Zmierzyła McGuiness'a spojrzeniem seryjnego zabójcy.
- Koniec sojuszu! - wykrzyknął z rozbawieniem.
Zmrużyła oczy i z całej siły cisnęła w niego poduszką. Ledwo uniknął ciosu; zanurkował za kanapą, najpierw zabierając kilka poduszek ze sobą.
- Najpierw decydujesz o rozpoczęciu wojny - mówiła, zbliżając się z dwoma poduszkami do kanapy - a teraz się chowasz? To bardzo nieładnie.
Wskoczyła na sofę i uderzyła go w twarz. W końcu złapał ją za rękę i pociągnął do przodu z taką siłą, że przeleciała przez oparcie i wylądowała prosto na jego kolanach.
Serce Eliane zabiło mocniej, choć wcale tego nie chciała.
- Taka wojna o wiele bardziej mi się podoba - powiedział, zabierając od niej poduszkę.
Przygniótł ją do ziemi, łaskocząc. Starała się być jak najciszej, ale łaskotki były rzeczą, której nienawidziła najbardziej. 
- Przestań, bo załatwię cię tak samo jak Nath'a! - pisknęła, próbując zablokować jego ręce.
W końcu udało jej się jakoś uwolnić, więc szybko złapała za 'amunicję' i rzuciła w Loczka. Uchylił się na bok, dzięki czemu doniczka z kaktusem z hukiem spadła na podłogę ze stolika.
Przez moment stali w zupełnej ciszy, ale nic nie zdradzało, że ktoś się obudził. Jay wstał, i z wyciągniętą ręką w stronę bałaganu szepnął:
- No i co zrobiłaś?
- Ja? - oburzyła się. - To twoja wina!
- To ty zrzuciłaś kaktusa.
- Ale to ty zacząłeś tą głupią zabawę - odpowiedziała, drocząc się z nim.
- Okej, idź spać. Ja posprzątam - westchnął.
- To ma oznaczać, że wygrałam wojnę? - uniosła brew w górę.
- Wygrałaś bitwę, ale nie wojnę, Li - oświadczył spokojnie.
Pokręciła głową i skierowała się w stronę schodów. Zatrzymała się raptownie.
- Jak na mnie powiedziałeś? - spytała.
- Li. Coś w tym złego? - uśmiechnął się uroczo, opierając o kanapę.
- Nie, tylko... Mój brat zawsze tak na mnie mówił - odparła, czując wyrzuty sumienia, bo dziś się do niego nie odezwała. - Nieważne.
Wspięła się po schodach na górę, ale stanęła jeszcze przy barierce. Spojrzała na dół, gdzie Jay tanecznym krokiem zbierał poduszki z podłogi, a potem podnosił kaktusa, podśpiewując.
Wtedy, zupełnie świadomie stwierdziła, że coś w nim jest.

środa, 13 lutego 2013

002. "Jennifer"


Witam!
Dziękuję za 15 komentarzy pod pierwszym rozdziałem. To chyba oznacza, że Wam się podoba! Jeśli Wy jesteście zadowoleni, to i ja jestem zadowolona.
Postanowiłam, że rozdziały będą dodawane obowiązkowo w środy + jeszcze jeden rozdział w nieokreślonym terminie.
Nie gadam już głupot. W tym rozdziale, przedstawiam Wam Jennifer!

Marthe na pewno liczyła na chociaż najmniejszą wymianę zdań w samolocie, ale Eliane prawie natychmiast odwróciła się do okna i uprzednio zakładając słuchawki, zamknęła oczy. Tylko udawała, że śpi. W jej głowie aż huczało.
W przyjaźni z Mar, to ona była tą wybuchową i odważną. A tymczasem, Ellie zaczęła się zamartwiać, a Marthe nie widzi żadnych problemów. 
Popłakała się przy pożegnaniu z Hugo. Marthe wołała ją z dziesięć razy, kiedy tkwiła w jego objęciach. Mówił, że obydwoje dadzą sobie radę. Że wszystko będzie dobrze, tylko musi dzwonić. Musi o wszystkim go powiadamiać. 
Pożegnała też znajomych, którzy przyjechali na lotnisko. Marthe bardzo przeżyła fakt, że Bastien też tam był. Widać było, że cierpiał po tym wszystkim, ale wybaczył jej i Blondynka miała czyste sumienie.
Eliane zdjęła jedną słuchawkę i obróciła głowę. 
- Masz rację. To było lekkomyślne - westchnęła Marthe, nawet nie patrząc na przyjaciółkę.
- Nie, Mar. Potrzebowałaś zmiany - złapała ją za kolano i lekko nim potrząsnęła.
- Dziękuję, że ze mną jesteś - oparła głowę na  jej ramieniu, układając się do snu.
- Skazałam się na to w czwartej klasie, kiedy obroniłam cię przed tą żmiją, Anne - odpowiedziała. - A teraz czeka nas 1215 kilometrów drogi samolotem do Londynu.
- Przyznaj, że jesteś podekscytowana.
- Zacznę być, gdy zobaczę tą całą Jennifer - oświadczyła Ellie, ponownie przymykając oczy.
Resztę lotu obydwie przespały.

