niedziela, 23 czerwca 2013

013. "Szalony wieczór"

Olala... Ależ długo mnie tu nie było.
Domyślam się, że wszystkie jesteście na mnie nieźle wkurzone i chyba nawet jestem na to psychicznie przygotowana. Uwierzcie mi, wiele spraw zbiegło się w czasie i nie mogłam dodać rozdziału.
Spodziewam się też, że pod tym rozdziałem ilość komentarzy będzie zerowa.
Szczególnie pozdrowienia dla mojej ukochanej Wiśni, żeby się nie denerwowała.
Przypominam, że ostatnio Eliane zwinęła się ze spotkania z The Wanted i dziewczynami, by podpisać umowę z Jayne i zapoznać członków District 3. Skończyło się to tym, że zatrzasnęła się z nimi w pokoju.
W tym rozdziale trochę District 3, no i wreszcie odrobinę Eliay.
PS. Wypowiedzi Eliane wzbogacone są o parę francuskich zwrotów, na które sobie pozwoliłam ze względu na narodowość Ellie.


Micky rzucił się całym ciałem na drzwi, które nie drgnęły. Dan uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
- Palancie! Drzwi otwierają się z drugiej strony - jęknął, odrywając rękę od twarzy.
- Chciałem tylko spróbować - mruknął Micky, masując lewe ramię.
- Kto ma telefon? Ja swój zostawiłem w kuchni - Greg rozglądał się po towarzyszach z nadzieją.
- Mój jest u Jayne.
- Nie mam.
- Ja też nie.
- Świetnie, nie mam wyboru - westchnęła Eliane, po czym zaczęła walić w drzwi. - Pomocy! Niech nas ktoś wypuści! - krzyczała.
- Halo! Jest tam kto?! - zaraz obok zaczął wydzierać się Dan.
- Jesteśmy na najwyższym piętrze, a drzwi od kuchni są dźwiękoszczelne! - ryknął Micky, zagłuszając tamtą dwójkę.
- Putain! - zaklnęła Ellie. - Dlaczego to zawsze przydarza się mnie? Jak nie z Jay'em, to teraz z nimi - mówiła po francusku.
- Powinniśmy jej powiedzieć, że nie znamy francuskiego? - spytał szeptem Micky.
- Mickey, to kobieta. Musi się wyszumieć - wyjaśnił spokojnie Greg, kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu.
- Możemy liczyć jedynie na Jayne - oznajmił wreszcie Dan. - Pewnie w końcu się skapnie, że nas nie ma.
- Hej, gdzie jest Micky? - zapytała Eliane, dostrzegając nieobecność Bruneta.
Dan i Greg rozejrzeli się szybko i faktycznie, Micky zniknął.
- Idziecie na te ciastka, czy mam sam zjeść? - usłyszeli wreszcie z głębi pokoju.
`
tymczasem w kuchni...
- Nie wierzę, że Max tak zrobił - roześmiała się Jayne. - Przecież on nigdy nie pił dużo alkoholu!
- Słowo daję, że zrzygał się do rowu, a potem wrzucił tam Nathan'a!
Obydwoje wybuchnęli śmiechem, a razem z nimi Kevin. Jayne dostrzegła na szafce telefon Greg'a.
- Och, pan West nie wziął ze sobą telefonu? Przecież ciągle z nim chodzi! - zdziwiła się.
- Nawet do łazienki - wtrącił Kevin, śmiejąc się.
- A gdzie są chłopcy, tak właściwie? - zmarszczył czoło Martin.
- Z Eliane, muszą się poznać - wyjaśniła Jayne, po czym wzięła łyka herbaty - bawarki.
- Jednak ją zatrudniłaś! To świetnie - ucieszył się.
- Muszę poznać tą Eliane, skoro wszyscy ją lubią - wtrącił Kevin.
- Już niedługo, Miśku - zaśmiała się Jayne, na co Kevin trochę się naburmuszył.
- Nie idziesz do nich?
- Nie, pewnie się zagadali. Poza tym, to prawie rówieśnicy, jestem za stara - machnęła ręką.
