czwartek, 29 sierpnia 2013

017. "Słodkie kłamstewka"

Ostatni rozdział na tą chwilę.

- Hugo?
- Myślałem, że bardziej się ucieszysz na mój widok - odpowiedział "Patch", unosząc brwi do góry.
Eliane dyskretnie odepchnęła Jay'a i rzuciła się na stojącego z otwartymi ramionami Hugo. Chłopak mocno ją do siebie przytulił i westchnął ciężko, jakby pozbywał się długo ciążącego na jego sercu balastu.
Jay podrapał się krótko po głowie, przyglądając się tej scenie. Kiedy para oderwała się od siebie, spytał inteligentnie:
- Jesteś bratem Li?
Hugo zmierzył James'a wzrokiem.
- Tak - odparł leniwie. - A ty, kim jesteś? I dlaczego mówisz na moją siostrę "Li"? - zmarszczył czoło i wywiercał wzrokiem dziurę w czaszce Jay'a.
Eliane poczuła silne wyrzuty sumienia. Stanęła pomiędzy bratem a współlokatorem, dzięki czemu wyglądała przy nich jak krasnolud.
- To jest Jay, chłopak Marthe - skłamała, bojąc się wyjawić prawdę.
Jej brat przez całe tygodnie myślał, że Ellie mieszka z dziewczyną o imieniu Jennifer. Ze względu na to, że ta wersja była bardzo wygodna, Eliane niczego nie sprostowała.
- Chłopak Marthe... - Hugo ściągnął brwi, a jego głos wyrażał wątpliwość.
- Tak! - zawołał wesoło Jay. - Kocham Marthe. Odkąd ją tylko zobaczyłem, to od razu zapałałem do niej ogromnym uczuciem - dokończył, łapiąc się za serce.
Ellie miała ochotę parsknąć śmiechem, ale powstrzymała się ze wględu na Hugo.
- Powiedzmy, że rozumiem.
- Jay?
Odwrócili się. Marthe stała na schodach z mocno zaszokowaną miną.
- Oto i ona! Moja kochana dziewczyna - oznajmił raźno James, podchodząc do Blondynki.
Objął ją ramieniem i nachylił się do jej ucha tak, żeby wyglądało to na pocałunek.
- Li powiedziała mu, że jestem twoim chłopakiem - wyjaśnił jej szeptem.
- Co za ulga! - wykrzyknęła Marthe. - Że zupa się ugotowała - dodała szybko, dostrzegając zdumione spojrzenie Hugo.
- Właśnie! Zupa - Ellie uderzyła się w czoło. - Jay, pomożesz mi?
Loczek pokiwał głową i obydwoje ruszyli w stronę kuchni. Marthe za to zupełnie oniemiała i wpatrywała się w Hugo, jak w obrazek.
- Ty też za mną nie tęskniłaś? - zapytał zrezygnowany Hugo.
Nie musiał długo czekać, bo Blondynka szybko do niego podbiegła. "Patch" wyszczerzył się do niej i przygarnął do siebie przyjaciółkę.
- Co to za cyrk? - spytał szeptem Jay, wyjmując talerze z szafki.
- Hugo myśli, że mieszkam u Jennifer. Nie wiedział o twoim istnieniu, aż do teraz - wyjaśniła mu cicho.
- Jeszcze dzisiaj mówiłaś, że zna prawdę! - oburzył się Bird.
- Kłamałam - przyznała Eliane, spuszczając głowę. - Ale pomożesz mi, prawda?
Loczek kiwnął głową i uśmiechnął się do Li, która też od razu się rozpromieniła. Razem nakryli do stołu dla trzech osób, kiedy w kuchni pojawili się Marthe i Hugo.
- Jay nie je z nami? - zapytał Hugo.
- Je, a czemu pytasz? - Eliane zmarszczyła nos.
- Bo nakrycie jest tylko dla trzech osób - odpowiedział coraz bardziej zaniepokojony Hugo.
- Ach! To mnie nie będzie. Wychodzę - zakomunikowała Marthe natychmiast.
- Bez swojego chłopaka?
Marthe nabrała wody w usta i spojrzała na Eliane z przerażeniem.
- A ty to co? FBI? - zapytała ze zniecierpliwieniem Ellie.
Hugo nic nie odpowiedział. Lia uznała tę bitwę za wygraną. Nie mogła jednak przewidzieć wszystkiego.
Zaprosiła gościa do stołu i w tym samym momencie, do mieszkania wszedł Max.
- Drzwi były otwarte - wytłumaczył, dołączając do nich w kuchni.
Dopiero wtedy Łysy zauważył nieznajomego. Wyprostował się i wyciągnął rękę w jego stronę.
- Max George - przedstawił się uprzejmie.
- Hugo Croisseux - zawtórował mu Brunet, ściskając jego dłoń. - A ty, kim jesteś?
Serce zabiło Eliane bardzo szybko, gdy wymyślała kolejne kłamstwo.
- Kuzyn! - palnęła natychmiast.
- Też Marthe? - zdziwił się Hugo, opierając o wysepkę w kuchni.
- Nie, mój - wyręczył współlokatorkę Jay.
Na domiar złego, do kuchni wpakowała się jeszcze Clarisse z pustą szklanką w prawej ręce.
- Drzwi były otwarte - odezwała się, czując na sobie spojrzenia wszystkich.
- Tylko tej tutaj brakowało - jęknęła zrezygnowana Eliane.
- A kim jest ta śliczna pani? - spytał szarmancko Hugo, używając swojego uroku.
Marthe wpatrywała się jak zaczarowana w Francuza, co nie uszło uwadze Max'a, który ze złością zamachał jej ręką przed oczami.
- Clarisse, sąsiadka - odpowiedziała subtelnym głosikiem Lisica i uśmiechnęła się kokieteryjnie. - A przystojny pan?
- Tego już za wiele! Stop - zainterweniowała zdenerwowana Eliane, która miała ochotę wyrywać sobie włosy z głowy.
- O Jay'a mogłaś być zazdrosna, bo to przecież twój chłopak. Ale dlaczego denerwujesz się teraz? - prychnęła Clarisse.
- Przecież Jay to chłopak Marthe! - zauważył natychmiast Hugo, wymownie patrząc na Eliane.
- Pomyłka. To JA jestem chłopakiem Marthe - Max powiedział to dosadnie i groźnie spojrzał na Hugo. - Co więcej, zabieram ją teraz na randkę, więc wybaczcie.
I mocno zdenerwowany, pociągnął Marthe za rękę. Blondynka zdążyła jedynie bezgłośnie przeprosić za tę sytuację Eliane.
Trzasnęły drzwi, a atmosfera w kuchni zrobiła się naprawdę gęsta.
- Daję ci ostatnią szansę na powiedzenie prawdy - ostrzegł Eliane jej brat, patrząc jej prosto w oczy.
- Jennifer nie istnieje - przyznała cicho Li, marszcząc nos. - Jay kłamał w ogłoszeniu, podając się za nią. Tak po prostu wyszło, że teraz mieszkamy z nim.
Zacisnęła powieki, czekając na wybuch Hugo. Usłyszała jedynie jego śmiech, co niebywale ją zdziwiło. Otworzyła oczy.
- Nie mogłaś powiedzieć tego na samym początku? - spytał Hugo, patrząc na siostrę pobłażliwie.
- Chwila. Nie jesteś zły? - zapytał zdezorientowany James, wyręczając Ellie.
- Na nią nie. Na ciebie tak - odpowiedział Hugo, mrużąc oczy.
- Naprawdę, ciekawe są te wasze kłótnie, ale ja nadal tu stoję! - zniecierpliwiła się Clarisse.
Cała trójka przeniosła wzrok na Lisicę, która zaczęła machać im wszystkim szklanką przed oczami.
- Chciałam pożyczyć cukier - oznajmiła głośno.
Jay, który cały czas był obserwowany przez Hugo, natychmiast rzucił się do szafki z cukrem. W tym samym czasie, Clarisse robiła słodkie oczka do Hugo.
- Nie przedstawiłem się. Jestem Hugo - powiedział chłopak, wyciągając rękę w stronę dziewczyny.
- Jesteś Francuzem? - spytała, podając mu dłoń.
- Owszem. Jestem bratem Eliane - odpowiedział, po czym pocałował Clarisse w dłoń.
Ellie zacisnęła palce na blacie i zacisnęła powieki, żeby nie wyrzucić Rudej z domu.
- Jak ładnie razem wyglądacie! - zawołał James, podając Lisicy szklankę z cukrem.
- Może powinniśmy się umówić, Hugo? - zapytała Clarisse, zakręcając kosmyk włosów na palec.
- Świetny pomysł! Prawda, Hugo? - dołączył Jay.
- James! - wtrąciła Eliane. - Możesz na chwilę?
Przeszli głębiej do salonu i dopiero wtedy, Eliane wybuchnęła.
- Porąbało cię?! Pchasz mojego brata w ramiona tej psychopatki?!
- Może chociaż ode mnie się odczepi! - tłumaczył się Jay.
- Co za egoista - szepnęła zrezygnowana. - Mam dość tego wieczoru.
- A ja mam dość twoich kłamstw - odpowiedział stanowczo Jay, zakładając ręce na piersi.
- A ja mam dość twojego egoizmu - oznajmiła Ellie, również splatając ręce pod biustem.
- A ja mam dość ciebie - oświadczył James, po czym wystawił język w stronę Eliane.
Wtedy ponownie usłyszeli trzaśnięcie drzwiami. Samotny Hugo właśnie patrzył na schody i chyba liczył po cichu schodki.
- Clarisse wyszła? - spytała Eliane, ponownie zapraszajac Hugo do stołu gestem ręki.
- Tak. Ale dała mi swój numer - powiedział, zadowolony.
- Cudownie, to świetna dziewczyna - wtrącił Jay, szczerząc się.
Zasiedli razem do stołu, gdzie rozpoczęła się długa rozmowa o dotychczasowym życiu Eliane w Londynie. W jej trakcie, James nie omieszkał nie dodać paru zabawnych faktów i żartów, czym zaskarbił sobie sympatię "Patch'a".

Blondynka roześmiała się głośno z żartu Tom'a, który nie śmieszył nikogo innego. Max ze złowrogim błyskiem w oku dziobał widelcem ziemniaczane puree, a Marthe bawiła się kieliszkiem od wina bez emocji. Kelsey również postanowiła się uspokoić.
- No co z wami, ludzie? - zapytał Tom ze zdenerwowaniem. - W kinie też byliście tacy smętni!
- Sory, że zepsuliśmy wam randkę - odezwał się Max, nie odrywając wzroku od ziemniaków.
- To nie jest tylko nasza randka, ale też i wasza - wtrąciła Kelsey. - Które z was powie, co się stało?
Tom i Kels przeskakiwali wzrokiem z Max'a na Marthe, i z powrotem. W końcu Francuzka się wyprostowała i wypaplała wszystko.
- Do Eliane przyjechał w odwiedziny brat, Hugo. Znamy się praktycznie od zawsze, więc jesteśmy ze sobą dosyć blisko. Pan George widocznie postanowił włączyć u siebie zmysł zazdrości. Zabijał biednego Hugo wzrokiem!
- Dla odmiany, ty wcześniej go wzrokiem rozbierałaś - syknął Max, ściągając usta.
- To nie jest tajemnica, że zawsze mi się podobał! - oburzyła się Marthe. - Ale jakbyś chciał zauważyć, to z tobą się spotykam. Nie z nim.
Mina Max'a odrobinę złagodniała, a Marthe głośno wypuściła powietrze. Tom i Kelsey posłali sobie wymowne spojrzenia.
- To naprawdę słodkie, że jesteście o siebie zazdrośni - powiedziała w końcu Kelsey.
- Dlatego uważamy, że czas się rozdzielić! - zawołał Tom-Tom. - My z Kelsey już pójdziemy, a wy zacznijcie ten wieczór od początku, tylko że sami.
- Co wy na to? - spytała Kelsey z szerokim uśmiechem.
- Dobra, idźcie już - mruknął Max, wyganiając parę.
Parker i Hardwick pożegnali się z przyjaciółmi i uprzednio zostawiając na stoliku połowę kwoty z rachunku, wyszli z restauracji. Marthe uśmiechnęła się, widząc ich objętych i szczęśliwych.
- Przepraszam.
Odwróciła się w stronę Max'a, który trzymał w dłoniach czerwoną różę z wazonu ze stolika, która nadomiar wszystkiego była sztuczna. On sam zrobił oczy niczym kot ze "Shrek'a" i wyglądał przy tym niebywale uroczo.
- Po prostu ten sposób, w jaki na niego patrzyłaś, był dla mnie nie do wytrzymania - dodał, mówiąc śmiesznym głosem.
- Czyli przyznajesz, że jesteś zazdrosny?
- Tak, Wysoki Sądzie.
Marthe złapała marynarkę Max'a i przyciągnęła go do siebie, po czym złożyła na jego ustach słodki pocałunek.
- Przeprosiny przyjęte - oznajmiła pogodnie, po czym dodała szeptem: - A teraz chodźmy stąd, bo mam wrażenie, że wszyscy się na nas gapią.