Jazda taksówką przez Londyn była niesamowita. Przywarła czołem do szyby i podziwiała wszystko, co zdołała dojrzeć. Marthe okupiła w ten sposób drugą szybę i tak spędziły całą podróż.
Wysiadły na szerokiej, brukowanej ulicy. Szare domki stały blisko siebie, powierzchnia ogrodu wydawała się wystarczająca. Taksówkarz pomógł im wyciągnąć walizki z bagażnika. Było ich tylko siedem, więc postanowiły donieść je dalej o własnych siłach. Zapłaciły świeżo wymienionymi w kantorze pieniędzmi.
Marthe zadzwoniła do drzwi domu, w którym miały zamieszkać. Serce podchodziło Eliane do gardła.
Drzwi się otworzyły i ugięły się pod nią kolana. Jennifer okazała się być wysokim chłopakiem, na oko po dwudziestce. Kręcone włosy opadające na czoło, bystre niebieskie oczy i lekkie zmieszanie na twarzy.
- Boże, Lia - szepnęła Marthe. - Trzymaj mnie! Jay McGuiness!
- Chciałaś chyba powiedzieć, że to Jennifer McGuiness - rzuciła Eliane, mrużąc złowrogo oczy.
Chłopak przebiegł dłonią przez swoje loczki i spojrzał na dziewczyny z zażenowaniem. Pocieszający był fakt, że w rzeczywistości wyglądały jeszcze lepiej, niż na zdjęciach.
- Przepraszam was. Wiem, że ogłoszenie brzmiało trochę inaczej i powinienem być dziewczyną, ale...
- Ale jesteś w The Wanted! - zapiszczała Marthe.
Wtedy Eliane zrozumiała. Wszystko. 
I też się przeraziła. Wołami nie wyciągnie stąd Marthe, bo oczywiście mowa o The Wanted.
Jay uśmiechnął się do nich i gestem zaprosił do środka. Ellie złapała Marthe za łokieć, kiedy tamta przekraczała próg.
- Nie wygłupiaj się, wracamy - powiedziała do niej po francusku. - Taka była umowa. Jeżeli cokolwiek będzie nie tak, wracamy.
- Ale Eliane...
- Wejdźcie do środka, porozmawiamy na spokojnie - podjął Loczek.
- I to mówi facet, który bezczelnie nas okłamał - prychnęła Brunetka. - Przyjechałyśmy tutaj z Francji, do JENNIFER. Skoro tutaj takiej nie ma, to chyba proste, że nie ma sensu szukać dalej.
Odwróciła się z zamiarem zabrania rzeczy, a Marthe powtórzyła jej ruchy. 
Chcąc nie chcąc, były w tym razem.
- Czekajcie!
Chłopak wybiegł i stanął przed nami.
- Jay to prawie jak zdrobnienie od Jennifer! - zażartował, ale Lia zgromiła go wzrokiem.
- Pathetique.
- Czy ty mnie właśnie nazwałaś idiotą? - zmarszczył czoło, patrząc z wyrzutem na Ellie.
- Powiedziała, że twój żart był żałosny - szybko wyjaśniła Marthe, widząc zaciśnięte pięści Eliane.
Uniósł ręce w górę.
- Okej, wiem. Zachowałem się jak palant. Ale czy wynajęłybyście mieszkanie, gdybym napisał prawdę? - zapytał.
- Ja tak - mruknęła Marthe.
- Nie chcę mieszkać sam - dodał.
Francuzka zmrużyła oczy, oddychając głęboko. Dwie pary oczu wysyłały w jej stronę błagalne spojrzenia.
- Merde! I tak musimy tu zostać, nie mamy gdzie pójść - stwierdziła z niezadowoleniem.
Podczas gdy Marthe szalała z radości, McGuiness uśmiechnął się szeroko. Ale ona już wiedziała, że to się nie uda.
Pomógł we wnoszeniu ich walizek do środka. Rozejrzała się i naprawdę jej się spodobało. Salon i kuchnia były w męskim stylu, chociaż w bardzo przytulnym. Na ogród wychodziła szklana ściana. 
- Chcecie najpierw zobaczyć pokoje, czy coś zjeść? Macie szczęście, zrobiłem dzisiaj zakupy - zaczął. - Normalnie moja lodówka jest pusta.
- Ja jestem trochę głodna - powiedziała Marthe i bez pardonu skierowała się do kuchni.
Brunetka poszła za nią, a gdy otworzyła lodówkę, obydwie wytrzeszczyły oczy. Dwie półki były wypełnione piwem, a zaledwie na jednej leżało masło, dwie konserwy i zapaczkowana szynka. Z boku na drzwiczkach zobaczyły jeszcze jajka i mleko, plus do tego jakiś ketchup i słoik po dżemie.
Wzrok Eliane przekierował się na chłopaka.
- No co? Piwo się chłodzi na jutrzejszy mecz, koledzy przychodzą.
Złapała Marthe mocno za ramię i szepnęła:
- Jak nie przeżyjemy zatrucia pokarmowego, to ja cię zabiję.
- Zamówimy może pizzę? - Marthe zdobyła się na radosny ton.
Jay wzruszył ramionami.
- Nie ma sprawy. Chodźcie na górę, zostawię was w pokojach i zadzwonię.
Żołądek im się skręcał przez tą całą sytuację. Z każdym krokiem bały się, co będzie dalej. Zawalą się schody? Łazienka będzie nieczynna?
Marthe natychmiast zaczęła żałować swojej naiwności. Sam fakt, że miały zamieszkać z Jay'em z The Wanted jeszcze jej pasował, ale reszta nie zapowiadała się dobrze.
- Jest jedna sprawa, o której nie powiedziałem - zaczął, a Croisseux chrząknęła znacząco. - To znaczy, parę rzeczy.
- Brillant - mruknęła.
- Sypialnie są zupełnie białe, pewnie będziecie chciały je wyremontować. Mogę wam pomóc, oczywiście - dokończył.
- To mi nawet pasuje - Marthe mówiła już normalnie. - Chciałam sama urządzić sypialnię.
- Tu jest mój pokój - wskazał uchylone drzwi. - Na końcu korytarza jest też jeden gościnny. Te dwa są dla was. Są dwie łazienki, na dole i na górze. Taras i ogród też do waszej dyspozycji.
- To my może pójdziemy się odświeżyć - odezwała się Marthe.
- Jasne! Zadzwonię po tą pizzę - zakomunikował i zaraz zbiegł schodami w dół.
Ellie wepchnęła Marthe do pokoju po lewo.
- No i co narobiłaś? Musimy mieszkać z obcym facetem! A co, jeżeli to zboczeniec? W ogóle, o czym ty myślałaś, ufając obcej osobie? - mówiła głośnym szeptem, zmieniając język na francuski.
- Ellie! Myślisz, że ja jestem zadowolona? - spytała, choć zaraz się wyprostowała. - No dobra, może i trochę jestem. Ale to nie zmienia faktu, że ja też czuję się oszukana!
- I co teraz, Mądralińska? - Eliane podrapała się po karku.
- Jak to, co? Musimy tu pomieszkać - westchnęła Marthe. - Może nie będzie tak źle? A przynajmniej poczekajmy, aż nie znajdziemy czegoś innego.
Młodsza schowała twarz w dłonie i przetarła twarz. 
- Muszę zadzwonić do Hugo, uspokoić go - mruknęła po chwili. - Prześpimy się z tym, może na coś wpadniemy.