- Przy nas wyglądasz jak studentka! - zażartował Martin, i znów się roześmiali.
`
- Więc mieszkasz z Jay'em z The Wanted? - powtórzył Dan. - Jest taki fajny, na jakiego wygląda?
- Zawsze chciałem pójść z nim na imprezę - wtrącił Micky.
Eliane mimowolnie przypomniała sobie dotychczasowe dwie imprezy z Loczkiem. Po pierwszej spała z nim w jednym łóżku, a po drugiej musiała holować go do domu.
- James jest naprawdę zabawny i miły, to chyba jeden z moich ulubionych członków The Wanted, - odpowiedziała dyplomatycznie - ale imprezowanie z nim to nie jest najlepszy pomysł - przyznała szczerze.
- Podobno potrafi się ostro nawalić - powiedział Dan, oczekując na potwierdzenie.
- Ja też, i dlatego właśnie nie widzę niczego dobrego w imprezowaniu z Loczkiem - zaśmiała się Ell.
- Z Loczkiem, jakie to kochane - westchnął Greg, po czym uśmiechnął się szeroko.
- A propo, to nie mam zamiaru mówić na ciebie Eliane podczas naszej współpracy - odparł rzeczowo Dan, zmieniając temat.
- Mam nadzieję, że nie wymyślicie czegoś nowego - oznajmiła.
- Ellie będzie dobre - uspokoił ją Greg.
Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęli się do siebie. Nastała cisza. Nie wiedzieli, jaki temat teraz poruszyć. Chłopcy opowiedzieli jej już, jak powstał zespół oraz jak było w X Factorze. Eliane skróciła swój życiorys do minimum, szczególny nacisk stawiając na życie w Londynie. Zbliżyli się do siebie. Jayne nadal nie zwróciła uwagi na to, gdzie są i co się z nimi dzieje.
- Może mi coś zaśpiewacie? Chciałabym usłyszeć was na żywo - odezwała się wreszcie Ell.
- Jasne!
Greg przytulił mocniej gitarę, którą trzymał na kolanach przez całą rozmowę. Często pobrzdękiwał w nieoczekiwanych momentach.
Pierwsze nuty przypominały jej piosenkę, której niedawno słuchała. Nie chciała jednak wyglądać na intensywnie myślącą nad tytułem, więc usiadła wygodnie na fotelu i uśmiechała się do chłopców.
Dan zaczął piosenkę, która okazała się być autorstwa The Wanted. "All Time Low" szybko się rozkręciło i do akcji przystąpił również Micky. Ellie odetchnęła, uświadamiając sobie tytuł piosenki.
Skończyli po kilku bardzo długich i przyjemnych dla Eliane minutach. Musiała stwierdzić, że byli naprawdę zgrani i świetnie śpiewali.
- I co sądzisz? - Greg uśmiechnął się szeroko.
- Assez! Bien! Illustrement! - odpowiedziała z podekscytowaniem. - To znaczy, świetnie. Naprawdę jesteście bardzo... talentueux - wyszczerzyła się.
- Czekaj, chyba zrozumiałem - ożywił się Micky. - Chciałaś powiedzieć, że mamy talent?
- Coś w tym stylu - kiwnęła głową. - Wybaczcie mi te moje francuskie wstawki - powiedziała, marsząc nos nieznacznie.
- Według mnie, są nawet... charmant - oświadczył Dan, uśmiechając się ciepło do Eliane.
- Charmant? - powtórzył koślawo Micky. - Co to znaczy? Szarmanckie?
- Nie widzisz, idioto, że zaczął się podryw? - westchnął Greg, odstawiając gitarę w bezpieczne miejsce.
- Urocze. Charmant znaczy urocze - wyjaśnił Dan ze zniecierpliwieniem.
- Jasne! - Micky uderzył się w czoło z otwartej dłoni. - Jak jest idiota po francusku? - zwrócił się do Ellie.
- Imbecile - odpowiedziała z rozbawieniem.
- Ja imbecile! - krzyknął Micky, chowając twarz w poduszkę.
Pośmiali się trochę, dokuczając Micky'emu. Minęło trochę czasu, a za oknami zrobiło się zupełnie ciemno. Eliane ziewnęła przeciągle, co nie uszło uwadzie Greg'a.