- Widzę, że wcale nie nauczyłaś się kłamać od tego czasu, gdy przyłapałem cię na paleniu - oznajmił rozbawiony Hugo, wycierając mokre włosy ręcznikiem.
Eliane przewróciła oczami i zapadła się w czerwonym fotelu, stojącym przy łóżku w pokoju gościnnym. Hugo dopiero co wyszedł spod prysznica i obecnie paradował po pokoju w samym ręczniku. Ellie pomyślała, że to dobrze, że nie było Marthe, bo napewno nie zasnęłaby przez ten widok.
- Przestańmy już mówić o mnie - zarządziła siostra. - Lepiej opowiedz mi, co w Bayonne.
Hugo odrzucił ręcznik na koniec łóżka, a sam położył się na brzuchu tak, by móc wpatrywać się w Eliane wzrokiem nieznoszącym kłamstw.
- Nadal pracuję w korporacji, jestem samotny i mam spory czynsz do płacenia, odkąd tutaj mieszkasz - odpowiedział spokojnie.
- Jakim cudem jesteś jeszcze samotny? Gdybym nie była twoją siostrą... - zaśmiała się.
- Nie groź mi! Nic ci nie zrobiłem - zażartował, za co dostał poduszką w głowę. - No a co z tobą?
- Ja też jestem samotna - odburknęła.
- Gdybym nie był twoim bratem...
Eliane wyszczerzyła się i szybko przeniosła się z fotelu na łóżku, żeby "Patch" mógł ją przytulić.
- Tęskniłem za tobą, kochanie - szepnął jej w szyję. - Pusto mi bez ciebie.
- Ja też za tobą tęsknię, Hugo - przyznała cicho. - Chociaż, Jay częściowo mi cię zastępuje.
- Cieszę się, że o nim wspominasz - oświadczył jej brat, lekko odsuwając się od Ellie. - Czy między wami coś jest?
- Merde - jęknęła Eliane. - Czemu wszyscy mnie o to pytają? Jay'a i mnie nie łączy nic, oprócz mieszkania!
- Szkoda, takiego szwagra mógłbym zaakceptować - westchnął Hugo. - No dobra, spadaj już. Jestem zmęczony.
- Racja, idź spać - oznajmiła Eliane, podnosząc się. - Karaluchy pod poduchy!
- Po prostu wyjdź - mruknął Hugo z uśmiechem.

- Marthe? Czemu tutaj przyszliśmy?
Blondynka zapaliła światło, dzięki czemu kuchnia restauracyjna wreszcie przestała być jedynie ciemnym i zwykłym pomieszczeniem. Przez chwilę nawet wydawało się, że i Max poczuł ten specyficzny klimat.
- Nie mogliśmy pojechać do mnie, więc pomyślałam, że to będzie dobre miejsce - odpowiedziała spokojnie, rzucając torebkę na stół kuchenny.
- No dobrze, ale... co będziemy tutaj robić? - chłopak zmarszczył czoło.
- Jak to, co? Będziemy gotować - rzuciła raźno, a potem rzuciła Max'owi fartuszek.
- Chyba chcesz, żebym umarł na zatrucie pokarmowe - westchnął, zakładając fartuch.
- Spokojnie, to będą tylko naleśniki. Nic bardziej kreatywnego nie wymyślę.
Parę minut zajęło Maxowi rozeznanie się w kuchni. Marthe w tym czasie wyjęła potrzebne składniki i patelnię i miskę.
Śmiała się z niego, kiedy tłukł jajka. Robił to tak ostrożnie, jakby od żółtka zależało jego życie. Kiedy tak delikatnie trzymał jajko w dłoniach, Marthe przewróciła oczami i objęła swoimi dłońmi jego, a potem mocno klasnęła. Jajko wybuchło Maxowi w rękach, a Marthe śmiała się jak opętana.
- Jak mogłaś?! To jajko nie było niczemu winne! - zawołał Max.
Nie widząc zmiany w zachowaniu swojej dziewczyny, przyłożył dłoń do jej twarzy i rozsmarował jej na policzkach żółtko. Wtedy blondynka oburzyła się kompletnie i zanurzyła dłoń w paczce mąki, by zaraz obsypać nią Maxa.
Tak zaczęła się istna wojna. Max uciekał przed jajecznymi nabojami za i pod stołem, równocześnie próbując ugodzić Marthe łyżką. Wykorzystał moment, gdy Blondynka dostała mąką w oczy i zaszedł ją od tyłu, raptownie atakując jej żebra.
Pisknęła i podskoczyła tak, że znaleźli się z Maxem twarzą w twarz. George uśmiechnął się ciepło w sposób, jaki Marthe uwielbiała. Kciukiem strącił mąkę, która zabłądziła na bladych ustach Marthe i czule ją pocałował.
Krótkie pocałunki zmieniły się w niebezpiecznie długie i zachłanne. Marthe zarzuciła ręce na szyi Maxa i przyciągnęła go bliżej siebie. Max całował ją pożądliwie, jakby robił to pierwszy raz w życiu.
Usadził ją na blacie kuchennym, nie przerywając pocałunku. Długie palce Marthe po kolei odpinały kolejne guziki białej koszuli Maxa, by wreszcie zupełnie ją zerwać. Max za to włożył dłonie pod jej sukienkę i dłońmi zaczął dotykać, pieścić jej uda.
Marthe sięgnęła na tył sukienki i odsunęła zamek, po czym pociągnęła ją w górę, zupełnie się jej pozbywając. Strzepnęła w ten sposób mąkę ze swoich blond włosów, jednak nie było to teraz ważne. Max właśnie w tym momencie szukał palcami zapięcia od jej stanika.
Sięgnęła do rozporka spodni Maxa i zręcznie go odpięła. Każda sekunda była dla nich zbyt długa. Wiedzieli, że miało to się stać tu i teraz.
Bez żadnych zabezpieczeń i bez zbędnego myślenia, poddali się chwili. Max wbił się w nią zdecydowanie, a ona krzyknęła z rozkoszy.

Eliane rozczesywała cierpliwie mokre włosy, a Jay szorował zęby. Ktoś obcy mógłby uznać, że są naprawdę wspaniałą parą. Ale jak było naprawdę?
Trwali w ciszy i nic nie wskazywało na to, by ten stan się zmienił. A jednak, pierwsza wymiękła Ellie.
- Naprawdę masz mnie dość?
Szczotkę opuściła w dół i uparcie wpatrywała się w Jamesa. Chłopak spojrzał na nią tymi niebieskimi oczami, w których czaiło się rozbawienie.
- Neyph ftieshe she thak myhlishyz - odpowiedział.
Eliane uniosła brwi wysoko w górę, a Jay dopiero wtedy zorientował się, że jego jama ustna wypełniona jest pianą. Wypluł ją i otarł usta wierzchem ręki, po czym powtórzył:
- Nie wierzę, że tak myślisz.
- Powiedziałeś tak przed kolacją - argumentowała spokojnie.
- A ty powiedziałaś, że jestem egoistą - Jay odbił piłeczkę.
Eliane splotła ręce pod biustem i westchnęła przeciągle.
- To było w przypływie emocji - powiedziała. - Poza tym, ty bardziej mnie obraziłeś, niż ja ciebie.
- O, przepraszam cię bardzo - Jay ostrzegawczo wyciągnął palec wskazujący w górę. - Ja ciebie nie przezywałem.
- No i co z tego? - wybuchła Eliane. - Z twojej wypowiedzi można było wywnioskować, że jestem nie do wytrzymania.
- Bo jesteś - odpowiedział z dziecinną łatwością.
Eliane warknęła, lecz zostało to zagłuszone przez donośny dzwonek do drzwi. Obydwoje skierowali się na dół i w tym samym momencie złapali za klamkę, przez co małe iskry przeszły ich od dłoni aż do głowy. Spojrzeli na siebie. Moment był idealny. Ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Zabrakło jedynie kilku małych centymetrów i...
Ding-dong!
Eliane się otrząsnęła i szarpnęła za klamkę. Jay zareagował donośnym śmiechem na to, co zobaczył.
- Odwozimy waszych przyjaciół - powiadomił ich policjant. - Włamali się do restauracji i zrobili tam niezły bałagan - dodał.
Eliane także wybuchła śmiechem, widząc Marthe w krzywo zapiętej koszuli i z jajkami we włosach oraz Maxa w mące i skorupce zawieszonej gdzieś na uchu oraz o rozpiętym rozporku.
- Proszę się nie martwić, już my się nimi zajmiemy!

piątek, 23 sierpnia 2013

Informacja.

Wiem, że spodziewacie się rozdziału, ale kompletnie zapomniałam o blogu i wyjechałam z domu. Wracam do domu w środę, więc wtedy go dodam. 
Mimo wszystko, nie spodziewajcie się rewelacji. Chyba potrzebuję przerwy, nie jestem w stanie napisać nic ciekawego. Myślę, że po następnym razie możecie spodziewać się zawiechy.

Może to myśl o zbliżającym się roku szkolnym zabrała mi całą wenę?

czwartek, 8 sierpnia 2013

016. "Kolejny boysband do kolekcji"

Wiem, minęło sporo czasu od ostatniego rozdziału, ale powracam. 
Cóż, poznacie dzisiaj następny zespół, ale myślę, że pojawi się on tylko epizodycznie. Ewentualnie jeszcze kiedyś...
Niestety, mało dzisiaj The Wanted, prawie wcale... Ale jest Jay, więc jest moc!
Mam jeszcze tylko jeden rozdział zapasu, i nie wiem, co będzie dalej, bo nie mogę napisać nic nowego.

Miłego czytania!