Po piętnastu minutach zeszły na dół w trochę lepszym humorze. Li doprowadziła swoje włosy do ładu i nałożyła lekki makijaż na twarz. Buty zmieniła na wygodne trampki, a dżinsy na luźne dresy.
Marthe wyglądała jak zawsze nienagannie. Ubierała się stylowo i może niekoniecznie wygodnie, ale wolała ładnie wyglądać.
James odwrócony był do nich tyłem, chyba właśnie otwierał pudełko z pizzą. Zwrócił się ku kuchni, i wtedy je zobaczył.
- Właśnie przyjechała - wskazał na pizzę. - Napijecie się piwa?
Ellie szybko pokiwała głową, na co Marthe zareagowała zażenowaną miną. Jay uśmiechnął się, widząc to.
- No co? - bezgłośnie powiedziała Ell do Mar.
Machnęła tylko ręką i usiadła na krześle. Brunetka wzruszyła ramionami i zrobiła to samo.
- Porozmawiajmy o interesach - Marthe zaczęła tak stanowczo, że aż przestraszyła przyjaciółkę.
McGuiness postawił przed Eliane puszkę z piwem i zajął miejsce obok. Założywszy ręce na stole i nachylając się do nich dał znak, że słucha. Spodziewał się teraz niezłej nagany za wprowadzenie ich w błąd, a nawet oznajmienia, że Francuzki się wyprowadzają.
- To nie jest normalne, że my dwie będziemy mieszkać z tobą jednym - rozwinęła Marthe, choć nie zabrzmiało to zbyt inteligentnie.
- Mam się wyprowadzić? - spytał, nonszalancko unosząc brew.
- Pomieszkamy tu tylko do czasu, aż czegoś nie znajdziemy - kontynuowała, ignorując jego pytanie.
- Ale to nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru spać w pustej sypialni - zaznaczyła Ell, po czym upiła trochę piwa.
Jay westchnął i pokręcił głową. 
- Szkoda, ja naprawdę jestem niegroźny - stwierdził. - Dajcie mi czas. Tydzień. Będziecie tutaj i ocenicie, czy chcecie ze mną mieszkać, czy nie - rzucił w przypływie nowych pomysłów.
Zrozumiał, że trochę źle to zabrzmiało. Pomyślał, że lepsze to, niż powiedzenie im prawdy. Takiej prawdy, że po prostu chce poderwać jedną z nich.
- Tobie naprawdę na tym zależy - zasępiła się Marthe. - I to już samo w sobie jest podejrzane.
Eliane ucieszyła się. Rzeczowy ton Blanc oznaczał jedno - minął jej stan zakochanej fanki.
- Ja jestem za - odezwała się Młodsza, uradowana z powrotu swojego szalonego 'ja'. - I tak już tu jesteśmy, więc w czym problem?
Mar swoim westchnięciem przyznała jej rację. 
Powoli zabrali się za jedzenie, w międzyczasie oficjalnie się sobie przedstawiając. Nawet jeżeli było wiadomo, że Jay to Jay, on początkowo trochę mylił nowe współlokatorki. Dziwne, bo naprawdę, Eliane i Marthe były przeciwieństwami.
Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Eliane powiedziała, że pracowała jako dziennikarka we Francji i że ma starszego brata. Marthe ujawniła swoją miłość do sportu, szczególnie do piłki nożnej oraz to, że miała ciepłą posadkę w restauracji wujka niedaleko domu.
James sprzedał im kilka historyjek o The Wanted, równocześnie zapewniając o swojej normalności. Choć na razie trudno było w to uwierzyć dziewczynom, nie dawały po sobie niczego poznać. Szczególnie opowieść o pływających w Tamizie bokserkach Tom'a rozwiała wątpliwości co do 'normalności' tych chłopaków. 
Kiedy pudełko zostało puste, a puszki opróżnione, i przestali się śmiać z żartu Jay'a, on uniósł palec w górę.
- Zapomniałbym - podjął. - Jutro rano wyjeżdżam do studia i nie będzie mnie tutaj w ciągu dnia, a wieczorem przychodzą chłopaki - dokończył.
- To dobrze się składa - oznajmiła Ellie spokojnie. - Akurat będziemy mogły kupić rzeczy potrzebne do remontu i pozałatwiamy parę spraw.
- Reszta The Wanted? - zapytała Marthe, a Eliane widziała oczami duszy jak nogi jej się trzęsą.
Loczek pokiwał tylko głową, a ona dziwnie zapiszczała. Brunetka pokręciła głową z dezaprobatą i podniosła się, żeby wyrzucić śmieci ze stołu.
- Pora iść spać - jęknął Jay, podnosząc się. - Skorzystam z łazienki na dole, a na noc możecie się zamknąć w pokojach, jeżeli się boicie - zażartował.
- Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne - Młodsza uniosła prawy kącik ust uśmiechu.
Kiedy poszedł na górę po swoje rzeczy, Marthe zgromiła ją wzrokiem.
- Co to miało być? - wskazała ręką na miejsce, gdzie siedział Jay. - Zachowujesz się tak, jakbyś go polubiła!
- No bo nie jest aż taki zły! - stwierdziła przyjaciółka. - A tobie już minęła mania na The Wanted?
Posłała jej mrożące krew w żyłach spojrzenie i odwróciła się w stronę schodów, unosząc rękę w górę.
- Nie odzywaj się do mnie, dopóki ta ręka jest wysoko - powiadomiła stojącą w kuchni Eliane i po chwili zniknęła na górze. 
Ellie widziała ją jeszcze chwilę na korytarzu, przynajmniej do kiedy nie trzasnęła drzwiami od pokoju. Zgasiła światło w kuchni, co najpierw zmusiło ją do znalezienia odpowiedniego bezpiecznika i zostawiła włączoną tylko lampę stojącą przy narożniku. Pobiegła schodami na górę i minąwszy się z Jay'em, weszła do siebie.