- Może się prześpisz z nami? - spytał, lecz zanim zdążył się poprawić, wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Blondyn schował twarz w dłonie zaraz po tym, jak zrobił się czerwony.
- Jestem tutaj zbyt krótko, żeby spać z kimkolwiek - odezwała się wreszcie Ellie.
Nie chciała wspominać o tym, że spała z Jay'em w jednym łóżku.
- Chodziło mi o...
- Dobrze, już dobrze... Wiemy - Dan poklepal Blondyna po plecach.
- Jayne nie wróci za szybko. Kto wie, może będziemy tu do rana? - westchnął Micky.
- Żartujesz, prawda? - oburzyła się Eliane, myśląc o czekających na nią Jay'u i Marthe.
- Niestety nie.
Obejrzała dokładnie szerokie łóżko, na którym siedzieli chłopcy. Znalazłoby się tam miejsce dla niej, a była całkiem bardzo zmęczona. Nie odespała godzin spędzonych na siłowni i zakupach z dziewczynami.
- Jesteś fatigue? - spytał z rozbawieniem Dan.
- Tak, jestem zmęczona - odpowiedziała, widząc grymas na twarzy pozostałej dwójki. - Skąd znasz te słówka francuskie?
- Miałem kiedyś dziewczynę, Francuzkę - wzruszył ramionami. - Francuzki są najpiękniejsze - dodał, uśmiechając się zalotnie.
- Weź się, Dan! - jęknął Greg, spychając kolegę na podłogę.
Razem z Dan'em, na ziemię upadło coś małego i metalowego. Telefon.
Dan zrobił się czerwony. Co z tego, że ich okłamał? Chciał jedynie spędzić trochę czasu z Eliane i pożartować z kumpli.
- Daniel'u Ferrari-Lane... Jak to wytłumaczysz? - spytał ostro Micky, unosząc do góry jego iPhone'a.
- Mówiłeś, że nie masz telefonu! Faussaire - prychnęła Ellie, wyzywając go od oszustów.
- Dawaj to, zadzwonimy do Jayne!
Już po paru sekundach ktoś rozpoczął walenie w drzwi. Cała czwórka więźniów, z ciągnącym się na tyłach Dan'em, podbiegła do drzwi.
- Dzieciaki! Jesteście tam? - krzyczał Kevin.
- Jesteśmy, tylko że nie możemy wyjść - odpowiedział cierpliwie Greg.
- Ktoś jest z wami? - odezwała się Jayne.
- Eliane! - zawołał Micky wraz z Francuzką.
- Odsuńcie się, wyważę drzwi.
Greg i Eliane przylgnęli do jednej ściany, a naprzeciwko nich tak samo zrobił Dan i Micky. Kevin wziął rozpęd od progu kuchni, a potem mocno uderzył w drzwi. Otworzyły się nagle, niemal uderzając w nos Ellie. Uratował ją jednak Greg, zatrzymując drzwi kolanem, za które natychmiast się złapał.
- Merde! Boli? - spytała natychmiast, widząc skrzywionego Greg'a.
- Tylko trochę - jęknął.
Okazało się zupełnie inaczej, gdy próbował iść. Gwałtownie przewrócił się na Ellie, która ledwo zdołała go utrzymać. Kevin wspomógł ją z drugiej strony, podczas gdy pozostała dwójka chłopców składała raport Jayne.
- Chłopie, to nie wygląda dobrze - oświadczył Kevin. - Musimy jechać na pogotowie.
- Jadę z wami - zaoferowała się Eliane.
- Jeśli chcesz, możesz jechać - uśmiechnął się do niej ten ogromny mężczyzna. - Jestem Kevin i cieszę się, że wreszcie możemy się poznać.
- Eliane. Też mi miło - odpowiedziała.
Szybko powiedzieli Jayne, że muszą jechać na pogotowie. Menadżerka zgodziła się i zdążyła jedynie oddać telefony Ellie i Greg'owi, zanim tamci zapakowali się do samochodu.