- Jakie zadanie na dzisiaj? - spytała raźno Eliane, kierując spojrzenie na Jayne.- Dzisiaj zabieram cię na twój pierwszy wywiad - odpowiedziała menadżerka, klaskając w dłonie.
- To świetnie, ale gdzie są chłopcy? - Ellie zmarszczyła czoło.
W tym samym momencie obok niej przeszła grupka pięciu chłopaków, gdzie rzucił jej się w oczy niebieski full cap. Podążyła za nimi wzrokiem, jednak stwierdziła, że wzrok ją mylił, ponieważ chłopaków było czterech i to napewno nie było The Wanted.
- Pojedziesz z Kevin'em zgarnąć ich z mieszkania, dobrze? - mówiąc to, Jayne grzebała w torebce. - Ja pojadę już na miejsce, więc zadbaj o to, by chłopcy dobrze wyglądali. Kevin odwiezie was na miejsce - dokończyła, wyciągając swój kochany telefon.
- Na którą mamy tam być? - zapytała rozsądnie Eliane.
- Na dziesiątą. Spokojnie się wyrobicie.
Ellie pokiwała głową i skierowała się w stronę kuchni. Przypadek chciał, że znów natknęła się na tamtą czwórkę chłopaków, z których kilku wyglądało znajomo.
- Och, przepraszam - zaczepił ją jeden z nich, więc podniosła na niego wzrok. - Czy w tej wytwórni możemy znaleźć District 3?
- Oui - oświadczyła Eliane, dopiero po chwili uświadamiając sobie używanie ojczystego języka. - Można ich tu znaleźć, ale niestety nie dzisiaj. A z kim mam przyjemność?
- George Shelley - przedstawił się Młody.
- Właśnie wybieram się do nich. Przekażę, że tu byliście - poinformowała ich.
Odwróciła się z zamiarem pójścia do kuchni, ale po raz kolejny została zatrzymana.
- Chwila!
Wypuściła powietrze z ust z głośnym świstnięciem, po czym skierowała swój wzrok na chłopaka z czarnymi włosami.
- Jesteś ich nową menadżerką? - spytał.
- Asystentką menadżerki - sprostowała.
- Czyli naprawdę dobrze cię opisali - dodał kolejny, kiwając głową i patrząc na Eliane w jednoznaczny sposób.
- A wy nie macie co robić? - zapytała ostro, wyraźnie zdenerwowana. - Do szkoły nie chodzicie?
- My też mamy zespół - odezwał się zbity z tropu George.
- Union J, do usług - Czarnowłosy obdarował ją szerokim uśmiechem i ukłonem.
- Tak, to naprawdę zaszczyt, ale spieszę się - warknęła i nie zważając na nich, weszła do kuchni.
Kevin właśnie dopił ostatni łyk kawy, gdy ją zobaczył. Odstawił kubek do zlewu i pokręcił głową, cmokając.
- Kto cię tak zdenerwował? - zapytał z rozbawieniem.
- Banda jakichś idiotów, podających się za przyjaciół District 3 - odpowiedziała, choć jej głoś nadal brzmiał jak rzępolenie na starych skrzypcach.
- Tylko mi ich pokaż, a się z nimi rozprawię - zapowiedział Kevin, dodając do tego zakasanie rękawów.
- Wystarczy, że wyjdziesz z kuchni.
Ochroniarz z bojowym nastawieniem przeszedł przez próg. Eliane oczekiwała na jakieś krzyki i inne odgłosy przepędzanych ludzi, jednak nie doczekała się tego. Postanowiła wyjść i sama się przekonać, co się wydarzyło.
- Co tam u was, chłopcy? - spytał Big Kev, uśmiechając się do nich.
- Stara bieda - odpowiedział jeden z tamtych, po czym się roześmiali.
- Widziałem, że macie nową pracownicę - odezwał się Czarnowłosy. - Wygląda na bardzo bojową.
- Ale to naprawdę dobra dziewczyna! Kiedy Greg zrobił sobie coś z nogą, natychmiast się nim zajęła - bronił dziewczyny Kevin.
- W takim razie, też chętnie zrobię sobie coś z nogą - westchnął ten sam chłopak, doprowadzając resztę do śmiechu.
- Myślę, że cię nie polubiła, więc sam musiałbyś zapieprzać do szpitala - dopowiedział kolejny i znów wybuchnęli śmiechem.
Eliane miała dość tej sytuacji, ponieważ stała się tematem rozmowy, mimo tego, że wcale nie chciała do tego dopuścić. Chrząknęła głośno, wskazując na swoją obecność w pomieszczeniu. Cała piątka spojrzała na nią z przestrachem.
- Została godzina. Wątpię, że Dan szybko się wyszykuje, więc jakbyś mógł, to chciałabym już jechać - powiedziała do Kevin'a, siląc się na stanowczy ton głosu.
- Emm... Jasne, chodźmy! - zawołał lekko zawstydzony Kevin i ruszył za nią. - Kluczyki!
Cofnął się do kuchni, zostawiając ją w towarzystwie Union J po raz kolejny. Nastała niezręczna cisza.
- Wiesz, że jestem George? - odezwał się ten z kręconymi włosami.
- Przedstawiałeś się - potwierdziła.
- To jest JJ, - wskazał na jednego ze swoich towarzyszy - a to Jaymie - położył rękę na ramieniu kolejnego. - A tamten to Josh.
To ostatnie imię interesowało Eliane najbardziej, ponieważ to właśnie on był tym 'Czarnowłosym', który wypowiadał się o Ellie w dziwny sposób. Mimo wszystko, wypadało jej również zdradzić swoje imię.
- Ja jestem Eliane, choć pewnie wasi koledzy już wam to powiedzieli - wzruszyła ramionami, wyczekując na powrót Kevin'a z utęsknieniem.
- Akurat o tym nie wspomnieli - zamyślił się JJ, za co dostał kuksańca w bok od Josh'a.
- Mówili o jej pochodzeniu i o okropnym akcencie - wyjaśnił Josh koledze. - Cóż, mieli rację co do tego drugiego.
- Wiesz, że tu jestem, prawda? - spytała coraz bardziej zła Ellie.
- Och, myślałem, że już pojechałaś - Josh machnął ręką, uśmiechając się szeroko.
- Co za irytujący bałwan - mruknęła pod nosem po francusku.
Jaymie, jak jej się wydawało, parsknął śmiechem. Zwróciła na niego uwagę.
- Chyba nie znasz francuskiego, prawda? - spytała z nadzieją.
- Przykro mi, ale mam rodzinę we Francji i znam - odpowiedział z rozbawieniem.
Już miała roztkliwiać się nad swoimi predyspozycjami do robienia z siebie idiotki przed innymi, kiedy z kuchni wyłonił się Kevin, w dłoni dzierżąc z trudem znalezione kluczyki od samochodu. Pożegnał się uprzejmie z chłopcami, podczas gdy Eliane zeszła na dół bez słowa, słysząc za sobą jakieś marne:
- Do zobaczenia!
- Ona chyba nie wie, że jeszcze dzisiaj się spotkamy - westchnął Josh.

Eliane bardzo cierpliwie pukała do drzwi, jednak nikt nie otwierał. W pewnym momencie Kevin szarpnął za klamkę i gestem ręki zaprosił Ellie do środka.
- Nie powinniśmy zapukać? - spytała, niepewnie zaglądając do środka.
- Przecież pukałaś - odpowiedział Kev, wzruszając ramionami.
Najpierw Li spojrzała na lewo, gdzie zobaczyła ciemną kuchnię z wysepką i stołkami barowymi, czarną lodówką i pełną misą zielonych jabłek. Na przeciw spostrzegła trzy pary czarnych drzwi na ścianie wyłożonej szarym kamieniem. Po prawej stronie za to - męski świat. Stół bilardowy na środku, mocno zielona kanapa, wielka plazma i całe bogactwo urządzeń elektronicznych, którym Eliane się nie przyglądała przez Greg'a paradującego jej przed nosem w samych niebieskich bokserkach w planety.
- Greg!
- Nie teraz. Nie widzisz, że zaraz Jayne nas skrzyczy? - wymamrotał Blondyn, po czym zniknął za drzwiami do łazienki.
Brunetka posłała krótkie i niepewne spojrzenie w stronę Kevin'a. Mężczyzna uniósł jedynie ręce w górę i powiedział:
- Możesz robić wszystko, bylebyśmy się nie spóźnili.
Potem skierował się na kanapę, na której poległ.
Eliane zakasała rękawy swojej szarej koszuli i poszła do kuchni. Pogrzebała chwilę w szafkach, aż znalazła chochlę i jakiś garnek. Nie zastanawiając się długo, zaczęła uderzać o dno garnka, przez co wydawał z siebie głośny łomot.
Nie musiała długo czekać. Z łazienki wyskoczył umyty Greg w samym ręczniku przepasanym na biodrach, z drugich drzwi wybiegł Micky ubrany do połowy w koszulkę i ostatni był Dan, który wczołgał się do pomieszczenia przez ostatnie drzwi.
- Eliane? - zapytał zaskoczony Micky.
- Czyli to do ciebie mówiłem przed chwilą? - mruknął Greg, drapiąc się po głowie.
- Zaraz idę do kuchni i robię sobie kawę. Jeżeli za dwadzieścia minut do mnie nie dołączycie, jadę na wywiad bez was - oznajmiła donośnie. - Zrozumiano?
- Tak jest, pani generał! - zawołał Dan z podłogi.
Kiedy wszyscy z powrotem zniknęli w swoich pokojach, Eliane dostrzegła spojrzenie Kevin'a wykazujące aprobatę.
- No, no... Jayne miała nosa, żeby cię zatrudnić - powiedział, puszczając do niej oczko.
Eliane wypiła rzeczoną kawę, jednak zajęło jej to zaledwie parę minut. Poczuła coś typu wyrzutów sumienia, więc rozejrzała się po kuchni i zaczęła robić śniadanie, żeby jakoś umilić chłopcom ten dzień. Postanowiła usmażyć naleśniki, co skończyła robić akurat wtedy, gdy Micky zameldował się przy wysepce.
- Jestem, pani generał! Pierwszy - zaznaczył, siadając na krzesełku barowym.
- Miałeś jeszcze pięć minut zapasu - zauważyła Ellie, zerkając na zegar na ścianie. - Dlatego dostaniesz największą porcję.
- Nie zapominaj, kto cię tu przywiózł - odezwał się Kevin, zmierzając w stronę kuchni.
- I kto przespał ostatni kwadrans na kanapie - dodał Greg, pojawiając się w pomieszczeniu i siadając obok Micky'ego.
Podczas krótkiego droczenia się między Kevin'em a Greg'iem, Eliane wyznaczyła każdemu porcje naleśników. Wszystkie były już naruszone i Ellie została pochwalona. Jedynie talerz Dan'a był wypełniony nietkniętymi naleśnikami.
- Co z Ferrari? - spytała Ellie dziarsko.
- Wyścigówa jeszcze nie wyjechała z pokoju - oświadczył Micky, wzruszając ramionami. - Iść po niego?
- Ja pójdę.
Li zawahała się, do których drzwi ma zapukać. Ostatecznie postanowiła jednak otworzyć te ostatnie. Jej oczom ukazał się całkiem interesujący widok. Daniel wykonywał serię pompek na podłodze, a co ciekawe, pozbawiony był koszulki. Eliane opanowała swoją dziewczęcą słabość do gołych klat.
- Spóźniłeś się i śniadanie prawie ci wystygło - powiedziała, opierając się o framugę. 
Odepchnął się od podłogi i szybko wstał, ukazując swój sześciopak w całej okazałości. Eliane natychmiast przeniosła wzrok z jego brzucha na twarz, aktualnie lekko zawstydzoną.
- Przepraszam. Myślałem, że mam jeszcze trochę czasu - wyjaśnił, wkładając koszulkę przez głowę.
- Chodź, naleśniki czekają.
Kiedy już wszyscy zasiedli przy śniadaniu, co było nieco kłopotliwe ze względu na brak stołu, Kevin nie omieszkał wspomnieć o porannym zajściu w wytwórni. 
- Eliane spotkała dzisiaj waszych kolegów z Union J - oznajmił, odstawiając pusty talerz do zmywarki.
- Poważnie? I jak ci się spodobali? - zapytał Micky z entuzjazmem.
Prawda była taka, że Micky wszystko robił z entuzjazmem, do czego Ellie zaczynała się przyzwyczajać.
Cień zażenowania przebiegł przez jej twarz, gdy odpowiadała.
- Byli naprawdę mili i zabawni. W porządku.
- To brzmi jak ściema - wtrącił Greg, wkładając do ust ostatni kęs naleśnika.
- Nawet jeśli ich nie polubiłaś, będziesz miała okazję, żeby to nadrobić - oświadczył Kevin z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co masz na myśli? - zmarszczyła brwi, zbierając puste talerze od chłopców.
- Gwiazdami dzisiejszego wywiadu jesteśmy my i Union J - wyjaśnił Greg spokojnie.
Mało brakowało, a Eliane stłukła by czarne i kwadratowe talerze. Ostatecznie otworzyła szeroko buzię i rozejrzała się po towarzyszach jedynie po to, by stwierdzić, że są śmiertelnie poważni.
- W takim razie schowam się w waszej garderobie - skwitowała.
Zerknęła na zegarek, który wskazywał na dosyć późną godzinę. Popędziła wszystkich do wyjścia. Kevin pobiegł na dół, a za nim Greg i Micky. Eliane czekała chwilę, aż Dan zamknie mieszkanie, jednak klucze wypadały mu z rąk i miał niebywały problem z trafieniem w dziurkę. Kiedy jednak drzwi zostały zamknięte, obydwoje pognali na dół, do samochodu.