Otworzyła oczy. Zewsząd zaatakowała ją rażąca biel. Instynktownie opatuliła się również białą pościelą. Dodatkowo fakt, że w oknie nie wisiała nawet firanka pogłębiał uczucie, że każdy może ją tu zobaczyć.
Niecałą minutę po obudzeniu, do drzwi ktoś zapukał. Odruchowo zawołała 'proszę'. Przestraszyła się, gdy zamiast długich blond włosów Marthe, zobaczyła jasnobrązowe loczki Jay'a.
Mocniej okryła się kołdrą.
- Mogę zasłonić oczy, jak chcesz - powiedział z rozbawieniem, choć widać było zmęczenie na jego twarzy.
Racja. Przecież było dopiero po siódmej i na pewno nie była to godzina, o której przywykł wstawać.
- Dobrze, że nie śpisz. Chciałbym cię o coś prosić.
- Słucham? - wstała do pozycji siedzącej.
- Hoduję jaszczurkę w pokoju i nie mam już czasu jej nakarmić, więc może ty byś mogła? - spytał. - Terrarium stoi na szafce, w której jest jej jedzenie.
- Bien, nie ma sprawy - uśmiechnęła się. - A jak ma na imię?
- Neytiri - kąciki jego ust się uniosły.
- Więc, Neytiri nie będzie dzisiaj głodna - odezwała się, próbując wymowy imienia jaszczurki.
- Dziękuję, no i miłego dnia - powiedział i skinął głową.
- Nawzajem!
Drzwi się za nim zamknęły. 
Wtedy bez obaw wyskoczyła z łóżka i przeszukała walizkę w poszukiwaniu czegoś ładnego do ubrania.
Dzisiaj zapowiadał się pracowity dzień, pełen łażenia po sklepach. Postawiła na jasne dżinsy z lekko opuszczanym krokiem i luźny szary sweterek, odsłaniający jedno ramię. Mimo, że zawsze denerwowała się i poprawiała opadający materiał, lubiła ten ciuch. Stary, ale jary.
Znalazła jeszcze swoje ulubione buty za kostkę i zabierając kosmetyczkę i parę potrzebnych rzeczy, wyszła do łazienki.
Zdążyła wziąć prysznic i ubrać się, a potem jeszcze pościelić łóżko. Dopiero wtedy Marthe zwlokła się z łóżka. Była do niej przyzwyczajona, więc jej poranny image nie powinien robić na Eliane żadnego wrażenia. Ale dzisiaj Blondynka przebiła samą siebie.
- Ciężka noc? - spytała Eliane, opierając się o framugę w łazience.
- Budziłam się co piętnaście minut, a zasypiałam w ciągu kolejnych piętnastu. W międzyczasie chodziłam po korytarzu i sprawdzałam, czy Jay nie wyszedł z pokoju - mruczała, oblewając twarz zimną wodą.
- Doprowadź się do porządku, czy coś - zaśmiała się Młodsza, zamykając za sobą drzwi.
Skierowała się do pokoju Jay'a. Był naprawdę ładny! Co prawda, wokół łóżka coś się walało, a samo łóżko zostało niepościelone. I tak jej wzrok spoczął na terrarium.
Ostrożnie wyjęła jaszczurkę na zewnątrz.
- Cześć, Tia - szepnęła. - Jestem Eliane. Miło mi cię poznać.
Otworzyła szafkę, puszczając jaszczurkę na podłogę. Zwierzę musiało wiedzieć, że zaraz dostanie jeść, bo spokojnie przy niej trwało.