Kevin jechał szybko. Eliane znalazła jakieś chusteczki i butelkę wody, dzięki czemu przyłożyła zimny kompres na mocno spuchnięte kolano Greg'a, który złagodził ból. Nie miała tylko jak i czym unieruchomić mu nogi.
- Zaraz będziemy! - powiedział Kevin.
- Już wolałabym złamany nos, niż wywalenie z pracy przed pierwszym dniem - zaśmiała się Ellie dla rozluźnienia. - Jednak dziękuję, że to zrobiłeś. Mimo, że było to bezmyślne.
- Może przynajmniej nie będę musiał głupio tańczyć na występach - zażartował, choć na jego twarz wciąż malowało się cierpienie. - Jayne nie mogłaby cię wyrzucić po tym, jak się mną teraz zajmujesz.
Kevin zaparkował i natychmiast rzucił się do tyłu. Wziął Greg'a na ręce małżeńskim sposobem, Ellie polecając zamknięcie samochodu. Zrobiła to i pobiegła do przodu, otwierając im ciężkie, szklane drzwi.
- Permettez! - zawołała do recepcjonistki. - Potrzebujemy pomocy. To chyba zwichnięcie rzepki - wytrajkotała.
Mieli szczęście, bo nie musieli długo czekać. Widocznie nikomu nie chciało się robić sobie krzywdy w tych godzinach. Big Kev i Greg nakazali Francuzce zostać na korytarzu, podczas gdy oni weszli do ortopedy.
Eliane miała nareszcie czas, żeby zadzwonić do Jay'a. Zaszokowała ją ilość wiadomości, które otrzymała przez ten cały czas.
"Kolacja gotowa, wszyscy czekają. Gdzie jesteś?" - od Marthe.
"Powiem Jayne, że cię wykorzystuje! Nawet jeśli nie zaczęłaś jeszcze pracy." - od Max'a.
"Żałuj, że cię nie ma! Marthe zrobiła naprawdę przepyszną kaczkę!" - od Tom'a.
"Co się z tobą dzieje, Li? Odezwij się!" - od Jay'a.
Było jeszcze pięć innych, z czego ostatnia wyglądała tak:
"Jeśli nie odezwiesz się w ciągu pół godziny, jadę po Ciebie!" - od Jay'a.
Zauważyła, że ta wiadomość została wysłana 25 minut temu. Natychmiast wybrała numer Jay'a.
- Boże, Li! Gdzie jesteś? - usłyszała od razu.
- W szpitalu.
- Co się stało? Miałaś wypadek? Powiedz gdzie, to przyjadę - powiedział szybko.
Gdyby nie ta cała sytuacja, napewno uśmiechnęłaby się do siebie.
- Nie ja, tylko Greg. Chociaż to przeze mnie... W każdym bądź razie, powinnam niedługo wrócić - oznajmiła.
- I znów wrócisz za pięć godzin?
- Nie ma mnie już od pięciu godzin?
- Nie wiem, co tam robiłaś, ale chyba straciłaś poczucie czasu - stwierdził, uświadamiając sobie, jak głupio brzmi jego głos.
W tym momencie usłyszała rozdzierający krzyk dochodzący zza drzwi, przez które przed chwilą Kevin wniósł Greg'a. Skrzywiła się.
- Zatrzasnęłam się z chłopakami w pokoju... Długa historia - machnęła ręką, choć i tak tego nie zobaczył. - Muszę zadzwonić do Jayne, ale naprawdę niedługo wracam.
- Może zdążę posprzątać po kolacji.
Rozłączyli się. Po kolejnej serii wrzasków, Eliane zdecydowała się zadzwonić do Jayne. Nawet jeśli miałaby dostać niezłą burę.
- Och, Ellie! Co z Greg'iem?
- Udało nam się szybko przetransportować go do szpitala. Jest już u lekarza.
- To cudownie. Dziękuję, że tak szybko zareagowałaś. Wiedziałam, że nadasz się na to stanowisko.
Eliane była zdziwiona, ale grzecznie podziękowała. Co z tego, że po francusku?
- Merci.
- Och, to ja dziękuję. Nie przyjadę do was. Dostarczycie Greg'a do jego mieszkania, prawda?