Jayne odnaleźli w kawiarence na dole, gdzie popijała swoją ukochaną bawarkę. Było jej tak wygodnie, że z lenistwa wysłała chłopców i Eliane na górę, żeby się przygotowali. Kevin w tym czasie pojechał czynić swoje posługi u Martin'a.
Menadżerka District 3 wyraźnie dostrzegała potencjał Ellie i wiedziała, że podczas ich małej trasy po UK będzie miała świetną okazję, by wypróbować tę dziewczynę. Może wtedy jej powie, jakie tak naprawdę ma co do niej plany.
Charakteryzatorki już czekały na trójkę młodzieńców z D3, więc chłopcy natychmiast trafili na fotele, gdzie ich twarze nabierały kolejne warstwy pudru. Eliane z ulgą poległa na małej kanapie pod ścianą i wyjęła telefon z kieszeni. Dostała jednego sms-a od James'a.
"O co chodzi z Twoim bratem? Mam się bać?"
Po tym, co wydarzyło się dzisiaj rano, Eliane nie miała ochoty rozmawiać z Loczkiem. To, jakie fochy strzelał za każdym razem, gdy Ellie z kimś się spotykała, było całkiem męczące.
Ostatecznie postanowiła do niego zadzwonić, bo sytuacja wymagała wyjaśnienia.
- Cześć.
- Hej.
- Marthe nie wyjaśniła ci, o co chodzi? - spytała Eliane.
- Nie miała czasu. Przyjechał Max i zawiózł ją do pracy - odpowiedział Jay.
- Hugo wyląduje w Londynie dopiero wieczorem, więc mam nadzieję, że będę już w domu. Pewnie zostanie tutaj dwa, trzy dni. Chce skontrolować sytuację - wyjaśniła Eliane.
- Ale on o wszystkim wie, tak? Wie, że mieszkacie u mnie? - zapytał James, równocześnie buszując w lodówce.
- Ależ oczywiście! Jestem tutaj od ponad dwóch tygodni, to oczywiste, że wie - wytrajkotała szybko, by zagłuszuć nutę zakłamania.
- Doobra - Jay wypowiedział to, przyglądając się jednocześnie wypitemu do końca kefirowi. - I tak ci nie wierzę.
- Taktykę obmyślimy, gdy wrócę - postanowiła Eliane, podnosząc się z kanapy. - A teraz wybacz, zmierzam prosto na pole bitewne. Cześć!
- Powodzenia, Li.
Gdy tylko schowała telefon do kieszeni spodni i podniosła wzrok, dostrzegła wesołe błyski w niebieskich oczach, które niewątpliwie widziała. 
- Nie zdążyłem ci rano powiedzieć, że jeszcze się spotkamy - oznajmił dziarsko Josh, poprawiając kołnierz swojej szarej koszuli.
- Daliście się nabrać - zakomunikowała Ellie, patrząc na niego odważnie. - Od początku wiedziałam, kim jesteście i że będziemy ze sobą współpracować - skłamała gładko.
- W takim razie, naprawdę dzielnie udawałaś, że nas nie polubiłaś - przyznał Josh, nadal męcząc się z kołnierzem.
Eliane nie miała zamiaru mówić mu, że jego i tak i tak nie polubiła. Poczuła się jednak jakoś za niego i za jego aparycję odpowiedzialna, więc wyprostowała jego kołnierzyk, z którym męczył się od ponad dwóch minut. Minęła Josh'a i ruszyła w stronę makijażystek, gdzie na fotelu nadal sterczał Micky.
- Chłopaki przebierają się w ciuchy - powiedział, gdy usiadła obok niego.
Kiwnęła jedynie głową, obserwując wszystko wokół. Chłopcy z Union J krążyli gdzieś na korytarzu i to wydawało jej się już podejrzane.
- Nie lubisz ich, co? - zapytał Micky, jakby czytając jej w myślach.
- Oczywiście, że nie - prychnęła. - Są sztuczni i widać, że pchają się do sławy, jak mogą. Jestem pewna, że nie można ich nawet z wami porównać. Jakoś nie widzę w nich talentu - dokończyła, podczas gdy Micky wpatrywał się w nią z wyraźnym zdziwieniem.
- Ostro - skomentował wreszcie. - Po prostu musisz ich poznać.
- Nie mam ochoty. A szczególnie tego gogusia, Josh'a.
Brunet wydawał się wiedzieć, o co chodzi Eliane, jednak musiał spieszyć na przymiarkę i nie zdążył z nią tego wyjaśnić. Ellie za to, wcale nie była skazana na samotność, ponieważ Dan i Greg wrócili i zaraz zaczęli robić hałas.

Wywiad obserwowany był przez Jayne, Eliane i menadżera Union J - Shaun'a - zza kamer, siedzących na całkiem wygodnych krzesełkach. Zarówno Jayne, jak i Shaun, trzymali kciuki, by nikt nie powiedział nic nieodpowiedniego. Eliane chłonęła atmosferę telewizji, raz po raz zerkając również na zegarek i odliczając godziny do odwiedzin brata.
- Jesteście na etapie współpracy z mnóstwem ludzi - zauważył starszy reporter.
- Tak, to prawda - zaczął Jaymie. - Sporo osób to już znajome dla nas twarze, jednak poznajemy naprawdę dużo ludzi, którzy mogą nam pomóc w przyszłości.
- Chyba, że mówimy o lekko roztrzepanych Francuzkach ze strasznym akcentem!
Całe towarzystwo się roześmiało, razem z Sean'em. Jayne zmrużyła oczy, a Eliane posłała pełne chęci mordu spojrzenie w stronę Greg'a, który uśmiechał się szeroko do Brunetki.
- Masz na myśli tę uroczą dziewczynę, siedzącą w towarzystwie waszych menadżerów z tyłu? - zapytał, wodzony instynktem, reporter.
- To nasza nowa niania - dopowiedział Dan.
- Specjalnie sprowadzona z Bayonne - dodał Micky, unosząc palec w górę.
Po raz kolejny parsknęli śmiechem, podczas gdy Eliane wychyliła się w stronę kamerzysty.
- Można to wyciąć, prawda? - spytała cicho.
- Przykro mi, ten wywiad nadajemy na żywo - odpowiedział mężczyzna, nawet nie odrywając wzroku od obiektywu.
- Myślicie, że będzie w stanie nad wami zapanować? - zagadnął reporter, swoje pytanie kierując do chłopców z District 3. - Cóż, wydajecie się bardzo żywiołowymi młodymi mężczyznami.
- Chyba dziećmi - jęknęła z niezadowoleniem Eliane.
- Ej, ej - odezwał się głośno Dan, który przechwycił to, co powiedziała Francuzka - Jesteśmy trochę przerośnięci, jak na dzieci.
- Tylko fizycznie. Intelektualnie, to ten sam poziom - wzruszyła ramionami, wzbudzając śmiech wśród całej reszty.
- Rzeczywiście, wygląda na to, że ta dziewczyna, Eliane, będzie mogła nad wami zapanować - podsumował reporter.
Do końca trwania wywiadu, Ellie siedziała nadąsana. Nie chciała stawać się tematem rozmowy, która miała być emitowana w całej Wielkiej Brytanii. Z drugiej strony, czuła się dumna z District 3 i nawet nie mogła się doczekać, aż zobaczy ich w trasie.
Kevin czekał już w samochodzie, więc Eliane zabrała wszystkie swoje rzeczy i zeszła na dół. Stanęła przy kawiarni i oczekiwała na szybkie przyjście Dan'a, Greg'a i Micky'ego, których niedawno popędzała. Ku jej niezadowoleniu, zeszli w towarzystwie całego Union J.
- Chyba nie chciałaś wyjść bez pożegnania z nami? - usłyszała od Josh'a.
- Merde! Mówiłam, żebyście szybciej wychodzili i unikali podejrzanych typów - rzuciła w stronę Dan'a Eliane.
- Przyczepili się do nas i nie chcieli odejść - wyjaśnił Greg z rozbawieniem, unosząc ręce do góry.
- Chodźcie szybko, mam dzisiaj ważnego gościa - poprosiła, wychodząc z budynku.
- Przestań się jej czepiać, idioto - podjął George, uderzając Josh'a w ramię.
- A nie wiesz, że kto się lubi, ten się czubi? - podchwycił Jaymie, dodając do tego jeszcze wymowne poruszanie brwiami.
- Wydaje mi się, że i tak masz marne szanse, Joshua - skwitował Micky, klepiąc kolegę po plecach.

- Jestem!
Rzuciła swoją marynarkę na kanapę, a w kuchni przywitała ją mieszająca coś w garnku Marthe.
- Zrobiłam zupę cebulową dla was, na kolację - powiedziała Blondynka.
- A ty, gdzie się wybierasz?
- Idę na podwójną randkę z Max'em, Tom'em i Kelsey - wyjaśniła, wycierając ręce zieloną ścierką w kratkę.
- Brzmi ciekawie - zauważyła Ellie. - Nawet to sobie wyobrażam! Wasza czwórka uciekająca o zachodzie słońca przed paparazzi - tutaj Ell teatralnie położyła dłoń na sercu i spojrzała tęsknym wzrokiem w okno.
- Och, zamknij się już - mruknęła Marthe, wymijając przyjaciółkę.
Dopiero kiedy Blondynka zniknęła za drzwiami swojego pokoju, Eliane podbiegła do garnka z zupą i najciszej, jak potrafiła, zdjęła pokrywkę. 
- Cześć Li!
Przestraszyła się tak bardzo, że pokrywka wypadła jej z rąk i uderzyła z hukiem o kuchenne kafelki.
- Czy ty zawsze musisz mi to robić? - spytała Jay'a z wyrzutem, podnosząc pokrywkę z ziemi.
- Chciałem być tylko miły - wytłumaczył się, unosząc ręce do góry. - Jak w pracy?
Ellie parsknęła śmiechem i spojrzała na James'a z politowaniem.
- Daj sobie spokój, nie wychodzi ci to 'bycie miłym' - powiedziała, widząc jego zdziwione spojrzenie.
Wtem, obydwoje drygnęli na dźwięk dzwonka do drzwi. Jay wzruszył ramionami i dziarskim krokiem ruszył w stronę drzwi. Sprawnym ruchem je otworzył i stanął twarzą w twarz z wysokim brunetem, wyglądającym niczym Patch z "Szeptem".
- Dobry wieczór - odezwał się nieznajomy z zauważalnym francuskim akcentem.
Za plecami Jay'a pojawiła się Eliane, która z ogromnymi oczami wpatrywała się w przybyłego chłopaka. Fala wstydu spowodowanego kłamstwem spowodowała nagły wzrost temperatury w pomieszczeniu.

- Hugo?

wtorek, 23 lipca 2013

015. "Zdrada"