Czekała na Mar, siedząc przy stole w kuchni. Ograniczyła się do zjedzenia kanapki. Jay jeszcze nie wiedział, że nadchodzą zmiany.
Równomierne kroki wypełniły pomieszczenie. Marthe z westchnieniem opadła na krzesło, dzięki Bogu wyglądając już normalnie.
- Jestem głodna - stwierdziła, i zaraz już stała z głową w lodówce.
Niedługo po tym zamknęła ją i z powrotem usiadła z nadal pustym brzuchem.
- Właśnie - mruknęła Ellie. - Musimy zrobić jakieś porządne zakupy, czy Jay'owi się to podoba, czy nie. Przydałoby się też tu trochę posprzątać...
- ... wstawić jakieś kwiaty...
- ... po prostu, tutaj potrzeba kobiecej ręki - dokończyła.
- Czyli wiemy, co robimy? - Marthe zatarła ręce.

Pierwszym, co zrobiły, było pójście do najbliższego supermarketu. Znajdował się 500 metrów stąd. Do domu przyniosły całe trzy torby jedzenia. 
Znalazły lodówkę turystyczną, do której z trudem wrzuciły puszki z piwem. Była to wielka oszczędność miejsca, bo wtedy wszystko się zmieściło i lodówka wyglądała o niebo lepiej ze świeżym i zdrowym jedzeniem w środku.
Marthe poszła sprzątać w łazienkach, a Eliane zajęła się kuchnią. Wyczyściła blat i szafki, kuchenkę mikrofalową i elektryczną. Pozamiatała, przetarła wysepkę i stół. Kiedy spojrzała na ścierkę, przeraziła się ilością kurzu, jaka do tej pory zdążyła się zebrać.
Odkurzyła w salonie, pozbyła się okruszków z kanapy i znów starła kurz. Wszystko lśniło, łącznie z łazienkami, z którymi Marthe miała nie lada problem. Na dole, cała ściana umazana była w zielonej, lepkiej substancji o niewiadomym pochodzeniu. Dodatkowo, w umywalce widoczne były pozostałości po czyszczeniu terrarium, a wokół prysznica narozlewane było mnóstwo wody. Nie mniejszy wstręt musiała przeżyć, dotykając bielizny i ręczników Jay'a.
Zamówiły taksówkę i wybrały się na zakupy. Ciężko było chodzić po Londynie nie znając go, dlatego Marthe pobiegła kupić mapę. Mało to pomogło. I tak zatrzymywały ludzi na ulicy, prosząc o wskazówki.
Połowa dnia minęła im na chodzeniu po centrum budowlanym. Wybrały farby, tapety, rolety oraz meble. Dzięki tym dużym zakupom, transport dostały gratis.
Dzisiaj zabrały ze sobą tylko dwie paprotki, fikusa i kaktusy.

Około 17, kiedy już wszystkie kwiaty stały w ładnych doniczkach w odpowiednich miejscach, Francuzki skierowały się do kuchni. Za godzinę miał zacząć się jakiś tam mecz, na który Mar miała wielką ochotę. 
Ale co to za oglądanie bez przekąsek?
Eliane dała się jej poprowadzić. W końcu to Marthe pracowała w restauracji, a u Ellie zazwyczaj gotował Hugo. Brunetka nie przepadała za wspólnym gotowaniem z Marthe, bo to zazwyczaj na nią spadała wówczas najcięższa robota.
- Kiedy pomyślę o tym naszym remoncie - zaczęła Mar - to aż mi się odechciewa.
Ellie kroiła jakieś warzywa na szaszłyki, a 'szefowa kuchni' w tym samym czasie robiła deep do chipsów.
- Nie damy sobie z tym rady. Nawet, jeśli Jay nam pomoże - podsumowała Brunetka.
- On jednak nie jest taki zły! - zauważyła wspaniałomyślnie Mar. - Szczególnie, kiedy nie ma go w domu.
- Skoro czepiasz się faceta, dzięki któremu możemy tu zostać, to chyba masz za mało problemów - westchnęła Młodsza.
- A tobie już przeszła złość? Coś za szybko - stwierdziła, obserwując uważnie przyjaciółkę.
- Spodobała mi się wizja nowego życia - odpowiedziała beztrosko.
- Najpierw znajdźmy pracę.
To ostudziło ich dobry humor. Eliane zaczęła nadziewać mięso i warzywa na długie wykałaczki.
- Zupełnie zapomniałam, żeby czegokolwiek poszukać - powiedziała.
- Zajrzę do internetu, gdy wróci Jay z kolegami - postanowiła Ellie, sięgając po kolejną wykałaczkę.
Skończyły z wszystkim dwadzieścia minut przed 18. Szaszłyki wyglądały obiecująco, sałatka i chipsy były też gotowe.
- On będzie miał z nami zdecydowanie za dobrze - wymamrotała Lia, wycierając ręce ściereczką.
Usłyszały, że drzwi się otwierają. Obydwie z Marthe zastygły w bezruchu, czekając na dalej. 

sobota, 9 lutego 2013

001. "Małe oszustwo"

Stało się! Rozpoczynam mój drugi blog z opowiadaniem o The Wanted.
Na samym początku powinien być prolog, ale żeby wszystko było jasne i klarowne - postanowiłam dodać rozdział. Będziecie mogli domyślić się fabuły.
Zanim jednak zaczniecie czytać, zapraszam Was do odwiedzenia zakładek z bohaterami. 
Dla tych, którzy mnie nie znają - jestem Karoline/Karolina. Nie mogę napisać, że jestem początkującą pisarką, bo nie jestem. Mam już trochę blogów na karku.
Nie będę Was zanudzać. Bohaterowie ogarnięci? W takim razie, zapraszam na pierwszy rozdział!