- Bien sur, oczywiście.
Bardzo jej się nudziło. Przez te pół godziny odezwała się jedynie do starszego pana pytającego, czy przyszła na wizytę do stomatologa. Podczas zastanawiania się, kiedy ostatni raz była u dentysty, Kevin i Greg wyszli z gabinetu. Wstała natychmiast.
- Zwichnięcie rzepki, miałaś rację - oświadczył Kevin, widząc ją.
Blondyn wspierał się na dwóch kulach z nogą w gipsie, ale wyglądał znacznie spokojniej, niż przedtem.
- Permettez, Greg - powiedziała cicho Eliane.
- Nie przepraszaj, to moja wina - uśmiechnął się do niej. - Mogę odpocząć od ćwiczeń na trzy tygodnie!
- Dzwoniłaś do Jayne? - spytał Kevin.
- Tak. Prosiła, żeby odwieźć Greg'a do jego mieszkania - odpowiedziała spokojnie Eliane.
- To chodźcie. Ciebie też podwiozę - zaprosił ich Kevin.
W ciągu kolejnych dwudziestu minut, otwierała już furtkę i wchodziła na swoją posesję. Chciała pomóc Kevin'owi w dostarczeniu Greg'a do siebie, ale ochroniarz powiedział, że sam sobie poradzi. Musiała stwierdzić, że Greg był naprawdę miły. Rozmawiali ze sobą i z Kevin'em przez całą drogę i zdążyła ich bardzo polubić. Micky i Dan też sprawili dobre wrażenie. Eliane przestała obawiać się nowej pracy.
Weszła do domu najciszej, jak tylko potrafiła. Salon oświetlony był wątłym światłem jednej z lamp stojących przy kanapie i telewizor był włączony. Wszędzie panował porządek. W kuchni czajnik o mało nie wyskoczył z palnika, bo woda bulgotała w nim jak szalona.
Ellie wyłączyła czajnik i skierowała się do salonu. Dopiero teraz zauważyła śpiącego na kanapie Jay'a.
Wyłączyła telewizor i usiadła przy Jay'u. Delikatnie odgarnęła loczki z jego twarzy. Speszyła się, gdy ten zaczął otwierać oczy.
- Już jesteś? - spytał zaspanym głosem.
- Chyba dopiero - westchnęła. - Szalony wieczór.
- Może napijesz się herbaty? Wstawiłem wodę - powiedział spokojnie, ale zaraz otworzył szerzej oczy. - Jezu! Musiałem spalić kuchnię!
- Calmement, wyłączyłam już - zaśmiała się. - Też się napijesz? - spytała, podnosząc się.
- Tak, ale pójdę z tobą.
Razem ruszyli do kuchni. Jay wyjął dwa kubki, a Ellie otworzyła szafkę, w której zazwyczaj była herbata i otworzyła usta z zaszokowania.
Malinowa, miętowa, zielona, z cytryną, z imbirem, mocna, granulowana, parzona, w torebkach. Nie mogła dojrzeć wszystkich pudełek z herbatą, które tu były.
- Jay? Co to jest?
- Byliśmy dzisiaj w licznym gronie, a każdy lubi inny rodzaj herbaty. Jestem przygotowany na wszystko - odpowiedział z rozbawieniem. - To jaką chcesz?
Rozbieganym wzrokiem ogarniała każde pudełko, kiedy Jay spokojnie wybrał dla siebie miętową. Eliane postawiła na zwykłą rumiankową.
- To opowiesz, co cię tak zatrzymało?
Siedzieli razem na kanapie, popijając herbatę. Marthe już dawno chrapała, rozwalona na swoim łóżku, gdy Ellie snuła opowieść o wieczorze spędzonym w wytwórni razem z District 3. Loczek miał różne odczucia. Na początku się śmiał, potem zaczął robić się zazdrosny, a na końcu chciał gratulować Eliane udanego testu.
- Miałaś rację, rzeczywiście szalony wieczór - kiwnął głową, zaśmiewając się.
- Raczej męczący i stresujący - westchnęła. - Boję się, co będzie później. Oni są młodzi!