Zaraz po otworzeniu oczu, jej wzrok zahaczył o bijące niezwykłym blaskiem niezapominajki, zajmujące miejsce na toaletce. Podniosła się, dla ostrożności obciągnęła koszulkę i po raz kolejny odczytała liścik. Musiała podziękować Loczkowi.
Przebrała się szybko w luźną bluzkę na ramiączka i szorty, bo pogoda za oknem wyglądała wyjątkowo zachęcająco. Ponadto, dzisiaj Ellie mogła zostać w domu, jako że District 3 cały dzień siedzieli w studio.
Zbiegła na dół raźnym truchtem, gdzie jednak nikogo nie zastała. Wydało jej się to nadzwyczaj dziwne, więc wzięła z lodówki kefir Jay'a, jak zazwyczaj, i poległa na kanapie. Cisza była tak zwyczajna, że aż przerażająca. Eliane odetchnęła z ulgą, gdy drzwi tarasowe wreszcie się otworzyły.
- Cześć Śpiochu! - zawołała uradowana Marthe. - Chciałam robić porządki w garażu, ale usłyszałam, że wstałaś.
- Jest ósma - stwierdziła nagle Ellie. - O której wróciłaś?
- Około pierwszej, a wstałam o siódmej - odpowiedziała z lekkością Marthe, uśmiechając się ciągle. - Zrobić ci śniadanie?
- Jeśli chcesz...
Blondynka z ochotą ruszyła w stronę kuchni, a Eliane pytała siebie w myślach, co miłość robi z człowiekiem. Chcąc, nie chcąc - musiała poprosić Marthe o opowiedzenie wczorajszego wieczoru.
- Więc jak było na randce? - odezwała się, zakręcając butelkę z połową płynu, jaki dotychczas tam się znajdował. Zawsze kefiry pili na spółkę z Jay'em, po połowie.
- Nie mówiłam ci, że byłam na randce - Marthe spojrzała na przyjaciółkę badawczym wzrokiem. Roześmiała się, widząc jej zawstydzoną minę. - I tak wiedziałam, że mu pomogłaś. I jestem ci bardzo wdzięczna! Kto inny by wiedział, jakie kwiaty lubię, i że na randkę chcę pójść na mecz?
- Dobra, opowiadaj! Nie musisz mi już dziękować - Ellie wyszczerzyła się, siadając na blacie.
Marthe przygotowywała śniadanie z pełnym uśmiechem na ustach i opowiadając o wczorajszej nocy. Szybko streściła swoje zaszokowanie na widok Max'a czekającego pod restauracją, a także to, jak świetnie bawili się razem na meczu. Potem wybrali się na krótki spacer po parku nocą, gdzie panowała cudowna atmosfera. Mogli ze sobą porozmawiać w cztery oczy, na co często brakowało im czasu. Marthe świetnie czuła się w towarzystwie George'a, a on również. Blondynka nie omieszkała jednak wspomnieć, że Max raz na jakiś czas dostawał wiadomości, lecz nie przyznawał, od kogo. Była jednak zupełnie zadowolona, a nawet doszło do kolejnego pocałunku i tym razem - nikt nie przepraszał, ani nie chciał niczego cofać. 
Skończyła głębokim westchnieniem, akurat kiedy Ellie skończyła swoją porcję śniadania. Brunetka podniosła na nią oczy, które według Marthe się "śmiały".
- Od samego początku czułam, że między wami coś będzie - powiedziała szczerze. - Ciągnęło was do siebie! No i nareszcie, udało się.
- Och tak, jestem szczęśliwa - przyznała Marthe z rozanielonym głosem. - Chociaż nie wiem, jak to teraz będzie wyglądać.
- Jak to? Normalnie - Ellie przewróciła oczami, kładąc talerz do zlewu. - A tak właściwie, to gdzie Jay?
- Pojechał gdzieś z samego rana - zakomunikowała Marthe, po czym podejrzliwie spojrzała na Młodszą. - Dużo czasu razem spędzacie.
- Jakoś tak wyszło - westchnęła Eliane. - Z tego wszystkiego, nie zdążyłam jeszcze porozmawiać z Nathan'em o Rose.
- Na pewno dobrze mu zrobiła ta chwila oddechu. Też jest całkiem impulsywny, tak jak ty - stwierdziła Marthe.
Nie zdążyła powiedzieć tego do końca, bo przerwał jej dzwonek telefonu. Wyjęła komórkę z kieszeni i zerknęła na wyświetlacz.
- Wybacz, to Max - oznajmiła, mrugając do Eliane.
- Pozdrów go ode mnie - zawołała, zanim Blondynka wyszła na taras.
Eliane wzruszyła ramionami i skierowała się do szafki 'herbacianej'. Musiała stanąć na palcach, by wszystko dojrzeć.
W tym czasie, Jay wszedł cicho do domu. Był niemal przekonany, że Ellie jeszcze śpi. Zdążył przeprowadzić już męską rozmowę z Nathan'em, z której wywnioskował jedynie to, iż Sykes bardzo dawno nie kupował żadnych kwiatów.
Przeszedł do kuchni i serce mocniej mu zabiło. Zauważył coś. Eliane grzebała w szafce na górze, przez co jej koszulka lekko się podwinęła. Zdążył zobaczyć zakończenie tatuażu, który natychmiast skojarzył z tamtą dziewczyna ze skrzydłami na plecach.
- Cześć - odezwał się nieswoim głosem.
Eliane drygnęła i wyrzuciła na siebie pudełko z herbatą, którym dostała w głowę. Chcąc, nie chcąc, James parsknął śmiechem.
- Przestraszyłeś mnie! Myślisz, że możesz tutaj wchodzić jak do siebie? - spytała z ironią, wrzucając miętową herbatę z powrotem do szafki.
- Ta hacjenda jest tak duża, że miałem nadzieję na zostanie niezauważonym - powiedział, i ponownie otwierał usta, chcąc spytać o tatuaż, lecz Ellie mu przerwała.
- Dziękuję za kwiaty i rzeczywiście, masz rację. Czepiam się szczegółów, po prostu taka jestem.
- Wow. Nie spodziewałem się po tobie takiego wyznania - oznajmił.
- Czyli wszystko okej? Muszę porozmawiać z Nathan'em.
- Chwila - zaczął rzeczowym tonem. - To od kogo w końcu dostałaś te drugie kwiaty?
Eliane dokładnie wiedziała, że przyznanie się do swojej własnej intrygi kwiatowej byłoby samobójstwem przed Jay'em. Myślała, choć czuła coraz bardziej świdrujące spojrzenie Loczka na sobie.
- Od Scott'a - palnęła, uciekając wzrokiem w bok.
- Scott'a? - powtórzył James piskliwym głosem. - Tego barmana? Z jakiej racji?
- Polubiliśmy się, no i ja mu pomogłam w nauce na kolokwium. Studiuje zaocznie. Takie tam - skłamała gładko, na koniec wzdychając.
- Może nas sobie przedsta-...
- Nie ma mowy! - zawołała natychmiast. - Po pierwsze, już tam nie pracuję. Po drugie, masz zamiar być zazdrosny o każde kwiaty, które dostanę? - zapytała z przekorą.
- Ja zazdrosny! O matko, dobre sobie - roześmiał się Bird, po czym otarł nieistniejące łzy śmiechu. - Nie jestem o ciebie zazdrosny.
- Cudownie. Więc teraz dzwonię do Nath'a - oznajmiła dziarsko i skierowała się w stronę schodów.
Kiedy Jay wiedział, że jest już dostatecznie daleko, by go nie słyszeć, walnął pięścią w stół.
- Ta dziewczyna doprowadza mnie do szału - mruknął do siebie, odrywając dłoń od blatu.
Marthe z przestrachem zerkała w jego stronę, więc wyprostował się i uśmiechnął szeroko.
- Jak tam randka? - spytał spokojnie.
- Jaka randka?
- No wczorajsza, z Max'em.
- Nie mówiłam ci o żadnej randce, więc skąd wiesz? - Marthe spojrzała na Loczka spod byka. - Też mu pomagałeś?
- Nie żartuj! Nie znam się na takich sprawach - zaśmiał się James.
- Widać - szepnęła Marthe.
- Co?
- Nic. 
James wyjął z lodówki kefir, który uprzednio popijała Eliane.
- Czy Ellie ma jakiś tatuaż? - spytał, unosząc brew w górę.
- Kiedyś po pijaku zrobiła sobie gwiazdkę na karku - Marthe machnęła ręką, po czym rozwaliła się na kanapie. - Dużo rzeczy robiła po pijaku.
Blondynka zdała sobie sprawę, że powiedziała o zdanie za dużo, więc natychmiast się zatkała. Przed wyjazdem tutaj obiecały sobie nawzajem z Ellie, że to co było w Bayonne, zostanie w Bayonne. Ich przeszłość miała być nieznana.
- Na przykład co? - Jay coraz bardziej się wciągał.
- Nie sądzę, żebyś był osobą, która musi to wiedzieć - odpowiedziała oschle, zerkając na niego. - Nie pytaj jej o to, mnie też nie. Zapomnij o tym.
Potem wstała i poszła prosto do pokoju przyjaciółki.
James stał tam nadal z szeroko otwartą buzią. Po głowie krążyło mu tylko jedno pytanie, które raz gasło, by zaraz potem się nasilić. Zastanawiał się, o co w tym chodzi? Może zaprosił do swojego domu kryminalistkę albo morderczyni? Może Eliane ma dziecko w Bayonne? Chciał jedynie wiedzieć, czy kiedykolwiek uda mu się poznać tajemnice tej dziewczyny?
- Dobrze, że wpadłaś - oznajmiła Eliane, gdy tylko Marthe zamknęła drzwi za sobą. - Jest sprawa.
- Zapowiada się ciekawie, o co chodzi? - spytała Blondynka, siadając w fotelu.
- Rozmawiałam wczoraj z Hugo. Zadzwonił dosyć późno, ale nie chciałam już go zbywać na noc - zaczęła Ellie, biorąc swój telefon do rąk i zajmując miejsce na łóżku. - Oświadczył, że przyjeżdża jutro.
Marthe otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, po czym jej wargi uformowały się w trudny do zinterpretowania uśmiech. Zarzuciła włosami i założyła nogę na nogę.
- W czym problem?
- Pytasz o to z takim spokojem? - oburzyła się Ell. - Hugo to są same problemy! Może zacząć gadać o naszej przeszłości. Zwali nam się tutaj i zobaczy, że Jennifer to Jay! A wtedy i twoi rodzice się o tym dowiedzą - zakończyła, wyciągając palec w stronę Marthe.
- Tak, to rzeczywiście kłopot - zasępiła się Mar. - Nie mamy innego wyjścia, musi tu przyjechać. Ja porozmawiam o tym z Jay'em, a ty może wyjaśnij delikatnie Hugo, że nasza sytuacja jest... inna.
Po tych słowach Marthe wyszła z pokoju przyjaciółki, zostawiając ją samą. Eliane rozejrzała się leniwie, po czym wyjęła spod łóżka świeżą kolorową gazetę. Zaczęła wertować ją szybko, a gdy tylko dostrzegła podobiznę Kendall'a Schmidt'a, złapała za nożyczki i dokładnie wycięła skrawek, by zaraz przykleić go na tył obrazka powieszonego na ścianie. Dopiero wtedy wybrała numer Nathan'a na telefonie i położyła się na łóżku.
- Cześć - usłyszała.
- Cześć.
- Czemu dzwonisz? - spytał Nathan, stojąc przy dużym oknie w swoim mieszkaniu, z drugą ręką włożoną w kieszeń spodni.
- Chciałam... Ta sytuacja w klubie, kiedy rozmawialiśmy o Rose...
- Nadal cię to gryzie? Daj spokój - przysiadł na parapecie, twarzą do mieszkania. - Myślę, że i tak zdążyłaś mnie ocenić.
- Nawet ja mogę się pomylić, i pomyliłam się. Rose powiedziała, że ją skrzywdziłeś, więc logicznym było, że pomyślałam... wiesz co - oświadczyła Eliane, choć wcale nie musiała mu się tłumaczyć.
- No dobrze, rozumiem - westchnął. - Coś jeszcze?
Eliane aż sprawdziła, czy to z Nathan'em rozmawia. Dopiero co ubiegał o jej względy, a teraz odnosi się do niej w taki lekceważący sposób?
- Przeszkadzam ci? - zapytała.
- Trochę.
- Chciałam tylko to wyjaśnić. Nic więcej - odpowiedziała spokojnie, przeglądając się w lustrze. - Nie przeszkadzam. Cześć.
- Cześć.
Nathan rzucił telefon na parapet i uśmiechnął się do siebie, uśmiechem pogardliwym, ale też zwycięskim. Loczek był przekonany o swojej wygranie, ale jak skomentować to, że Eliane nadal interesowała się też relacjami z Nathan'em? To proste. Zależało jej na nim.
Snując te dziwne rozmyślania, Nathan nie zauważył bladej i drobnej dłoni masującej jego bark.
- Miałeś wyjść tylko na chwilę, a kawa prawie wystygła - poinformował go melodyjny, kobiecy głos.
- Chodźmy - oświadczył, obejmując Blondynkę w pasie i kierując się do salonu.

Jay nucił sobie pod nosem jedną z najnowszych piosenek ich zespołu, kierując się z kuchni do ogrodu. Zatrzymał go dzwonek do drzwi, których co prawda nie miał zamiaru otwierać, lecz chciał sprawdzić, kto do nich zawitał. Zbiegająca na dół Eliane, prawdopodobnie usiłująca zachować ceną informację dotyczącą gościa dla siebie, zmobilizowała go do otwarcia drzwi.
Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał przed sobą wysokiego i umięśnionego blondyna z małym bukiecikiem czerwonych róż w dłoni.
- Kto i do kogo? - spytał Jay, mrużąc oczy złowrogo.
- Scott, do Eliane - odparł Blondyn, ukazując rząd białych zębów w uśmiechu.
Francuzka wyrosła za Jay'em, lecz przez jego wzrost nie mogła zobaczyć, co się dzieje. Postanowiła więc zwyczajnie w świecie go popchnąć i zająć jego miejsce.
- Cześć! Nawet punktualnie przyszedłeś - powiedziała dziarsko, widząc Scott'a.
- Naprawdę się cieszę, że zdecydowałaś mi się pomóc - oznajmił Scott, wręczając jej kwiaty.
- Tym razem kupiłeś jej róże? - wtrącił się Jay, nadal mrużąc oczy.
- Jay, dajże spokój - warknęła Eliane.
- Tym razem? - spytał zdezorientowany Scott.
Blondyn zerknął najpierw na stojącego na przodzie Loczka, który z niemałą satysfakcją spoglądał na zagubionego Scott'a. Eliane błagalnie patrzyła na eks kolegę z pracy.
- Za pierwszym razem też miały być róże - powiedział wreszcie Scott.
- To ci wyszły tulipany - burknął Jay, splatając ręce na klacie.
- Pewnie pomylili zamówienia...
- Czy to ważne? - zniecierpliwiła się Eliane. - Chodź do mnie do pokoju, znalazłam notatki ze studiów.
Wskazała koledze, gdzie jest jej pokój. Zanim zamknęła za sobą drzwi, posłała James'owi mało aprobujące spojrzenie.
- Przepraszam, Scott. To taka chora sytuacja - zaczęła, opierając się o drzwi. - Sama sobie kupiłam tamte tulipany i żeby nie wyjść na idiotkę, powiedziałam, że to ty. Wybacz.
Scott uśmiechnął się szeroko.
- Po co kupowałaś sobie kwiaty? - spytał z rozbawieniem.
- Bo chciałam udowodnić Jay'owi, że ja też się komuś mogę podobać - przyznała się, po czym szybko zmarszczyła nos.
- I ci się udało. Jest zazdrosny, jak cholera - oznajmił dziarsko Scott.
- Serio tak myślisz? - spytała z nadzieją Ellie.
- Pewnie, to widać.
- Ale może mógłbyś udawać... chłopaka zainteresowanego mną? - z trudem przeszło jej to przez gardło, więc zaraz utkwiła wzrok w podłodze. 
- Mam propozycję. Pouczymy się trochę, a potem zabiorę cię do klubu. Co ty na to? - zaproponował Blondyn, przechylając głowę na jedną stronę.
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.