Wszystko musiało się udać.
Biała sukienka sięgająca ziemi była idealnie dopasowana i jeszcze lepiej wyglądała. Włosy spięte w luźnego koka na czubku głowy. Białe pantofle na wystarczająco wysokim obcasie.
Szła równo, każdy krok stawiała z wdziękiem i gracją. Mocno trzymała się ramienia ojca. Chyba nie była pewna swojej decyzji.
Nie, to niemożliwe. Ona zawsze odznaczała się rozsądkiem i odwagą. Musiała być pewna zamążpójścia.
Wszyscy widzieli, jak długo wpatruje się w oczy przyszłego męża. Coś było nie tak.
Podczas całej tej gadaniny księdza, której Eliane tak naprawdę nie słuchała, myślała tylko o jednym. Chciała jak najszybciej zdjąć z siebie tą ohydną brzoskwiniową suknię druhny i najlepiej od razu wyrzucić ją do przydrożnego kontenera. Szczęście, że znalazła w sobie odrobinę przyzwoitości i nie ściągnęła jej w kościele.
- Czy ty, Marthe Blanc, bierzesz sobie tego mężczyznę za męża?
Ze znudzeniem wypisanym na twarzy, Ellie zaczęła grzebać w bukiecie Mar, który jej oddała. Była bliska doliczenia dwudziestu kwiatów, kiedy...
- Nie - Marthe powiedziała to mocnym i stanowczym głosem. - Przepraszam cię, Bastien. Nie mogę za ciebie wyjść.
Zamrugała powiekami, wpatrując się w przyjaciółkę. Na twarzach gości weselnych zapanowało totalne oburzenie.
Zanim zdążyło do niej dotrzeć to, co właśnie się stało, Marthe już ciągnęła ją za rękę. Wybiegła z kościoła razem z nią.

- Ciebie kompletnie pogięło.
Marthe przewróciła oczami i wstała od stołu, odstawiając opróżniony kubek po kawie do zlewu.
- Daj spokój. Ja tylko uciekłam sprzed ołtarza - bąknęła, opierając się o blat.
- Tylko? - powtórzyła Eliane, wytrzeszczając oczy. - Przez dwa lata nie słyszałam nic innego, tylko to jak bardzo kochasz Bastien'a i jak chcesz z nim być do końca życia!
- Minęło mi.
- Powiedzmy, że rozumiem - wyciągnęła się na krześle Brunetka. - Ale co dalej? Nie możesz ze mną zamieszkać - powiedziała od razu, unosząc ręce w górę.
- Wiem, twój brat Hugo to nie najlepszy współlokator - skrzywiła się Mar.
- Więc co wymyśliłaś, Panno Mądralińska?
- Rozważałam różne opcje dzisiaj, biorąc prysznic... I miałam już nawet jakiś pomysł, ale wtedy do łazienki wparował twój brat.
Ellie wybuchnęła śmiechem, choć mina Marthe była niezmieniona. Malowało się na niej zażenowanie.
- Widział cię nago? - zapytała głośno Lia.
- Tak, ale wątpię by cokolwiek pamiętał - wzruszyła ramionami Blondynka.
Eliane opanowała się i ponowiła pytanie o jej dalsze plany.
- Jedno jest pewne. Nie mogę zostać we Francji - odpowiedziała tym razem Marthe.
- Chcesz wyjechać? Sama? Gdzie?
Blondyna zaczęła przekręcać swoją bransoletkę i Eliane czuła, że to nie wróży nic dobrego.
- Właśnie miałam zamiar ci zaproponować, żebyśmy we dwie gdzieś pojechały. Możesz wybrać kraj! Kupimy mieszkanie, albo wynajmiemy... Znajdziemy pracę i jakoś będzie!
Przez kilka minut, Ell bez słowa wpatrywała się w Marthe, nawet nie zmieniając wyrazu twarzy. Blondynka stukała idealnie przygotowanymi na ślub paznokciami o blat.
- Powiesz coś w końcu?
- Kim jesteś i co zrobiłaś z tą rozsądną i ostrożną Marthe, którą znałam? - Ellie zmarszczyła nos. - Mówisz o tym z taką łatwością! Kto normalny wynajmie mieszkanie dziewczynom z Francji bez pracy? Gdzie znajdziemy pracę? Za co i dokąd pojedziemy?
- Uszczypnij mnie! - uderzyła ręką o blat niedoszła panna młoda. - Teraz to ja chcę ryzykować, a ty przynudzasz! Role się zamieniły.
- Ty zawsze mi ulegałaś - zauważyła Ell, przekonana o wygranej.
- Dokładnie. Dlatego tym razem będzie odwrotnie.