- A ty jesteś tylko o dwa lata starsza - zauważył wspaniałomyślnie James. - Będzie dobrze, jeszcze się zrozumiecie.
- Faktycznie, zbytnio to przeżywam - kiwnęła głową. - Jak minęła wam kolacja?
- Wyjątkowo zgodnie. Może to dlatego, że ciebie nie było - zażartował, za co dostał kuksańca w bok.
- Ja nie próbowałam pobić Nathan'a! - oburzyła się.
- Racja, ty od razu uderzyłaś go w... sama wiesz co - zaśmiał się James.
Eliane również roześmiała się na to wspomnienie. Wydawało jej się, że było to tak dawno...
- Przepraszam za tą sytuację z Clarisse. Nie powinnam była się tak zachowywać. Możesz spotykać się z kim chcesz - powiedziała nagle i dodała jeszcze: - Po prostu jej nie lubię i uważam, że zasługujesz na kogoś lepszego.
Nie spodziewał się tego, ale o czym on myślał? Eliane nie przyznałaby się, że jest zazdrosna.
- Wiem, że to wyglądało.. dwuznacznie - zgodził się. - Pewnie nic to dla ciebie nie znaczy, ale ona naprawdę mnie nie interesuje.
Powstrzymał się od dodania, że z Eliane jest wręcz odwrotnie. Francuzka zaś mogła śmiało odetchnąć z ulgą.
- C'est bien - uśmiechnęła się, choć Jay zmarszczył czoło. - To dobrze - powtórzyła.
Odwzajemnił uśmiech i odstawił swój pusty kubek na stolik.
- Też powinienem cię przeprosić za moje zachowanie - zaczął. - Martwiłem się, bo z Nathan'em jest różnie.
- Obydwoje zawiniliśmy, ale teraz to bez znaczenia - Ellie machnęła na to ręką.
Siedzieli naprzeciwko siebie, spoglądając sobie w oczy. James walczył z uczuciem, które nasilało się z każdą sekundą spędzoną z Eliane. Chcieli być blisko siebie, ale bali się tego.
W pewnym momencie Ellie parsknęła śmiechem. Jay spojrzał na nią skonfundowany.
- Przypomniała mi się twoja mina, kiedy chciałeś się rzucić na Nath'a - wyjąkała ze śmiechem.
Loczek udał obrażonego i utkwił wzrok na czarnym ekranie telewizora.
- Nie potrafisz być poważna - stwierdził krótko, choć tak naprawdę wcale mu to nie przeszkadzało.
- Co powiedziałeś? - spytała szybko. - Jestem bardzo poważną osobą!
- Udowodnij.
- Ciekawe jak - uniosła brew w górę.
Jay podniósł się z miejsca i zabrał kubek swój i Eliane. Wrócił po chwili, przynosząc jej wodę.
- Idealnie. Jest północ i za moment zaczyna się ten program... - zawiesił się.
- Ten ze śmiesznymi wypadkami?
- Właśnie - klasnął w ręce. - Nabieramy w usta wodę i cała zabawa polega na tym, żeby jej nie wypluć. Idziesz na to? - zapytał, patrząc na nią z góry.
- Oui!
Jay roześmiał się, a Eliane spojrzała na niego znacząco.
- I to ja nie potrafię być poważna, tak?
- To się okaże - zagroził.
Włączyli telewizor i upili trochę wody z kubków, przy czym ich policzki wypełniły się wodą. Niebawem zaczął się wspomniany wcześniej program.
Na początku nie było nic wartego śmiechu, więc Eliane uznała tą konkurencję za zbyt prostą. Potem jednak zaczęło się robić coraz zabawniej i czuła, jak jej płatki nosowe drżą od tłumionego chichotu. Jay za to, ściskał mocno poduszkę za każdym razem, gdy ktoś się wywracał lub dostawał głową w poduszkę.
Usłyszeli hałas na górze, więc odwrócili się w stronę schodów. Marthe zwlekła się z nich powoli i zaspanym wzrokiem dostrzegła Eliane.
- Ellie? Pobił cię ktoś? Wyglądasz, jakbyś spuchła na twarzy - stwierdziła, wskazując na przepełnione wodą poliki przyjaciółki.