Jednym ruchem ręki ułożył grzywkę w charakterystyczny sposób. Westchnął ciężko i oparł się o siedzenie, rozciągając się do granic, jakie dyktował mu jego czerwony, sportowy samochód. Obserwował okolicę leniwym wzrokiem, jednak Bayonne już nie miało w sobie istotnego elementu. Eliane wyjechała.
A razem z Eliane, wyjechała cała rozrywka tego biednego chłopaka. 
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Włożył jednego do ust, zapalając jego koniec. Zaciągnął się. Przez moment wszystko zniknęło i liczyła się tylko ta przyjemność drażniącego dymu w płucach.
Mulat pogładził palcami szufladkę, po czym gwałtownie ją otworzył. Poszperał tam przez chwilę, by ostatecznie wyjąć ze środka dwie fotografie.
Pierwsza z nich przedstawiała roześmianą Eliane, stojącą do pasa w wodzie i z zachodzącym słońcem w tle.
Druga była dla niego bardzo bolesna do oglądania. Widział na tym zdjęciu siebie. Szczęśliwego siebie, z Ellie u boku. 
Odwrócił fotografię, by obejrzeć nakreślony bardzo starannie przez Eliane podpis:
"Aaron i Eliane, w drugą rocznicę ich miłości".
Rocznic było jeszcze trzy. Potem do ich życia z hukiem wkroczył Hugo, rozbijając wszystko na miliony kawałeczków.
Aaron wyrzucił peta na ulicę, schował zdjęcia z powrotem do szufladki, po czym odpalił silnik i z piskiem opon ruszył przed siebie.

- Max! Brachu! Świetnie, że jesteś. Właśnie zaczynałem czuć się samotny - zawołał James, przyciągając do siebie przybyłego Max'a.
- Ee, Jay - zaczął Łysy, odpychając się od Loczka - przyszedłem do Marthe, nie do ciebie.
- Kurde! To są moje współlokatorki, czy wasze? - oburzył się Bird, zatrzaskując drzwi.
- A kto jest u Eliane? - spytał Max.
- Scott.
- Ten barman?
- Nie barman - prychnął Jay. - Student. To on jej te kwiaty wysłał!
- Czyli zagadka rozwiązana, ciesz się - zaśmiał się Max, klepiąc przyjaciela po ramieniu. - Znajdź nowe hobby. Zadzwoń do Tom'a. Cokolwiek, bylebyś coś ze sobą zrobił.
- To pójdę do...
- Klub odpada - uprzedził go Max i powiedział to z groźną miną, więc Jay postanowił się już nie kłócić.
- A czekaj, bo ty do Marthe... - zauważył wreszcie Jay. - MARTHE! - wydarł się - Do ciebie!
Po tym, Jay wyszedł z mieszkania. Max nie zdążył zastanowić się, czy to ze względu na to, że był samotny, czy nie chciał oglądać go z Marthe, ponieważ Blondynka stała już przed nim.
- Cześć.
- Witaj. Ślicznie wyglądasz z tymi warkoczykami - powiedział Max, bawiąc się jednym z nich.
- Powiedz mi lepiej, gdzie mnie zabierasz - uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na niego.
- Szczerze mówiąc, liczyłem, że zostaniemy tutaj i pooglądamy jakiś film - przyznał cicho, marszcząc nos.
- To też dobry pomysł, mam kilka fajnych, francuskich komedii na laptopie - oznajmiła raźno Marthe.
Ruszyli na górę i okryli się kocem. Szukali wygodnych pozycji do oglądania, lecz Max'owi przeszkodził telefon, który zaczął dzwonić.
- Kto to? - zapytała Marthe, ugniatająca sobie poduszkę.
Max zerknął na ekran telefonu, gdzie wyświetlony był teraz duży napis, głoszący imię "Michelle". Przełknął ślinę i odrzucił połączenie.
- Tom. Pewnie Kelsey go spławiła i musi siedzieć w mieszkaniu sam - skłamał szybko, układając się obok Marthe na pościeli.

- Wchodź do środka!
- Nie, postoję tutaj.
Clarisse ostatecznie westchnęła głośno, widząc nieubłaganą minę Loczka. Oparła się ostentacyjnie o drzwi i spojrzała na Jay'a kokieteryjnym wzrokiem.
- Przyszedłeś, bo chcesz małego powrotu do przeszłości?
Bird zmarszczył czoło, lecz zaraz energicznie potrząsnął głową.
- Nie! No co ty. Przyszedłem porozmawiać - wyjaśnił.
- Brzmi interesująco. Słucham - Clarisse splotła ręce na piersiach, wyczekująco zerkając na James'a.
- Nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale ja nigdy nie dawałem ci nadziei na związek ze mną - powiedział poważnie Jay. - Chcę, żebyś odpuściła. Między nami nic nie było, ani nie będzie.
Lisica mocno się zdziwiła. Wyprostowała się i rzuciła spojrzenie w stronę domu Jay'a.
- To przez nią, tak? Eliane namieszała ci w głowie - odezwała się w końcu.
- To bez znaczenia.
- Nie, wręcz przeciwnie. Chcę, żebyś odpowiedział.
- Więc dobrze, odpowiem - wzruszył ramionami. - To o nią chodzi.
Clarisse przełknęła ślinę razem z goryczą porażki. Wskazała głową na ławkę przy ogrodzeniu, gdzie obydwoje się udali i usiedli.
- Co ty w niej widzisz? - zapytała ostro Clarisse. - Na początku przedstawiała się jako twoja siostra, potem jako dziewczyna... Jeden istny cyrk. Widziałam ją też z Nathan'em i jakimś blondynem. To zwykła wieśniaczka! 
- Nie mów tak o niej - wtrącił groźnie James.
- Ona nie potrafi się nawet dobrze ubrać...
W tym samym momencie, jak na zawołanie, z domu Jay'a wyszły dwie postacie. Blondyn szybko skierował się w stronę swojego mercedesa, uprzednio machając do Jay'a. Drugą postacią była Eliane w świetnej, czerwonej sukience i butach na obcasie i uniesionych włosach.
- Wychodzę ze Scott'em - poinformowała Jay'a ze spokojem, starając się nie ulegać złości spowodowanej widokiem współlokatora z Lisicą. 
- Kiedy wracasz?
- Pewnie późno.
Dopóki samochód Scott'a nie zniknął za rogiem, Jay wpatrywał się w niego zahipnotyzowany. Clarisse z ohydnym uśmieszkiem oglądała swoje paznokcie, póki James nie zwrócił na nią uwagi.
- Wracam do domu. Dzięki za rozmowę, choć nie zgadzam się z tobą - powiedział, podnosząc się.
- Ja ci jeszcze udowodnię, jaka jest ta twoja Ellie - oznajmiła twardo Clarisse, obserwując odchodzącego Loczka.

sobota, 6 lipca 2013

014. "Afera kwiatowa"

Wow. Minęły moje urodziny i imieniny, a tu nadal nie ma nowego rozdziału!
Poprawiam się natychmiast.
Proszę bardzo, oto rozdział czternasty.
Potrzebuję komentarzyy.

Nie pamiętała, jakim sposobem znalazła się w łóżku. Mogła jedynie podejrzewać, że Loczek zaniósł ją do pokoju, bo zasnęła w trakcie rozmowy. 
Zajęła łazienkę jako pierwsza. Wzięła krótki prysznic, zgarnęła włosy w wysokiego kucyka i ubrała się w sukienkę letnią, której nie miała na sobie od wieków. Zbiegła na dół, gdzie czekało ją wielkie rozczarowanie.
"Kochani!
Musiałam wziąć dzisiaj dwie zmiany w restauracji... Zołzi... Dlatego nie zdążyłam zrobić śniadania. Poradzicie sobie, prawda? Wychodzę o 17. 
PS. Błagam, nie spalcie kuchni!"
Jay wkroczył do kuchni z wielkim uśmiechem na twarzy, odziany jedynie w spodnie dresowe.
- Co dzisiaj serwuje na śniadanie nasza mistrz-... - zatrzymał się, widząc w pustej kuchni tylko Ellie. - Gdzie Marthe i śniadanie? - spytał rzeczowo.
- Marthe ze śniadaniem poszła do pracy, a nas zostawiła na pastwę... nas - mruknęła Eliane, podając Loczkowi kartkę.
Czytając ją, kręcił głową z niedowierzaniem. Gdy skończył, podarł kartkę na małe kawałeczki i wyrzucił ją do kosza.
- I co teraz, panie Poważny? - zapytała Ellie, wzdychając ciężko.
- Chyba umiesz gotować, nie? - zmarszczył nos.
- Umiem - powiedziała natychmiast. - Ale mam ochotę na jajecznicę. Najlepiej taką, jaką robi Max.
Zamyślony dotychczas Bird wyszczerzył się, co oznaczało, że ma plan. Eliane uniosła brwi do góry, choć nie doczekała się wyjaśnienia. Loczek wyjął z kieszeni dresów swój telefon i szybko zadzwonił.
- Maxio! Witaj, przyjacielu - zacmokał do słuchawki. - Może wpadłbyś do nas na śniadanie? Obgadalibyśmy szczegóły waszej dzisiejszej schadzki z Marthe, póki Eliane nie poszła do pracy... Tak? To świetnie. Widzimy się za kwadrans.
Rozłączył się i uśmiechnął szeroko, dumny z samego siebie.
- Tak, to rzeczywiście było genialne - pochwaliła go Eliane. - Powiedz mi tylko, jak wytłumaczysz, że Max sam będzie musiał zrobić to śniadanie?
- Od czego mam ciebie? - spytał z rozbawieniem. - Na pewno coś wymyślisz!
Piętnaście minut później, rozległo się pukanie do drzwi. Jay zniknął w łazience, więc zdenerwowana Ellie była zmuszona do zaproszenia gościa do środka.
- Cześć, Max - uśmiechnęła się na widok swojego ulubieńca z The Wanted.
- Witaj, Ellie! Ślicznie dziś wyglądasz - chłopak uścisnął ją na przywitanie i wszedł do środka. 
- Dzięki, to wielki komplement po przespaniu jedynie sześciu godzin - odpowiedziała, zamykając za nim drzwi.
Max skierował się instynktownie do kuchni, po drodze wołając Jay'a. Zatrzymał się gwałtownie, zauważając brak śniadania.
- Mogłem się domyślić - jęknął.
- Permettez, Max - Ellie zmarszczyła nos.
- Nie przepraszaj mnie. Wystarczy, że dosypiesz mnóstwo soli do porcji Bird'a - roześmiał się.
Eliane ze zwycięskim uśmiechem ruszyła w stronę Max'a.
- Chciałabym, żebyś nauczył mnie, jak się robi tą cudowną jajecznicę - poprosiła.
- Mam ci zdradzić przepis mistrza? - spytał, marszcząc czoło. - To będzie kosztowało.
- Hej! Dopiero zaczęłam pracę i nie mam dużo funduszy - oświadczyła, udając zamyśloną. Machnęła jednak ręką i powiedziała: - Jay ci zapłaci. Przecież to on cię tutaj sprowadził!
Szybko się uwinęli, zdążyli nawet przed przyjściem Loczka. Jay pojawił się jednak w ostatniej chwili i zareagował, nim Max wysypał połowę soli z solniczki do jego porcji.
- Max! - krzyknął Loczek i odepchnął Łysego od swojej żółciutkiej jajecznicy. - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!
- Przyjaciele nie kłamią - wtrąciła Eliane.
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - żachnął się Bird. - Dzięki mnie, masz co jeść!
- Dlaczego zawsze, gdy słucham waszych kłótni, mam uczucie, że brzmicie jak małżeństwo? - spytał teoretycznie Max.
- Cicho! - syknęli Jay z Ellie.
Max uniósł ręce do góry, w geście poddania. Przez minutę panowała idealna cisza, podczas której spokojnie pałaszowali pyszną jajecznicę a'la George.
- Zapomniałbym - odezwał się wreszcie Loczek. - Rozmawialiśmy wczoraj z Eliane o tobie i Marthe. Niestety muszę przyznać, że Ellie ma sporą wiedzę na ten temat - dokończył.
- Biedny Loczuś. Mam nadzieję, że twoje ego nie ucierpiało na tym wyznaniu? - spytała Ellie z przesadną troską.
- Znowu mam to uczucie! - rzucił Max, po czym został zbombardowany groźnymi spojrzeniami od Jay'a i Eliane.
- Więc - zaczął Jay, chcąc zmienić temat - Marthe wychodzi dziś z pracy o 17.
- Uwielbia cię w białym podkoszulku i dobrze by było, gdybyś go założył - dodała Eliane. - Wcześniej przydałoby ci się zajrzeć jeszcze do kwieciarni.
- Bukiet jednokolorowy. I to nie mogą być róże - James uzupełnił wypowiedź Ellie z nieukrywaną dumą.
- Dziękuję wam za rady, są naprawdę pomocne - Max uśmiechnął się do nich. - Kto by pomyślał, że z twojego mieszkaniowego oszustwa wyniknie coś dobrego?
- Ma się to szczęście - powiedział Loczek, odgarniając włosy z czoła.
- Jeśli ty i Marthe jesteście sobie przeznaczeni, to i tak kiedyś byście się poznali - stwierdziła Eliane, wzruszając ramionami.
- Nie chodzi już tylko o nią - oświadczył Max. - Temu idiocie - wskazał głową na Jay'a - zawdzięczam też nową przyjaciółkę.
Położył dłoń na jej dłoni, a ona uśmiechnęła się na ten przyjacielski gest. Jay odchrząknął głośno, gdyż był odrobinę zazdrosny.
- A gdzie zabierzesz Marthe, Romeo? - spytał szybko. 
- Myślę, że coś związanego ze sportem byłoby w sam raz - odezwała się Ellie.
- Też o tym myślałem i udało mi się nawet zarezerwować bilety na dzisiejszy mecz. Nie sprawdzałem nawet, kto gra - odpowiedział Max, szczęśliwy, że coś w końcu załatwił sam.
Eliane zerknęła na zegarek, który wskazywał wpół do dziewiątej. Zerwała się z miejsca.
- Zamówi mi ktoś taksówkę? Proszę - zwróciła się do chłopaków.
W tym samym czasie powiedzieli:
- Podwiozę cię.
- Możesz zabrać się ze mną.
Spojrzała na nich skonfundowana.
- Zastanówcie się, a ja pójdę się przebrać.
Stanęło jednak na tym, że Max podwiózł Eliane, bo miał po drodze do swojego mieszkania. Jay w tym samym czasie posprzątał po śniadaniu, a w jego głowie rodził się genialny plan.