Następny tydzień był okropny, a przynajmniej tak uważała Eliane. Marthe nie ruszała się z mieszkania Ell i jej brata, całymi dniami szukając mieszkania w Londynie. Mimo, że Ellie wybrałaby Włochy lub Hiszpanię, to Mar postanowiła. Jej argumentem była ich dobra znajomość języka angielskiego.
Można powiedzieć, że wtedy Ell odetchnęła. Powoli wracała jej prawdziwa przyjaciółka, czyli mądra, ostrożna i bojaźliwa Marthe.
Przekręciła klucz w drzwiach i otworzyła je. Wrzuciła do środka swoją torebkę, która wylądowała na komodzie w korytarzu.
- Wróciłam! - zawołała, zamykając drzwi.
- W samą porę, kolacja jest już prawie na stole - usłyszała głos Hugo z kuchni.
Weszła do jadalni, gdzie był tylko jej brat. Lekko rozczochrała jego ciemne włosy i usiadła do stołu.
- Jak było w wydawnictwie? - spytał, siadając naprzeciwko.
- Okropnie. Wcale nie chcę wyjeżdżać z Francji i zostawiać dziennikarstwa - mruknęła, mieszając łyżką w zupie.
- A to wszystko przez tą twoją przyjaciółeczkę...
- Właśnie, gdzie ona jest?
- Wołam ją od pół godziny, ale nawet nie raczyła zejść - uniósł brwi w górę i pokręcił głową.
- Pójdę po nią - odparła.
Wstała od stołu i wyszła na korytarz. Kiedy zaczęła iść w górę po schodach, Marthe wyleciała z pokoju gościnnego z laptopem w ręku.
- Boże! Nie uwierzysz, co się stało! - zapiszczała, skacząc jak nienormalna.
- Zaskocz mnie - westchnęła Eliane, opierając się o barierkę.
- Znalazłam mieszkanie! Będziemy mieszkać u dziewczyny w centrum Londynu! Wynajmuje mieszkanie, ma trzy pokoje wolne! Rozumiesz to? - wyrzuciła z siebie, kręcąc się w kółko.
- Nie wierzę. Musi być jakiś haczyk! - powiedziała Eliane głośno, podbiegając do niej.
- Nie ma! Lia! Wyjeżdżamy do Londynu!

~ w tym samym czasie, Londyn ~

Łysy chłopak zaśmiał się głośno, powodując euforię reszty towarzyszy. Mulat podniósł głowę i szturchnął kolegę o kręconych włosach.
- Jay, robisz to na własną odpowiedzialność - oznajmił z uśmiechem na ustach.
- Ja na twoim miejscu najpierw zapoznałbym dziewczynę, a dopiero potem zaproponował jej mieszkanie - zażartował kolejny.
- Cicho, Tom - odburknął Loczek.
- Pokaż mi tą wiadomość - najmłodszy wstał z miejsca i usiadł obok Lokowatego, opierając mu głowę na ramieniu.
" Twoje ogłoszenie jest dla mnie świetną szansą! Długo już szukam mieszkania w Londynie, a warunki, o których piszesz, wydają się idealne. Ja nazywam się Marthe Blanc, a moja przyjaciółka to Eliane Croisseux. Obydwie pochodzimy z Francji. Mam po dwadzieścia lat i marzymy o wyjeździe do Londynu. Odezwij się, proszę, jeżeli podejmiesz decyzję. Wysyłam również nasze zdjęcia, żeby nie było wątpliwości. Numer telefonu niżej. "
- Dwie? Dwie dziewczyny będą z tobą mieszkać? - zawołał, zanosząc się śmiechem.
Jay zmrużył oczy i lekko odepchnął od siebie Nathan'a. Otworzył załącznik i szczęka mu opadła.
- Możecie śmiać się dalej, ale na pewno życie z moimi współlokatorkami będzie baardzo przyjemne - mruknął z uśmiechem, oglądając ich zdjęcia z wakacji.
Jak na zawołanie, pozostała czwórka rzuciła się do niego i wspólnie podziwiali dwie Francuzki. Jedna była blondynką, trochę niską o niebieskich oczach i bardzo wysportowanym ciele. Druga była przeciwieństwem. Ciemne, kręcone włosy, brązowe oczy, całkiem wysoka, posiadająca kobiece kształty.
- Cofam wszystko, co wcześniej powiedziałem - odezwał się Tom pośród ciszy.
- Ciekawe jak im wyjaśnisz, dlaczego nie jesteś dziewczyną - Max wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Policzki Jay'a zmieniły barwę na czerwień. Zamknął laptopa i zagryzł policzek.
- N-normalnie - zaczął. - Jeszcze coś wymyślę.
- Co ty będziesz robić z tymi dziewczynami? - spytał Siva, rozwalając się na kanapie.
- Jay, nie odpowiadaj! - Tom wybuchnął śmiechem. - Pewnie pomyślałeś o zbereźnych rzeczach.
- Tylko ty o takich myślisz - warknął James, odstawiając laptopa na stolik.
- Zdenerwowaliście go! Jeszcze trochę, a się obrazi i nie będziemy mogli go odwiedzać - oświadczył Nathan, uśmiechając się szeroko.
- Młody dobrze kombinuje! Też chciałbym poznać te dziewczyny - podjął Max.
- Ja też - wyrwał się Seev.
- Masz dziewczynę - Tom pokręcił głową z dezaprobatą. - Ale ja nie!
- Najpierw to ja je poznam - odezwał się Jay. - Zawsze myślicie tylko o podrywie...
- Bo jesteśmy z The Wanted? - zapytał retorycznie Parker.
- Dobrze, że będę mieszkać z nimi, a nie z wami - westchnął Loczek, odrzucając głowę do tyłu.