James nie wytrzymał i cała zawartość jego buzi rozprysnęła się na twarz Eliane. Też parsknęła śmiechem, oblewając przy tym Loczka. Marthe patrzyła na to z szeroko otwartymi oczami, gdy para na kanapie po prostu się śmiała. Blondynka przeniosła wzrok na telewizor, gdzie o tej godzinie pojawiły się kobiety w skąpych ubraniach. Nic nie rozumiała.
- Etrange - skwitowała i ruszyła z powrotem na górę.
- Co ona powiedziała? - zapytał roześmiany Jay.
- Że jesteśmy dziwni - odpowiedziała Ellie podczas ocierania twarzy dłonią.
- Mogłaby powiedzieć coś, o czym nie wiemy - wzruszył ramionami, przez co znów parsknęli śmiechem.
- Jay, a co z Max'em?
- Włosy nadal mu nie odrosły - zażartował.
- Jay!
- No co?
- To ty nie umiesz być poważny - oświadczyła Eliane z dziecinną stanowczością.
- Może i nie, ale chciałbym ci coś powiedzieć - jego głos wydawał się Ellie zastanawiająco głęboki. - Ten, kto potrafi śmiać się z samego siebie, będzie miał ubaw do końca życia.
- Czyli mogę się naśmiewać z twoich min? - ożywiła się Ellie.
- Nie! - zawołał od razu i wyglądał na oburzonego. - Powiedziałem, że to ja będę miał ubaw z samego siebie. O tobie nie było tam mowy.
- Illustrement - prychnęła. - W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. Dobranoc.
Podniosła się, lecz Bird w ostatniej chwili złapał ją za ręką i posadził obok siebie.
- Czekaj! Nie odpowiedziałem ci na pytanie o Max'a - wyjaśnił, widząc jej zdziwione spojrzenie.
Mimo, że czuła jak powieki jej opadają, usiadła wygodnie i czekała na monolog Loczka.
- Rozmawiałem z nim dzisiaj, i to chyba wyglądało podejrzanie, bo zaprowadziłem go do łazienki - podrapał się po brodzie, myśląc nad tym. Pospieszony przez Ellie, kontynuował: - Spytałem go, czy dalej się będzie zachowywał jak palant. Nie zrozumiał, o co chodzi, więc wyjaśniłem, że o Marthe. I słuchaj teraz... Słuchasz?
Szturchnął lekko Eliane, która otrząsnęła się ze snu i pokiwała głową energicznie.
- Potrzebujemy adresu restauracji, gdzie ona pracuje. Znasz go, prawda? - spytał Loczek.
- Oui - ziewnęła. - Max przyjedzie po nią i zaprosi ją na randkę?
- Skąd wiedziałaś? - zdziwił się Bird.
- Mężczyźni nie potrafią wymyśleć czegoś oryginalniejszego - westchnęła. - Niech weźmie bukiet. Najlepiej jednokolorowy. Byle nie róże.
- Jednokolorowy. Nie róże. Zapamiętałem - Jay kiwnął głową.
- I niech nie zabiera jej do restauracji. Wstydzi się jeść na randce, bo je zbyt dużo - kontynuowała Eliane. - Kino też odpada. Klub raczej też.
- No to gdzie on ma ją zaprosić? - Jay wydawał się przygnieciony ciężarem kobiecej logiki.
- Jesteście tacy prości - jęknęła Ellie, zapadając się w kanapę. - Max'a i Marthe łączy sport. Niech zabierze ją na jakiś mecz, albo na skałki, rolki...
- Jak dobrze, że ciebie mamy - odetchnął Loczek, notując w głowie jej pomysły. - Musi im się udać. Pasują do siebie. To byłaby nasza pierwsza wspólnie zeswatana para - dodał. - Może następny będzie Nath? Przydałoby się, żeby kogoś znalazł. Odczepiłby się od ciebie... Li?
Zerknął na nią. Spała, przytulona do poduszki.
- Nie wiedziałem, że jestem aż tak nudny - mruknął do siebie, delikatnie podnosząc dziewczynę do góry.