- Dzień dobry?
- Och, cześć Eliane! - uprzejmie przywitał ją Kevin, którego zastała rozmawiającego z Jayne.
- Kev opowiadał mi właśnie, jak zajęłaś się Greg'iem - uśmiechnęła się do niej menadżerka.
- I jak pomogłaś mi dotargać go do mieszkania na trzecim piętrze - dodał ochroniarz, puszczając do niej oczko.
Uśmiechnęła się szeroko. Bardzo polubiła tego mężczyznę, a on jeszcze jej pomaga!
- Dzisiaj nie będziesz miała tylu atrakcji - westchnęła Jayne. - Mam dla ciebie trochę typowo papierkowej roboty, ale to tylko na początek. No i, nie będzie dzisiaj chłopców. Mają wolne.
- Wczoraj spędziłam z nimi wystarczająco dużo czasu, więc raczej nie będę tęsknić - wzruszyła ramionami.
- Nadal nie rozumiem, czemu nie zadzwoniliście wcześniej? - Kevin pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Dan powiedział, że nie ma przy sobie telefonu, więc czekaliśmy, aż ktoś nas znajdzie - wyjaśniła Eliane.
- Porozmawiam sobie z nim... Ale na razie, chodźmy do gabinetu - oznajmiła Jayne.
Menadżerka miała ponoć sporo spraw do załatwienia na mieście, związanych z wyjazdem w trasę po UK. Zostawiła Ellie kartkę z listą rzeczy do zrobienia. Ku uciesze Eliane, znajdowały się na niej tylko cztery pozycje. Po wypełnieniu zadań, mogła zmyć się do domu. W razie pytań, Kevin służy pomocą.
Jayne wyszła, zostawiając po sobie jedynie słodką woń jej perfum. Ellie westchnęła ciężko i podeszła do szafy, w której miała ułożyć segregatory. Zajęło jej to jakieś pół godziny, bo trochę ich było.
Drugim zadaniem miało być wysyłanie odpowiedzi zwrotnych fankom. Listów było jednak mnóstwo i po godzinie Eliane musiała odejść od komputera. Skierowała się do kuchni, choć nie wiedziała, co może wziąć, a co nie.
Na szczęście, niebawem pojawił się tam też Kevin, który wszystko jej wyjaśnił. Spędzili parę minut na piciu kawy i konwersacji, przynajmniej dopóki nie zaczęły ich wzywać obowiązki.
Z westchnieniem wróciła do laptopa. Zerknęła na pozostałe dwa punkty listy:
1. Wysłać sprostowanie do gazety
2. Zamówić bukiet i wysłać go na poniższy adres
Na poczcie rzeczywiście został zapisany szkic, który dzięki Bogu okazał się sprostowaniem. Szybko wysłała e-mail i mogła wykreślić kolejny punkt.
Wróciła do wcześniejszego zajęcia.
Kopiuj. Wklej. Wyślij.

James wsadził wsuwkę do zamka i pokombinował chwilę, jednak nic się nie stało. Próbował już wszystkiego, prócz wyważenia drzwi. Jak mógł włamać się do pokoju Eliane?
Wybrał numer najlepszego przyjaciela.
- Max? Pomocy.
- Co się stało? 
- Jak można się do kogoś włamać, skoro przez drzwi nie można? - spytał Loczek.
- Nie wiem czemu, ale czasem odnoszę takie wrażenie, że ty naprawdę jesteś głupi - usłyszał po drugiej stronie. - Może przez okno?
Bird uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Dzięki - mruknął.
- Ale czekaj! W zamian za to, masz pomóc mi wybrać bukiet - zastrzegł Max. - Nie znam się na tych sprawach.
- Jak mi się uda wejść przez okno, to ci pomogę!
Rozłączył się i szybko pobiegł na dół.
Wyjął z garażu wysoką drabinę. Wspiął się na daszek nad tarasem, po którym mógł spokojnie chodzić. Dopadł do okna Eliane, które okazało się być uchylone.
Jego ręka wślizgnęła się do środka. Otworzył jedno skrzydło na oścież i po chwili wskoczył do pokoju, wprost na łóżko.
Odetchnął głęboko. Na pierwszy rzut oka, nie było tu nic dziwnego. Postanowił jednak szukać.
Zaczął od szafek. Obejrzał album ze zdjęciami, szczególnie zaśmiewając się ze zdjęć małej Ellie przebranej za Atomówkę. Dostrzegł też pamiętnik. Chciał go przeczytać, ale czuł, że nie może. Postanowił zająć się tym później.
Zajrzał pod łóżko. Wyciągnął spod niego masę czasopism z powycinanymi w środku zdjęciami. Czyje to były zdjęcia? Tego nie wiedział. Jednak bardzo szybko miał się dowiedzieć.
Wrócił się do pamiętnika. Przejrzał kilka kartek i znalazł fragment o śmierci matki Eliane i o zaginionym ojcu. Zrobiło mu się smutno i głupio zarazem. Co on wyprawia? Przegląda jej osobiste rzeczy tylko dlatego, że ona mu tego zabroniła. 
Odłożył wszystko na swoje miejsce i szarpnął za klamkę, by wyjść. Przypomniał sobie wtedy, że przecież wchodził oknem, więc zawrócił.
Ze ściany spadł obrazek przedstawiający upadłego anioła, który od początku Jay'owi się podobał. Chciał go powiesić z powrotem, lecz kiedy zobaczył tył... Wybuchnął szczerym śmiechem.
Cała tylna część obrazka pokryta była wycinanymi z gazet zdjęciami Kendall'a z Big Time Rush. Czy to możliwe, żeby 20-latka kochała gwiazdora, którego pewnie nigdy nie pozna? Rozśmieszyło go to tak bardzo, że musiał ocierać łzy śmiechu.
Chciał wyjść. Naprawdę chciał, ale dostrzegł aparat, leżący na jakimś opasłym zeszycie. Przeglądał zdjęcia, w większości przedstawiające tą samą modelkę. Stała jedynie tyłem z widocznym na plecach tatuażem - skrzydłami. Następnie przejrzał zeszyt i ze zdziwieniem stwierdził, że Eliane pisała piosenki. 
Wzbogacony o kilka nowych ciekawostek i zamyślony przez dziewczynę z tatuażem, zszedł drabiną na dół.

Ellie wybrała kosz z czerwonymi różami, lecz zatrzymała się w połowie drogi do sprzedawczyni. Naszła ją genialna myśl.
Zgarnęła jeszcze jeden kosz, tym razem z tulipanami. Róże poprosiła dostarczyć na adres napisany przez Jayne, a tulipany na swój.
Odwróciła się z szerokim uśmiechem, wyobrażając sobie minę Loczka, gdy zobaczy, że dostała kwiaty od sekretnego adoratora.
Była tak zamyślona, że nie zauważyła dwóch mężczyzn w kolejnej alejce.
- Może te? Będą dobre - mówił Max, za każdym razem. - Ładna barwa. Niebieski to kolor... to kolor... to kolor czego?
- Wolności? Nie wiem - Jay wzruszył ramionami. - Tylko nie kupuj żółtych, bo oznaczają zdradę.
Loczek podniósł ładny bukiecik z fioletowych kwiatów i był zadowolony. Max klasnął w ręce.
- Te są idealne! Dzięki, Stary - poklepał Jay'a po plecach.
- O nie. Ja biorę te kwiaty dla Li - oświadczył Loczek dziarsko.
- Dla... Ellie? - Max zmrużył oczy, przyglądając się dziewczynie naprzeciwko.
Eliane natychmiast zmyła głupi uśmieszek z twarzy, a Jay wcisnął Max'owi kwiaty w ręce.
- Dobry wybór - stwierdziła, wskazując na bukiet.
- Podobają ci się? - zapytał Max, oglądając je. - Jay nie był co do nich przekonany.
- Mamy podobny gust z Marthe, a skoro mi się podobają, to jej też - powiedziała Ellie. - Uwielbia fioletowy kolor. Ja wolę niebieski.
Jay mimowolnie zatrzymał wzrok na niebieskich kwiatuszkach, które przed chwilą pokazywał mu Max. 
- Co tutaj robisz? - spytał Łysy wreszcie.
- Jayne kazała mi zamówić dla kogoś bukiet - wzruszyła ramionami.
- Skończyłaś już pracę?
- Właściwie to tak - przytaknęła.
- To świetnie! Może zabierzesz się z nami? - zaproponował Max, niemal wyrzucając na podłogę trzymany bukiet.
- Li nie może z nami jechać - oznajmił stanowczo Jay i wymownie spojrzał na przyjaciela.
- Ale dlaczego? Skoro jest tutaj z nami i... - Loczek kopnął Max'a w kostkę, a temu drugiemu rozjaśniło się w głowie. - Racja. Mieliśmy z Jay'em jechać jeszcze po... po ogórki.
- Ogórki? - powtórzyła zaszokowana Ellie.
- Właśnie, ogórki? - Jay zmarszczył czoło.
- Tom chciał trochę popichcić i znalazł przepis na ogórki z chilli... Mówiłem ci przecież! - Max spojrzał z wyrzutem na Loczka.
- Dziwnie się zachowujecie - stwierdziła Ellie, zdejmując okulary przeciwsłoneczne z włosów i zakładając je na nos. - I tak muszę wrócić jeszcze do wytwórni i zabrać swoje rzeczy.
Jay odetchnął z ulgą, co tym bardziej wzmożyło podejrzenia Eliane.
- Wy coś kombinujecie.
- Oczywiście, że nie - zaparł się Loczek. - Nie chcemy tylko, żeby paparazzi zastali nas razem - dodał, łapiąc się ostatniego koła ratunkowego.
- Illustrement! Mogłeś od razu powiedzieć, że się mnie wstydzicie - mruknęła Ellie, po czym odwróciła się i wyszła z kwieciarni.
Max i Jay długo wpatrywali się w szklane drzwi, oczekując że jednak wróci. Nie stało się tak, dlatego Max uderzył Loczka w tył głowy.
- Idioto! Teraz to już musisz jej kupić te kwiatki - warknął Łysy na przyjaciela.
- To moja wina, że ona zawsze musi wyłapać z moich wypowiedzi coś, czego nie miałem na myśli? - spytał głośnym szeptem.
- Jakbyś nie znał kobiet - jęknął Max. - To Francuzka! U niej wszystko działa ze spotęgowaną siłą.
- To by wyjaśniało, dlaczego mi się tak podoba - Jay pokiwał głową ze zrozumieniem.
Max westchnął jedynie i zabrał ze sobą bukiet z fioletowych kwiatów, podczas gdy Jay sięgał po tamten z niezapominajek. Jeden zabrał kwiaty ze sobą, drugi wysłał je pocztą kwiatową do swojego domu, bez liściku.