~ wieczorem, Bayonne ~

Legła na łóżku, nadal wpatrując się w telefon. Nie mogła uwierzyć, że wyjeżdżają. Nie ogarniała nic z teraźniejszej sytuacji. Rzuciła pracę w wydawnictwie. Na podłodze leżały trzy walizki, otwarte choć nadal jeszcze puste. Za ścianą Marthe zamawiała bilety na najbliższy lot do Londynu. A na dole kręcił się jej brat, którego musiała opuścić.
Westchnęła, podnosząc się. Musiała cokolwiek spakować, bo inaczej czekała ją śmierć z rąk przyjaciółki. Jeszcze nie wiedziała, jak pożegna się z Fred'em i resztą znajomych. Jedno było pewne - całą winę zwali na Marthe.
Włączyła radio. Potem ruszyła w stronę garderoby i wyciągnęła co najmniej połowę ciuchów, które tam się znajdowały. Rzuciła je na łóżko i z westchnieniem wzięła się za składanie.
Nie musiała długo czekać. Zaraz wpadła Mar.
- Nie ociągaj się tak! Teoretycznie powinnaś być już spakowana - klasnęła w ręce, a potem wzięła kilka koszulek i pomogła w składaniu.
- Nie mów, że jutro rano musimy wyjeżdżać - Ellie wytrzeszczyła na nią oczy.
- No co ty! Oczywiście, że nie rano - zaśmiała się. - Ale wieczorem.
Eliane palnęła się w czoło otwartą dłonią, a po pokoju rozniósł się charakterystyczny plask.
- Blanc! Prosiłam, żebyśmy poczekały chociaż do następnego tygodnia - jęknęła.
- Czemu nie jesteś zadowolona z tego wyjazdu przynajmniej w połowie tak, jak ja? - spytała Blondynka, wrzucając kolejną rzecz do walizki.
- Jestem zadowolona - burknęła dziewczyna, niezgodnie z prawdą. - Po prostu, ja nie mam powodów żeby wyjeżdżać.
- Racja. Powinnam jechać sama - oznajmiła cicho Blondynka.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, nie mogę cię zostawić - Ell poklepała ją po policzku. - Tylko wątpię, żeby ta dziewczyna... jak ona ma?
- Jennifer - odpowiedziała.
- Właśnie, Jennifer - kontynuowała. - Nawet nic o niej nie wiemy! A co, jeżeli nie znajdziemy pracy? Będziemy musiały tutaj wrócić.
- Zaryzykujmy!
Głośno wypuściła powietrze, składając swoje miętowe rurki. Ułożyła je w walizce, a w radio zaczęło grać "I Found You".
- O matko! The Wanted - ucieszyła się Marthe, ustawiając dźwięk na głośniejszy.
Eliane przewróciła oczami. Mogła na poważnie porozmawiać z nią o wszystkim, ale jeżeli w grę wchodziło The Wanted - Marthe zmieniała się w nastolatkę.
Przyłapała się na tym, że w trakcie trwania piosenki zaczęła składać ubrania do rytmu i podśpiewywać. Kiedy Mar wykonywała swój popisowy piruet, do pokoju wszedł Hugo.
Gdy tylko go zobaczyła, upadła na podłogę, a Lia roześmiała się głośno.
- Chciałem tylko powiedzieć, że wychodzę - zmarszczył czoło.
Marthe przeklęła pod nosem i podniosła się.
- Już się pakujecie? - spytał, wchodząc i przeglądając rzeczy młodszej siostry.
Hugo nie był zadowolony z wyjazdu Ellie. Bardzo chciałby ją tutaj zatrzymać, chociażby dlatego że była jego jedyną rodziną w Bayonne. Postanowił jednak udawać twardziela i wmawiać Młodej, że cieszy się z wolnego domu. Był starszy, ale to nie oznaczało, że łatwo będzie mu się pożegnać z młodszą siostrą.
- Wiesz, że gdyby to ode mnie zależało...
- Li, rozumiem - uśmiechnął się mimo wszystko i przygarnął do siebie drobne ciało siostry. - Ja też chciałem odwiedzić Londyn. Może, gdy już się urządzicie, wpadnę?
- Bardzo bym się ucieszyła - mruknęła, lekko się od niego odpychając.
- No trudno, będziemy mieli jeszcze czas, żeby się pożegnać - złapał ją za policzek i ścisnął go, jak zazwyczaj robił. - Umówiłem się z Fred'em i resztą. Możecie potem dołączyć, będziemy tam gdzie zawsze.
Ostatni raz się uśmiechnął, spojrzał przez chwilę na Marthe i wyszedł z pokoju, delikatnie przymykając drzwi. Ell zauważyła, że przyjaciółka podąża za nim wzrokiem.
- Błagam cię. Tylko nie to! - zaśmiała się.
- Hmm? Co? - spytała Blondynka ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy.
- On ci się chyba nie podoba? - Młodsza kiwnęła głową w stronę drzwi, przez które przed chwilą wyszedł jej brat.
- Nie, skąd - prychnęła, składając koszulę. - Po prostu jest wysoki, umięśniony, ma duże, czarne oczy... Gdyby Patch z "Szeptem" był prawdziwy, wyglądałby jak Hugo! - dodała. - Odziedziczyłaś po nim wszystko, co najlepsze. Szczęściara...
Eliane wyprostowała się dumnie i rozpromieniła.