Marthe ostatni raz przeczesała palcami swoje blond włosy, przeglądając się w lustrze. Wyszła z łazienki dla pracowników i przemierzyła całą kuchnię, żegnając się z nocną zmianą pracowników.
Wyszła na zewnątrz i owiał ją ciepły letni wiatr. Zaczęła kierować się w stronę przystanku, lecz zauważyła sylwetkę zbliżającą się w jej kierunku. Zauważyła Max'a.
- Max? - spytała. - Co ty tutaj...
Z cienia wyłonił się bukiet, kupiony specjalnie dla niej. Potem dostrzegła ulubiony podkoszulek Max'a. Przez kilka sekund wpatrywała się w jego perfekcyjność, po czym wyszeptała:
- Jezusie Najsłodszy...
- Coś się stało? - zapytał z lekka przerażony George.
- Nie. Po prostu daj mi na siebie popatrzeć - powiedziała, nim zdążyła ugryźć się w język.
Uwielbiała, gdy lekko spuszczał głowę, by parsknąć śmiechem. Potem zagryzał wargi i z powrotem podnosił swój wzrok na nią. Dziwiła się samej sobie, że znała każdy szczegół dotyczący jego i jego zachowań.
- To dla ciebie - oświadczył miękko, wyciągając przed siebie bukiet. - Jeśli zgodzisz się pojechać ze mną, będziesz mnie oglądać cały wieczór - oznajmił spokojnie.
- Czy ty mnie właśnie zapraszasz na randkę? - zmarszczyła czoło, odbierając kwiaty i uśmiechając się szeroko.
- Określiłbym to raczej jako spotkanie przeprosinowe, ale randka też nieźle brzmi - odpowiedział, wzdychając ciężko. - Ostatnio zachowywałem się jak głupek. Przepraszam, Marthe - odezwał się szczerze.
- Było, minęło. Zapomnijmy o tym - stwierdziła, po czym nachylila się w stronę kwiatów i powąchała je.
- To jak? Mam cię zawieźć do domu, czy zaryzykujesz? - spytał, przechylając głowę na jedną stronę.
Kiedyś była bardzo ostrożna, a pojęcia 'zabawa' towarzyszyło jedynie Eliane. Teraz wszystko ulegało zmianom. Marthe przestała być zbyt przezorna i opiekuńcza. Zaczęła cieszyć się życiem.
- To gdzie mnie zabierasz? - spytała z rosnącym na twarzy uśmiechem.

Ellie potrząsała ze znudzeniem suszarką, traktując ciepłym powietrzem ostatnie pasma włosów. Zajmowała łazienkę już od dobrej godziny, ale przestała obawiać się zniecierpliwienia Loczka - zdążył się przyzwyczaić. 
Usłyszała krótkie pukanie do drzwi. Wyłączyła suszarkę i odłożyła ją na półkę, po czym uchyliła drzwi i wyjrzała na korytarz.
- Co jest?
- Kurier do ciebie - oświadczył Jay, wkładając na siebie T-shirt.
Brunetka wyszła z łazienki i skierowała się na dół. Zaraz za nią schodził James, który był bardzo ciekawy reakcji dziewczyny na bukiet, który dla niej zamówił.
- Eliane Croisseux? - spytał koślawo kurier, wyczytując nazwisko z kartki. - Kwiaty dla pani.
Z szerokim uśmiechem przyjęła różowe tulipany, a James był mocno zaszokowany. Przecież zamawiał dla niej niezapominajki! Eliane za to, była bardzo rozbawiona reakcją Loczka na kwiaty od sekretnego adoratora.
- I jeszcze jedne - odezwał się nagle kurier.
Uśmiech zszedł z twarzy Ellie bardzo szybko. Poprosiła o potrzymanie tulipanów Jay'a, a potem odebrała niezapominajki, które bardzo jej się spodobały.
- Od kogo to? - zapytała, potrząsając nieznacznie bukietem.
- Nie mam zapisanego nazwiska - zamyślił się kurier imieniem Chuck. - Może jest liścik?
- Zaraz poszukam - westchnęła Eliane. - Mam coś podpisać?

- Nie wierzę, że udało Ci się załatwić bilety na mecz Manchester'u City! - zawołała uradowana Marthe, zajmując swoje miejsce.
- Sam też o tym nie wiedziałem! I też jestem zaskoczony - zaśmiał się Max, siadając obok niej.
Przez parę minut Marthe nic nie mówiła. Była zupełnie oczarowana stadionem. Rozglądała się z lubością po trybunach, żeby potem utkwić swój wzrok w zielonej murawie i biegających po niej zawodnikach.
- I jak ci się podoba? - spytał Max, obserwując jej minę.
- Brillant! Pierwszy raz jestem na meczu w UK - odpowiedziała z nieudawaną ekscytacją.
- Poczekaj tutaj, pójdę po coś do picia - powiadomił ją Łysy.
Wstał i przeszedł przez cały rząd. Zatrzymał się po drodze i napisał sms-a:
" Dziękuję za rady! Jak na razie, wszystko jest dobrze. "
I wysłał to do Eliane i Jay'a. 
Przez chwilę myślał o tym, czy nie mógłby pomóc Loczkowi z Ellie, ale wtedy napotkał człowieka sprzedającego napoje. Kupił dwie cole i wrócił do Marthe.
- To komu kibicujesz? - zapytał z rozbawieniem.
- Mam nadzieję, że nie pytasz poważnie - oświadczyła Marthe, patrząc na niego uważnie.
- Sprawdzałem tylko twoją czujność - zaśmiał się, po czym pociągnął łyk coli ze słomki.
Niebawem rozpoczął się mecz. Dali się ponieść emocjom. Wykrzykiwali hasło ulubionego klubu i głośno komentowali najróżniejsze decyzje sędziów. Tłusty mężczyzna, siedzący zaraz obok nich, wdał się z nimi w dyskusję, bo kibicował drużynie przeciwnej. Po wypiciu coli przerzucili się na piwo, co jeszcze bardziej ch rozluźniło. Zachowywali się przy sobie tak, jakby znali się od wieków.
Do końca zostało już tylko parę minut, a na tablicy wynik jednoznacznie wskazywał na remis. Marthe zacisnęła palce na krzesełku naprzeciwko, a Max zagryzał policzek z nerwów.
Piłkarz z Manchester'u City wysunął się z piłką do bramki przeciwników. Wykiwał obronę i strzelił pięknego gola w róg bramki.
Okrzyk radości przewijał się przez trybuny. Max i Marthe też krzyczeli, by potem uścisnąć się z tej całej euforii.
Marthe przypomniała sobie wieczór, kiedy poznała Max'a. Było tak samo. Oglądali razem mecz, a przy świętowaniu zwycięstwa zdarzyło im się przytulić. Tak jak teraz, czuła bliskość Max'a i jego zapach. Nie chciała w to uwierzyć, ale już wtedy zaczynała coś do niego czuć.
- No nie! Musimy uczcić coś takiego! - oświadczył Max stanowczo.
- Co proponujesz? 
- Cokolwiek - wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. - Wymyślimy po drodze!
Złapał ją za rękę i razem przebrnęli przez tłum rozentuzjazmowanych kibiców.

Upiła łyk herbaty miętowej, a potem odstawiła kubek na stolik. James oparł dno swojego o kolano.
- Nadal twierdzisz, że nie wiesz, od kogo są te kwiaty? - spytał, udając obojętność.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Ellie.
Ich mały stolik do kawy zdobiły teraz dwa spore wazony z różowymi i niebieskimi kwiatami. Od pewnego czasu nie robili nic innego, tylko siedzieli w ciszy i patrzyli na nie.
- Chyba jeden zostanie tutaj - stwierdziła nagle. - Przyda się tu trochę świeżego koloru.
- To który zabierasz? Proponuję niezapominajki - wtrącił Loczek, kątem oka spoglądając na minę Eliane.
- Właśnie miałam zamiar je wziąć - oznajmiła, podnosząc się.
Sięgnęła już po wazon, kiedy poczuła wibracje w kieszonce. Wyjęła telefon, co zrobił też Loczek. Uśmiechnęła się do ekranu, widząc podziękowania ze strony Max'a.
- Udało nam się to swatanie - oświadczyła, obdarzając Bird'a ciepłym uśmiechem.
- Też muszę ci podziękować. Chciałem, żeby Max znalazł sobie kogoś po rozstaniu z Michelle - powiedział Jay, chowając telefon z powrotem do kieszeni.
- To był twój pomysł. Ja dopowiedziałam tylko parę szczegółów - wzruszyła ramionami. Zdała sobie sprawę z tego, że właśnie komplementowała Loczka.
- Pierwszy raz usłyszałem coś miłego o sobie od ciebie - uśmiechnął się łobuziarsko.
- Więc zapamiętaj to, bo drugi raz się na to nie zdobędę - poinformowała go Ellie, podnosząc wazon i przyciskając go do piersi. - Dobranoc, Loczku!
- Dobranoc, Li.
Będąc już w pokoju, wzięła się za poszukiwanie liściku. Wstydziła się zrobić to przy Jay'u, bo zapewne by ją wyśmiał. Traciła już nadzieję, że cokolwiek znajdzie, kiedy zauważyła fragment niebieskiej karteczki.
"Następnym razem, zanim wynajdziesz w tym, co mówię, coś nie odpowiedniego, pamiętaj - ja jestem tylko facetem! B."
Otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Bird wysłał jej kwiaty. Bird, który jest teraz za ścianą. 
Wyleciała szybko z pokoju, ale wszędzie światła były już zgaszone, prócz małej lampki w salonie czekającej na Marthe. "Jutro mu podziękuję" - postanowiła, chowając się w swoim pokoju.
- Przeszkadzam ci? - spytał Loczek, opierając się o parapet.
- Jestem na spacerze z Marthe, ale mów - oznajmił Max, a na potwierdzenie w słuchawce zaszumiał wiatr.
- Dostała kwiaty. Niezapominajki i tulipany - zakomunikował Jay.
- Od kogo? Myślisz, że to mógł być...
- Nathan, przecież to oczywiste - odparł James, wzdychając ciężko. - Już miałem nadzieję, że się odczepił.
- Pogadamy jutro, okej? Muszę spadać.
- Jasne... Tylko niech Marthe wróci do domu przed pierwszą, na litość boską! - powiedział to śmiesznym głosem, powodując śmiech Max'a.
Rozłączył się i rzucił telefon na komodę. Wsunął się pod kołdrę i spojrzał wprost na terrarium i Neytiri w środku.

- Gdybyś tylko potrafiła mówić... - szepnął, po czym przewrócił się na drugi bok i zamknął oczy.